Szymon Woźniak Foto: Tomasz Przybylski // GESS.PL
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Motor Lublin w znakomity sposób odrobił straty z pierwszego meczu finałowego i zapewnił sobie pierwszy tytuł mistrza Polski w swojej historii. Koziołki kropkę nad złotym i postawili w biegu 14., kiedy najpierw wykluczony został Szymon Woźniak, a później para Motoru pokonała 5:1 osamotnionego Patricka Hansena. Jak przyznał szef sędziów, Leszek Demski, decyzja o wykluczeniu zawodnika Stali z gonitwy czternastej była prawidłowa.

 

Przypomnijmy, że przy wjeździe na prostą startową doszło do kontaktu Szymona Woźniaka i Mikkela Michelsena. Zawodnicy sczepili się motocyklami, hak Duńczyka wylądował w przednim kole gorzowianina, wyrywając mu szprychy. Niedługo potem Woźniak upadł, bo nie mógł kontynuować jazdy na uszkodzonej maszynie.

– Na wejściu w łuk był błąd zawodnika w kasku żółtym (Szymona Woźniaka), po tym błędzie pociągnęło go troszeczkę, chciał wrócić do wewnętrznej i zablokować, bo wiedział, że będzie wyprzedzony – oceniał Leszek Demski w Magazynie PGE Ekstraligi w Canal+ Sport5. – Rozumiem dramaturgię zawodów, ale był to błąd zawodnika, dlatego zamykał wewnętrzną i „nadział” się na hak zawodnika jadącego w kasku niebieskim (Mikkela Michelsena) i nie mógł kontynuować jazdy. Innej decyzji nie mogło być – dodał.

– Nie wiem czy decyzja słuszna, bo regulamin nie zakłada chyba takich sytuacji. Z wyjścia z łuku widać, walczymy, było ciasno, po prostu hak wpada w moje przednie koło i widać, co się dzieje z motocyklem. Nie ma szans, żeby na takim motocyklu kontynuować jazdę, nawet gdybym chciał – podkreślił Szymon Woźniak, który jednak nie chciał zrzucać odpowiedzialności za wynik na decyzje sędziowskie i sam przyznał, że pojechał słabo.

Motor Lublin wygrał 53:37, odrobił 12 punktów straty, co było największym „powrotem” w historii PGE Ekstraligi.