Skojarzenie z norweskim żużlem? Najbardziej popularne obecnie dla większości kibiców to z pewnością Rune Holta. Kolejnym, dającym punkty w żużlowej Familiadzie, byłby pewnie „stranieri” Morawskiego Zielona Góra, Lars Gunnestad, który przez wielu widziany był na podium indywidualnych mistrzostw świata. Mało kto jednak wie, że to, co nie udało się Gunnestadowi czy Holcie, powiodło się niejakiemu Sverre Harrfeldowi, który przed dekadami ścigał się na żużlu. Żaden Norweg w historii nie był tak blisko tytułu IMŚ jak właśnie Haarfeldt. Nie brakowało kibiców, których zdaniem gdyby nie kontuzja z „polskim” akcentem, Norweg zostałby mistrzem świata.
Miłość do speedwaya u młodego Norwega była na tyle duża, że na pierwszy swój motocykl, zamiast spędzać czas z kolegami, postanowił zapracować.
– O tym, że zostanę żużlowcem postanowiłem po tym, jak oglądałem Basse Hveema (były norweski żużlowiec – dop.red.). Na swój pierwszy motocykl pracowałem siedem miesięcy, wykonując prace dorywcze na statkach pasażerskich pływających z Norwegii do RPA czy Australii. Zarobiłem około 800 funtów. To była spora kwota i od jednego z zawodników mieszkających w Oslo kupiłem za nią używanego JAP-a – wspominał po latach Norweg.
Talentu do ścigania mu nie brakowało. Moment zwrotny w karierze nastąpił w 1963 roku. W finale nordyckim na torze w Vaxjo zajął czwarte miejsce. Na zawodach obecny był również Ole Nygren. Kiedy ten ostatni został poproszony przez promotora Wimbledonu o wskazanie skutecznego zawodnika, bez wahania polecił Norwega. Tym samym Sverre znalazł się w lidze angielskiej, gdzie na początku zastąpił kontuzjowanego idola fanów Wimbledonu, Ronniego Moora. W debiucie przeciwko Southampton wywalczył siedem punktów, w kolejnym meczu wyjazdowym w Manchesterze pokonał samego mistrza świata, Petera Cravena. Postępy Norweg czynił systematycznie. W 1965 roku być może pięć biegów dzieliło go od występu w pierwszym Finale Światowym. Problem w tym, że człowiek z krainy „fiordów”, co dziś brzmi niewiarygodnie, przegapił zawody w Slanach.
– To nie była moja wina. Pojechałem tam, ale w dniu zawodów zastałem pusty i zamknięty stadion. Okazało się, że w piśmie, które mi dostarczono, federacja norweska pomyliła daty finału. Jako jedyny przybyłem za późno i to tylko pokazuje, jaki stosunek do żużla był w Norwegii – komentował „wypadek” Haarfeldt.
W 1965 roku nasz bohater zamienił Wimbledon na West Ham, z którym udało mu się wywalczyć potrójną koronę League, KO Cup i London Cup. Duży tor we wschodnim Londynie idealnie pasował do stylu jazdy Sverre’a polegającego na jeżdżeniu po „płocie” i pełnym otwarciu przepustnicy, dzięki czemu szybko stał się ulubieńcem wielkich fanów.
– Sverre niesamowicie jeździł po szerokiej. Inna sprawa, że miał bardzo dobre i szybkie motocykle. Krążyła wiele lat historia wśród kibiców, że kiedyś na jego motor wsiadł Ove Fundin. Szybko z niego zszedł… twierdząc, że jest dla niego za szybki – wspominał historię związaną z Norwegiem jeden z brytyjskich kibiców.
23 września 1966 to najlepszy żużlowy dzień chwały w karierze Haarsfeldta. W indywidualnym finale światowym rozegranym na torze w Goetborgu zajmuje drugie miejsce z czternastoma punktami na koncie. Od tytułu mistrzowskiego tamtego wieczoru dzieliły go tylko trzy okrążenia. Marzenia na jedyny do tej pory mistrzowski tytuł dla Norwegii „zabił” Barry Briggs.
