Żużel. Zlata Prilba łączy Wojaka Szwejka i… żużel! Rozmowa o słynnym hełmie z jego twórcą

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

W niedzielę po raz 76. odbyły się w Pardubicach zawody o Zlatą Prilbę, czyli „Złoty Kask”. Pierwsze wyjątkowe trofeum założył na głowę Zdenek Pohl w 1929 roku. Późnej zakładali go tacy zawodnicy jak: Hans Nielsen, Erik Gundersen czy legenda czeskiego żużla, Jiri Stancl. W tym roku przywdział go z kolei Rasmus Jensen. Mało kto wie, że przygotowanie głównego trofeum trwa blisko pół roku, a od 1929 z przerwami zajmuje się tym nie kto inny, jak rodzina Lejhanców. Od dekad w centrum Pardubic prowadzi ona jubilerski salon „Klenoty Lejhanec”.

 

– Historia naszego zakładu zaczęła się tak naprawdę ponad 120 lat temu, bo w 1899 roku. Wtedy mój dziadek Cenek Lejhanec otworzył swój pierwszy zakład złotniczy i zegarmistrzowski w Pardubicach, jeszcze wówczas przy ulicy Jindrijskiej. Dziadek pochodził z pobliskiego Barchova, a kunsztu złotniczego uczył się on w samym Wiedniu, gdzie przebywał na naukach rzemiosła. Po pierwszej wojnie światowej powodziło mu się na tyle dobrze, że w 1924 roku kupił dom, w którym właśnie sobie teraz  rozmawiamy. Jesteśmy zatem jako zakład jubilerski w tym miejscu Pardubic równo 100 lat. Po śmierci dziadka firmę prowadziła z kolei babcia Marie z moim ojcem Jirim. Po nim przejąłem ją ja, jako jeden z pięciu synów taty – mówi nam wnuk Cenka Lejhanca, Pavel Lejhanec. 

Na zdjęciach od lewej: założyciel zakładu Cenek Lejhanec oraz jego syn, Jiri Lejhaec

To właśnie w salonie jubilerskim w centrum Pardubic od dekad przygotowywany jest Złoty Kask. 

– Dostarczanie Złotego Kasku to już tradycja, która wpisała się w naszą rodzinną historię. Pierwszy, w 1929 roku robił mój dziadek. Jak wiadomo, zawody rozgrywano jeszcze wtedy na obecnym torze wyścigów konnych. Niestety dziadka swojego nie znałem, ponieważ urodziłem się parę lat po jego śmierci. Po dziadku tradycję przejął ojciec, a od 1991 roku zajmuję się tym ja. Nasz zakład wykonywał kask do 1951 roku. W latach 1961-1966 kaski powstawały w Praskim Stowarzyszeniu Jubilerów. W latach 1967-1991 z kolei jego produkcję przejęła szkoła jubilerska w Turnowie. W tamtych czasach kask robiono z tombaku, stopu miedzi i cynku. Od 1991 roku „Klenoty Lehanec” ponownie przygotowują kaski i są w całości podobnie jak Puchar Stanleya czy Patera Wimbledonu, wykonane z wysokiej próby srebra. Ozdoby mają czystość 925/1000. Cały hełm również jest sygnowany tym znakiem przez probiernię. Podstawa hełmu jest wykonana z czystego srebra, jest ozdobiony także dwiema gałęziami. Umieszcza się na nich czeskie granaty, przypominające łzy. Symbolizują one sześć ofiar śmiertelnych podczas zawodów o Zlata Prilbę. Przylegające do kasku paski są z kolei wykonane z bardzo delikatnej skóry i utrzymane kolorystycznie w pardubickich barwach, czerwono-białych. Kask waży 1840 gram – dodaje Pavel Lejhanec. 

Uroczysta prezentacja kasku przed zawodami

Każdy kask jest oryginalny i przechodzi w ręce najlepszego zawodnika. Prace nad nim zaczynają się z reguły pół roku przed zawodami.

– Mam zawsze gotowy tzw. „garnek”, czyli półprodukt. Dzieje się tak na wypadek, gdyby wystąpiła wada, której nie da się naprawić podczas procesu szlifowania. Zdarzyło mi się to już raz. Cały kask trzeba było wtedy przetopić i wykonać na nowo. Ostatnim etapem prac jest złocenie srebrem. Kask należy najpierw dopasować do płaskiej powierzchni, a następnie przeszlifować papierem ściernym do najdrobniejszej powierzchni. Po złoceniu nie wolno go dotykać, a podczas całego procesu jego produkcji dotyka go może pięć par rąk. Zawsze się staram, aby kask był jak najlepiej dopasowany i aby zawodnik musiał go jak najmniej dotykać podczas rundy honorowej rękawiczką, na której może być choćby drobny żwir. Podczas nacjonalizacji, kiedy kask był robiony w Trutnovie widziałem zdjęcia, na których kask miał przymocowane paski od… zegarka. To była hańba dla jego tradycji – mówi właściciel zakładu jubilerskiego.

Obecny na wystawie zakładu jubilerskiego Złoty Kask co roku budzi zainteresowanie przemierzających pardubicki deptak. – Osoby oglądające go na wystawie kompletnie nas nie dziwią. To kolejna tradycja, że go wystawiamy i z reguły zdejmujemy w niedzielę rano, aby dostarczyć go na stadion. Ja jutro oczywiście też na nim będę i wierzę, że obejrzymy emocjonujące zawody – mówił nam dzień przed turniejem Pavel Lejhanec. 

Mało kto wie, że na „silę” właśnie dzięki rodzinie Lejhanców można połączyć żużel ze słynną czeską powieścią autorstwa Jaroslava Haska „Przygody dobrego wojaka Szwejka”. Elementem wspólnym jest właśnie dziadek Pavla Lejhanca, Cenek, który ma swoje  miejsce w słynnej powieści o pochodzącym z królewskich Vinohradów w Pradze, Józefie Szwejku.

Tył wizytówki właściciela zakładu z fragmentem powieści o Szwejku

„Z miejsca, na którym leżał Szwejk, ozwało się ziewnięcie i dały się słyszeć słowa mówione przez sen:
— Ma pani rację, pani Müllerowo, że ludzie są do siebie podobni. W Kralupach budował pompy niejaki pan Jarosz, a ten Jarosz podobny był do zegarmistrza Lejhanza z Pardubic, jakby był jego bratem rodzonym, a ten zegarmistrz przypominał znowu pana Piskora z Jiczina, a wszyscy razem podobni byli do nieznanego samobójcy, którego mocno już zgniłego znaleziono w stawie koło Jindrzichova Hradca, akurat koło kolei, gdzie się ten samobójca zapewne rzucił pod pociąg. — Dało się słyszeć nowe ziewnięcie i takie oto słowa: — Potem ich wszystkich skazali na wysoką grzywnę, a jutro niech mi pani Müllerowa ugotuje na obiad makaron” – brzmi fragment czeskiej powieści.

– Josefa Szwejka kojarzy chyba każdy, a fragment, w którym jest mowa o moim dziadku jako ówczesnym zegarmistrzu z Pardubic mamy na odwrocie naszych wizytówek. Myślę, że to nie tylko ciekawostka, ale i swojego rodzaju „metryka” naszej działalności – dodaje Pavel Lejhanec.

Pavel Lejhanec z autorem artykułu