fot. Akbi Photos Arkadiusz Buczyński

Jakiś czas temu o związki z czarnym sportem pytaliśmy byłego Prezydenta RP, Aleksandra Kwaśniewskiego. Speedway nie był obcy również jego poprzednikowi, czyli Lechowi Wałęsie. Szefem jego gabinetu był bowiem Mieczysław Wachowski, który mocno wspierał „klan Gollobów”. O sporcie, żużlu i zabawnych memach w poniższej rozmowie z laureatem Nagrody Nobla.

 

Panie Prezydencie, proszę powiedzieć na początek jakimi sportami interesował się Pan w swojej młodości?

Wie Pan, mówiąc żartobliwie, choć nie do końca, w czasach mojej młodości to była taka bieda, że ja na interesowanie się sportem, tak naprawdę nie miałem czasu. Patrzyło się bardziej na to jak „przeżyć”, a nie jakim sportem się zajmować. Jak dorastałem, to parę sportowych rzeczy robiłem. W jednych czułem się lepiej, w drugich gorzej. Na pewno dana dyscyplina uwarunkowana jest warunkami fizycznymi. Ja na lekkoatletykę się nigdy nie nastawiałem, bo miałem do biegania za krótkie nogi (śmiech – dop.red.). Na pewno, jak każdy młody chłopak, grywałem w pikę, ale prawda jest taka, że najczęściej stawałem na bramce i też ponoć sobie nie najgorzej radziłem na tej pozycji. Mało kto wie, że swego czasu byłem dobry w takiej dyscyplinie sportowej jak łucznictwo i nawet w jakichś zawodach, bodajże powiatowych, coś tam trafiałem tym łukiem.

Gdańsk to, oczywiście oprócz piłki nożnej, żużel. Jakie jest zatem Pana skojarzenie jak Pan słyszy nazwę tej dyscypliny sportu?

Pierwsze skojarzenie jest takie, że pamiętam dokładnie, iż na zawodach żużlowych byłem w swoim życiu dokładnie pięć razy. Nie można więc o mnie absolutnie powiedzieć, że jestem jakimś wielkim fanem tej dyscypliny sportu. Od razu zaznaczę, że nie miałem okazji nigdy przejechać się na motocyklu żużlowym, ale same motocykle obce mi nie są. W młodości Wałęsa wiedział doskonale jak się jeździ Junakiem czy SHL-ką.

I jak młody Lech Wałęsa „szalał” motocyklami po polnych drogach, to nie kusiło, aby może wyczynowo podejść to sportu motorowego?

Nie. Wszelkie zespoły, w których byłaby możliwość jakiejś dalszej drogi w podnoszeniu umiejętności jazdy motocyklem były po prostu za daleko od mojego ówczesnego miejsca zamieszkania. Kto wie, co by było, gdyby było bliżej. Tego już się nikt nie dowie.

Pamięta Pan swój pierwszy raz na żużlu?

Nie. Niestety tego pierwszego razu kompletnie nie pamiętam. Pamiętam jednak jedno. To były te czasy, kiedy byłem jeszcze osobą, nazwijmy to, kompletnie niezauważalną i mogłem skupić się na samych zawodach. Później byłem na meczu jak już kojarzono nazwisko Wałęsa i z tym oglądaniem żużla w sensie całkowitego skupienia się na nim różnie bywało.

Jak Pan uważa, dlaczego sport żużlowy przyciąga w Polsce na trybuny tak duże rzesze kibiców?

Moim zdaniem powód jest prosty. Na pewno jest to sport bardzo widowiskowy. Wielu chciałoby samemu się pościgać, ale nie mają możliwości i co najważniejsze odwagi. Myślę, że chyba właśnie najbardziej ta odwaga zawodników sprawia, że tylu kibiców chodzi na żużel. Zawsze w sporcie podziwiamy tych lepszych od samych siebie.

W sierpniu 1980 roku w ramach Igrzysk Solidarności odbył się turniej żużlowy w Gdańsku. Obsada była mocna, niestety zawody zostały przerwane ze względu na opady deszczu po sześciu biegach. Miał Pan okazję być na tym turnieju?

O tym, że taki turniej miał miejsce doskonale wiem. Niestety nie mogłem na tych zawodach zagościć, ponieważ wtedy, kiedy one się odbywały, przebywałem poza granicami Polski.

fot. Facebook Lecha Wałęsy

Gdańsk to, oprócz klubu żużlowego Wybrzeże, legenda polskich torów żużlowych – świętej pamięci Zenon Plech. Znaliście się osobiście?

Kim był Plech oczywiście wiem, ale chyba nigdy nie było okazji poznać się osobiście. Jak Plech święcił swoje największe sukcesy, to mało kto na świecie wiedział kim jest Wałęsa.

Myślę, że nazwisko Gollob jest również Panu doskonale znane…

Oczywiście, że nazwisko Gollob kojarzę, bo przecież nie kto inny jak Mieczysław Wachowski, który był szefem mojej kancelarii, utrzymywał z Gollobami bardzo bliskie kontakty i pewnie nie raz i nie dwa im pomógł.

Mieczysław Wachowski tak naprawdę był pierwszym w Polsce politycznym „ambasadorem” żużla. Nie przeszkadzała Panu ta jego żużlowa aktywność?