Żużel. Klaus Lausch: Nowy silnik? Jestem optymistą – PoBandzie – Portal Sportowy (po-bandzie.com.pl)
– Ze startu wyszedłem idealnie. Prowadziłem. Na ostatnim wirażu pierwszego okrążenia odjechałem za szeroko i wykorzystał to Briggs. To była moja wina i tylko mój głupi błąd zaprzepaścił zrealizowanie marzenia, jakie ma każdy zawodnik. Przegrałem w trzeciej serii. Pozbierałem się szybko „głową”. Dwa kolejne starty wygrałem i byłem gorszy od Brigssa, ale lepszy od Woryny. Mimo wszystko srebrny medal cieszył. Wtedy wierzyłem, że na złoto przyjdzie czas – wspominał tamten wieczór w Szwecji Haarfeldt.
Inny dzień ze swojej kariery na torze były wicemistrz świata wspomina skrajne odwrotnie do dniu finału w Szwecji. 25 sierpnia we Wrocławiu rozgrywany jest finał europejski, z którego pierwsza dziesiątka awansuje do finału światowego. Po dwóch startach Haarfeldt ma na swoim koncie dwa punkty. W dwunastym biegu dochodzi do wypadku z Edwardem Jancarzem. Złamane udo, złamana kostka i połamana miednica sprawia, że marzenia o kolejnym finale stają się nierealne. Zawodnik zostaje przetransportowany na chirurgię Szpitala Uniwersyteckiego we Wrocławiu, gdzie jego stan określa się jako poważny. Po dwóch tygodniach stan poprawia się na tyle, że możliwy staje się transport do szpitala w Oslo.
– Polacy się mną naprawdę dobrze zaopiekowali. Groziła mi amputacja nogi, ale ostatecznie ją uratowano. Ból był straszny. Po przewiezieniu do szpitala w Oslo, leżałem w gipsie od głowy do dołu trzy miesiące. Tak naprawdę na nowo musiałem uczyć się funkcjonować i chodzić. Był moment, że korzystałem z wózka inwalidzkiego, później pół roku chodziłem o kulach – dodawał Norweg.
Pełna próba powrotu na tor nastąpiła w sezonie 1970. Niestety, dyspozycja była zdecydowanie słabsza, aniżeli przed kontuzją. Czary goryczy dodała złamana w maju, w kolejnym upadku, ręka. W momencie odniesienia kontuzji Norweg nie miał jednak jakiejkolwiek świadomości, że nieszczęście które go spotkało, prawdopodobnie uratuje mu… życie.
– Podczas meczu, który obserwowałem z parkingu, Phil Bishop zaproponował mi, abym pojechał towarzysko z nim oraz paroma zawodnikami na mecze do Holandii. Wyraziłem zgodę. Tuż przed samym wyjazdem przypomniałem sobie, że mam wizytę kontrolną u lekarza. Zadzwoniłem do Phila i zrezygnowałem z uczestnictwa w wyjeździe – mówił Norweg, Warto przypomnieć, że podczas ów wyjazdu doszło do tragicznego wypadku samochodowego w okolicach Lokeren. Zginęło w nim sześć osób. Czterech zawodników oraz kierownik zespołu, Phil Bishop.
Żużel. Anglicy wściekli. Telewizja w ogniu krytyki – PoBandzie – Portal Sportowy (po-bandzie.com.pl)
Sezon 1971 okazał się ostatnim w żużlowej karierze Norwega. – Wiedziałem doskonale że nigdy nie wrócę do formy sprzed wypadku we Wrocławiu. Dodatkowo znacznie spadła wartość korony norweskiej do funta i żużel stał się mniej opłacalny. Skończyłem. Nie żałuje niczego. Byłem wicemistrzem świata. W 1960 byłem wybrany norweskim człowiekiem sportów motorowych. Jedynymi sportowcami wówczas, dla których sport był zawodem byli tylko narciarze. Piłkarze byli amatorami, a ja na swoim hobby zarabiałem – mówił przed laty 86-letni obecnie Norweg.
Żużel. To jest żużel i tu się ostro jeździ (KOMENTARZ)
Żużel. Wszyscy wstrzymali oddech! Madsen i Holder gruchnęli o tor! (ZDJĘCIA)
Żużel. „Beniaminek ma przes****”. Bajerski mówi o budowie drużyny na PGE Ekstraligę
Żużel. „Wolny Zmarzlik i Kowalski wygrywają!”. Mistrz zwrócił się do dzieci i tunera tuż po GP!
Żużel. Łoktajew mówi o Ekstralidze! „Jak nie teraz, to kiedy?”
Żużel. Co za serce Zmarzlika! Wygrał GP i… zamknął zbiórkę charytatywną!