Nie jest tajemnicą, że Andrzej Lebiediew, oprócz ścigania się na żużlu, prowadzi także własną restaurację w Daugavpils. Ostatnie tygodnie nie są łatwe dla biznesu 26-latka, bo na Łotwie od 9 listopada panuje lockdown. Nowy nabytek Wilków Krosno przyznaje jednak, iż stara się dostosować do nowej sytuacji i nie zwalniać swoich pracowników.
Według łotewskich przepisów, lokale gastronomiczne, podobnie jak w Polsce, mogą sprzedawać żywność tylko na wynos. Przed czasami pandemicznymi w restauracji Yogi Bear można było zjeść takie dania jak steki, cordon bleu, burgery, mini pizze czy ryby.
– Trudno się nam funkcjonuje w tych czasach. Działamy tylko na wynos. Byliśmy zmuszeni nieco skrócić naszą kartę. Wychodzę z założenia, że chcę po prostu przetrwać ten okres i być zabezpieczonym. Nie chcę zwalniać ludzi i zabierać im pracy oraz chleba. Już wolę wyjść niekiedy na minus – mówi nam Lebiediew.
– Ten lockdown jest gorszy niż poprzedni. Bardziej go odczuwamy. Wtedy było sporo przepisów dotyczących zachowania dystansu, zmniejszenia liczby klientów. Teraz wygląda to zupełnie inaczej – dodaje.
Istotny jest fakt, że lokal wcześniej funkcjonował głównie stacjonarnie. Zamówienia na wynos składano raczej okazjonalnie i nie było to główne źródło dochodu restauracji zawodnika.
– Wcześniej mieliśmy swój dowóz. Jak ktoś dzwonił na numer restauracji, to wtedy mu zawoziliśmy jedzenie. Teraz zaczynamy działać z aplikacjami. Mamy tu chociażby odpowiednik waszego pyszne.pl. Uczymy się tych nowoczesnych projektów – tłumaczy były żużlowiec PGG ROW-u Rybnik.
Łotysz podkreśla, że żadnej pracy się nie boi. Przy dużej ilości zamówień Lebiediew sam w siada w samochód i rozwozi dania restauracji. – Jak jest potrzeba i nie jestem wtedy na treningu to również jeżdżę z dostawą. Kibice mogą mnie od razu rozpoznać, bo jeżdżę tym busem, którym zazwyczaj udajemy się na zawody – kończy Lebiediew.
ZOBACZ TAKŻE:
Żużel. Angielski zespół w Polsce? To byłaby sensacja
Brawo za działanie Andrzej. W tych ciężkich czasach mało kto potrafi przestać biadolić i wziąć się za robotę, nawet gdyby to była tylko robota na przetrwanie.
Okazuje się, że jest mnóstwo ludzi, którym sodówa nie wali i mimo kariery w profesjonalnym sporcie i to po sezonie non-profit, straconym przez kontuzję, nie spada im korona z głowy, jeśli mają się chwycić prostych prac ze znikomym przychodem.
Żużel. Zmiany u mistrzów Polski. Nowa nazwa stadionu „Koziołków”
Żużel. Baron zmierzy się z Unią na Motoarenie. Stal jedzie na teren Zmarzlika (ZAPOWIEDŹ)
Żużel. Wrócił na tor fatalnej kontuzji i trzech latach przerwy. Żużel wielką miłością Ukraińca
Żużel. Pokaz mocy Falubazu przed starciem z GKM! Sprawdzili się na W69
Żużel. Częstochowianie zgarną pierwsze punkty czy wrocławianie będą niepokonani? (SKŁADY)
Żużel. Potrzebna pomoc w kolejnym kroku do Księgi Guinessa Pani Ireny Nadolnej