Robert Lambert jest bardzo ważną postacią w najnowszej historii Motoru Lublin. Brytyjczyk pomógł „Koziołkom” dotrzeć z 2. Ligi do PGE Ekstraligi, lecz na końcu miał zostać źle potraktowany. Przyznał, że nie pozwolono mu uwolnić potencjału, który wyzwolił po odejściu z lubelskiej ekipy. 

 

Lambo był najnowszym gościem programu „Home Track”. Wicemistrz świata zapytany o powrót do Lublina odpowiedział dyplomatycznie, lecz podkreślił, że świetnie się czuje w Toruniu. Na ten moment nie widzi siebie w żadnym innym zespole.

– Nie można tego wykluczyć. Tak naprawdę mogę reprezentować każdy klub. Bardzo się cieszę, że w najbliższej przyszłości, a może nawet w dłuższej perspektywie będę jeździł w Toruniu. Jeśli między mną, a klubem nie dojdzie do jakiegoś sporu, to nie będę widział powodów, dla których miałbym odejść. Jeśli tylko będziemy w stanie dojść do porozumienia, co do warunków współpracy, to nie będę nic zmieniał – stwierdził Robert Lambert w programie „Home Track”.

Brytyjczyk przyznał też, że nadmierna rywalizacja wewnątrz zespołu nie sprzyja drużynie. Uważa, że w składzie obsadzonym gwiazdami mogłoby dojść do nieporozumień, co by nie było korzystne.

– Być może pewnego dnia znów będę w Lublinie, ale obecnie ten zespół składa się ze zbyt wielu świetnych zawodników. W takich sytuacjach zawsze pojawia się walka o palmę pierwszeństwa. Jeśli skład Motoru pozostanie bez zmian, a ja dołączę do tej ekipy w 2027 roku i będę jeździł razem z Bartkiem, Freddie’m i Jackiem Holderem, to na pewno będziemy ze sobą walczyć o pozycję lidera. Odrobina rywalizacji jest potrzebna, ale zażarta rywalizacja już nie, bo nie sprzyja – powiedział Robert Lambert.

Lider KS Apatora Toruń miał ogromny wpływ na wyniki Motoru Lublin. Jeździł tam od najniższej klasie rozgrywkowej i wprowadził do tej najwyższej. Końcowo nie dano mu takiej szansy, na jaką sobie zapracował, za co ma żal do działaczy. Uważa, że żałują jego odejścia.

– Mam wiele wspomnień związanych z Lublinem. Dołączyłem do klubu, gdy był na dnie. Jeżdżąc w najniższej klasie rozgrywkowej mogłem się rozwinąć, klub też się rozwijał. Awansowaliśmy do 1. Ligi, a następnie Ekstraligi. Pamiętam doskonale nasz wyścig z Andreasem Jonssonem, przeciwko Worynie i Lebiediewowi. Czuję sentyment do tego klubu. Nie podobało mi się jednak, jak potraktowano mnie w moim ostatnim sezonie. Byłem rezerwowym i było to dla mnie bardzo wymagające. Dla klubu, dla menadżera też nie była to prosta sprawa, ale powinni byli dostrzec we mnie potencjał i dać mi szansę, zamiast wrzucać do biegów, kiedy tylko tego potrzebowali. Oczywiście działali dla dobra drużyny, ale dla mnie to było bardzo niekorzystne. Myślę, że działacze teraz żałują, że mnie nie zatrzymali – mówi Lambert.