Żużel. Konflikt na linii Świącik-Cieślak zażegnany w Wigilię. „Patrzenie na siebie z boku nie ma najmniejszego sensu”

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Nie jest tajemnicą, że od pamiętnych wydarzeń z sierpnia 2020 roku relacje pomiędzy Michałem Świącikiem a Markiem Cieślakiem nie były najlepsze. Prezes i szkoleniowiec nieodbytym meczu Eltrox Włókniarza Częstochowa z Moje Bermudy Stalą Gorzów nie rozstali się w zgodzie. Częstochowski konflikt został jednak zażegnany w wyjątkowy dzień, czyli Wigilię Bożego Narodzenia.

 

– Ja jestem człowiekiem, który stara się godzić. Ci, którzy mnie znają, to wiedzą, że niejednokrotnie udawało mi się godzić zwaśnione strony. I zawodników, którzy się lata nie odzywali i zawodników z dziennikarzami. Ludzie, którzy ze mną współpracują mogliby coś więcej na ten temat powiedzieć. Święta były taka okazją ku temu, żeby po tych dwóch latach zadzwonić i sobie porozmawiać – mówił Michał Świącik w programie „Trzeci Wiraż” na antenie nSport+.

Pierwszy „rękę na zgodę” wyciągnął sternik czterokrotnych mistrzów Polski. To on wykonał telefon do utytułowanego szkoleniowca w świątecznym okresie. Rozmowa dotyczyła tematów żużlowych, ale nie tylko.

– Ja jestem młodszy, więc uważałem, że taktem z mojej strony jest zadzwonić do Marka i porozmawiać. Nie tłumaczyliśmy sobie tego, co było wcześniej, bo to nie oto chodzi. Rozmawialiśmy o tym, co się dzieje teraz w ogóle na świecie. Czas tak szybko leci, że patrzenie na siebie z boku nie ma najmniejszego sensu. Zawsze wychodziłem z założenia, że niezgoda buduje, a zgoda rujnuje. Tak do tego podchodzę i myślę, że ja i Marek jesteśmy z tego powodu zadowoleni – dodawał prezes częstochowskiego klubu.

Nie zabrakło też rozmowy o sprawie, która poróżniła prezesa i trenera. Zdaniem Komisji Orzekającej Ligi, wspomniane starcie częstochowian i gorzowian nie odbyło się z winy organizatora. Gospodarze w wymaganym stopniu nie uwzględnili możliwości występowania opadów deszczu przy pracach na torze.

– Nie chcę do tego wracać i rozbierać całej sytuacji. Trochę sobie o tym też porozmawialiśmy. Przed nią przegraliśmy trzy mecze u siebie. Nie ukrywam, że był nacisk pewnej grupy zawodniczej na te rzeczy, które się później stały. Te prace i tak dalej. Trzeba pamiętać o tym, że gdyby nie ten deszcz, ta ulewa, która przeszła przez Częstochowę we wtorek przed meczem z Gorzowem, bo byśmy ten mecz odjechali, z dużym prawdopodobieństwem go wygrali i wszystko byłoby w porządku. Stało się tak, jak się stało – stwierdził Michał Świącik.