Ja sam wielkim pasjonatem żużla nie byłem i nie jestem jak już mówiłem, ale jeśli Wachowski lubił ten sport bardzo mocno, miał więcej czasu aniżeli ja, to ja mu absolutnie nie przeszkadzałem. Nawet myślę, że niekiedy zachęcałem, abyśmy ze sportowcami mieli dobre kontakty. Nie przypominam sobie, abym z Gollobami widział się osobiście, ale na pewno występy Golloba śledziłem w telewizji.

A nazwisko Zmarzlik…

To nazwisko kojarzę. Obiło się parokrotnie o moje uszy. Dobry żużlowiec. Trzykrotny mistrz świata. To tylko wypada gratulować i żałować, że w ostatnich latach jestem dalej od sportu.

Wróćmy na moment do lat 80. Pamięta Pan czy ówczesna „Solidarność” agitowała również kibiców na stadionie gdańskiego Wybrzeża? Wtedy przy Długich Ogrodach pojawiały się tłumy.

Jednoznacznie Panu nie odpowiem, bo czasu już sporo minęło. Wydaje się mi jednak, że mieliśmy tyle kłopotów i problemów, że takich działań wtedy nie było ze względu na brak czasu ludzi, którzy wtedy w nasze działania wraz ze mną się angażowali.

Jak sięgnie Pan pamięcią wstecz, to z którym politykiem miał Pan okazję porozmawiać najdłużej o sporcie?

Było tyle tych spotkań, tyle osób i tyle czasu upłynęło, że dziś na to pytanie Panu nie odpowiem. Pewnie bywało, że jakieś wątki o sporcie się przewijały, ale gdzie, z kim i kiedy, to po prostu nie pamiętam. Sport, jak mówię, pewnie się pojawiał, ale jako wątek poboczny. Tematy główne zawsze były inne. Wiele razy spotykałem się nie tylko z wielkimi osobistościami świata, ale i sportowcami. Pamiętam doskonale spotkanie z naszym skoczkiem narciarskim – Adamem Małyszem. Żartowałem wtedy, że pewnie skoczyłbym dalej, bo więcej ważę. Adam się wtedy śmiał i mówi, że pewnie na starcie Pan Prezydent byłby lepszy, ale później szybciej by opadał (śmiech – dop.red.).

Który sporowiec i dlaczego Panu imponował?

Ja uważam się za „wieloboistę” (śmiech -dop.red.). Przez wiele lat różnych sportowców podziwiałem w różnych dyscyplinach. Wie Pan, miałem wielki szacunek do Muhammada Alego, ale i do naszego boksera Tadeusza Walaska, o którym dziś niewielu już pamięta. Nie był za wysoki, ale potrafił doskonale boksować. Bardziej sympatią zawsze „polowałem” na swoich, czyli rodaków. Jeśli chodzi o piłkę nożną, to oczywiście najbardziej Włodzimierz Lubański. Później Kazimierz Deyna, Robert Gadocha i był taki doskonały też zawodnik Zygfryd Szołtysik. Wielu sportowców więc przez lata podziwiałem, wiedząc, że ja też chciałbym, ale nie mogę (śmiech -dop.red.).

fot. Facebook Lecha Wałęsy

Który sport lubi Pan oglądać w telewizji?

Nie ukrywam, że jak już sport w telewizji, to skoki narciarskie jakoś mnie najbardziej pociągają. Nie będę oryginalny, ale zdarzy się także pika nożna.

Wielokrotnie gościł Pan u siebie polskich sportowców. Jak ich Pan motywował przed ważnymi występami czy też dziękował za sukcesy?

W jednym i drugim wypadku zawsze powtarzałem, że swoimi występami podnoszą nasz patriotyzm i naszą wielkość na arenie międzynarodowej. Za sukcesy oczywiście dziękowałem i honorowałem odznaczeniami, jeśli byli do nich wyznaczeni przez odpowiednich urzędników.

Skoro rozmawiamy o tym sporcie. To jako człowiek nie ma Pan żalu, że gdy inni mężczyźni chodzili z kolegami na mecze, załóżmy takiej Lechii Gdańsk, to Pan musiał być zajęty czymś innym i poświęcał wszystko polityce?

Na pewno w jakiś sposób jestem niezadowolony. Dziś nie ma co narzekać na los, że był taki czy inny. Było tak, jak Pan mówi. Inni mogli robić inne rzeczy, a ja powtórzę się po raz enty. Robiłem w życiu nie to, co chciałem, ale to, co musiałem, bo tak się ono potoczyło.

Doskonale znane są memy z Pana udziałem. W niektórych radzi Pan nawet sportowcom co mają zrobić w drodze po sukces…

Powiem Panu, że Lech Wałęsa poczucie humoru ma i często z niektórych memów ja sam nieźle się uśmiałem.

Czego życzy Pan kibicom sportowym?

Jak najwięcej sukcesów polskich zawodników i jak najwięcej okazji do pozytywnego, podkreślam, wyładowania swoich emocji.

Dziękuję za rozmowę.

Dziękuję również.

Rozmawiał ŁUKASZ MALAKA