Fredrik Lindgren. fot. Taylor Lanning
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Fredrik Lindgren zaliczył kolejny dobry występ na PGE Narodowym. Szwed po bardzo zmiennym dla siebie turnieju wskoczył na podium i dopisał 16 cennych punktów do klasyfikacji. Po zawodach cieszył się ze znacznie lepszego występu niż w inauguracyjnej rundzie i przyznał, że miał trochę szczęścia w półfinale.

 

W sobotni wieczór bardzo trudno było przewidzieć to, jak Lindgren będzie się spisywał w kolejnych starciach. Po dwóch biegach na jego koncie były dwa punkty, w następnych dwóch wszyscy rywale przyjeżdżali daleko za nim, a na koniec rundy zasadniczej przydarzył mu się upadek. Pomyłka Bartosza Zmarzlika sprawiła, że zawodnik z Orebro znalazł się w finale i po wykluczeniu Mikkela Michelsena stanął na najniższym stopniu podium.

– Bardzo potrzebowałem dobrego wyniku w Warszawie, aby odbić się w tabeli po turnieju w Gorican. Jestem szczęśliwy z tego jak ten wieczór się potoczył i z tego, które miejsce zająłem. Nie był to dla mnie jednak łatwy turniej. Było trochę pecha, bo przydarzył mi się wypadek. Walczyłem o punkt w każdym biegu i później miałem z kolei trochę szczęścia w półfinale. Ono jest jednak czasem potrzebne – mówił Lindgren na konferencji prasowej.

W przypadku imprez na technicznych torach, jak ten w Warszawie, często poruszany jest temat tego, jak niektórym zawodnikom pomogły w karierze starty na Wyspach Brytyjskich. Szwed przez lata miał możliwość jazdy w Wolverhampton Wolves, ale nie uważa, iż jest to najważniejsza przyczyna jego świetnych występów na PGE Narodowym.

– Wiele czynników w żużlu jest bardzo ważnych. Ściganie jest bardzo intensywne. Jeździłem trochę na małych torach i być może trochę mi to pomogło, ale mamy też wielu zawodników, którzy na nich nie jeździli i też świetnie sobie radzą. Nie jestem więc pewien, że to jest kluczowe – komentował zawodnik zielona-energia.com Włókniarza Częstochowa.

Podczas zmagań w stolicy Polski dwukrotny medalista IMŚ mógł liczyć na rodzinne wsparcie. W parku maszyn pojawiła się m.in. jego córeczka. Jak się okazuje, czarny sport przypadł jej do gustu. – To było jej pierwsze Grand Prix. Myślę, że była trochę podekscytowana. Kilka tygodni temu było podobnie na meczu polskiej ligi. Wygląda na to, że lubi sport motorowy – zakończył Lindgren.