Fot. Archiwum Kennetha Hansena.
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Kenneth Hansen od samego początku nie miał ułatwionej drogi do kariery. W wieku 9 lat stracił ojca, ale wydarzenie to nie wpłynęło na jego plany związane z uprawianiem żużla. Ścigać chciał się od dziecka i robił wszystko, by pewnego dnia to osiągnąć. Latem żużlowiec, wicemistrz świata na długim torze, zimą natomiast pracownik dużej, rodzinnej firmy oferującej usługi transportowe oraz wynajmu konstrukcji stalowych. Zapraszamy na rozmowę z Duńczkiem.

Kenneth, gdzie się urodziłeś, w jakim mieście dorastałeś?

Urodziłem się w szpitalu w miejscowości Harlev. Do dziewiątego roku życia, czyli dopóki nie straciłem taty mieszkałem właśnie w tym mieście. Po śmierci ojca przenieśliśmy się do Ballerup, gdzie dorastałem i spędziłem całą młodość.

Opowiedz coś o swoim dzieciństwie. Jakie jest Twoje najmilsze wspomnienie z tego okresu?

Szczerze mówiąc, moje dzieciństwo nie było do końca wesołe. Było inne, aniżeli u większości dzieci. W wieku 9 lat zmarł tata, a ja mocno to przeżyłem, pomimo tego, że byłem mały. Na szczęście moja mama zadbała o to, aby niczego mi nie brakowało. Byłem stale otoczony jej miłością. Zawsze musiałem ciężko pracować, aby coś osiągnąć, coś zdobyć. Nie miałem wsparcia w postaci ojca. Pomagała mi tylko mama.

Czy pasjonowałeś się żużlem oraz motocyklami od najmłodszych lat swojego życia? A może ta pasja pojawiła się później, z wiekiem?

Żużel miałem we krwi od dnia moich narodzin. Całe dzieciństwo mijało mi właśnie pod znakiem tej dyscypliny. Mój brat był zresztą czynnym zawodnikiem. W latach 1984-1985 startował w Anglii, a konkretniej w Halifax. Był dla mnie wzorem, chciałem robić to, co on.

Kiedy pojawiła się u Ciebie myśl, że również chciałbyś spróbować w przyszłości swoich sił?

Gdybym miał umiejscowić to w czasie, prawdopodobnie miałem około 3 lat, gdy podjąłem decyzję o tym, że chciałbym się w przyszłości ścigać na żużlu. Od tego momentu robiłem wszystko, aby mi się udało. Trenowałem, nie zatrzymywałem się i robię to do dziś.

Fot. Archiwum Kennetha Hansena.

Byłeś z charakteru spokojnym dzieckiem, a może przysparzałeś rodzicom nieco problemów?

Najpewniej różnie z tym bywało. Raczej byłem spokojny, ale miewałem swoje humorki, dziwne wymysły, jak większość małych dzieci. Nic nadzwyczajnego.

Najbardziej szalona rzecz jaką zrobiłeś będąc nastolatkiem to?

Wspólnie z rówieśnikami podejmowaliśmy się wielu szalonych rzeczy, jak większość dzieci w wieku szkolnym. Na szczęście nie przypominam sobie, abym zrobił coś totalnie szalonego, niebezpiecznego. Z moimi wygłupami nigdy nie wiązały się jakieś poważniejsze konsekwencje.

Czy rodzice wspierali Cię w Twoim dążeniu do celu, jakim było zostanie żużlowcem?

Owszem, na początku oboje, później już tylko mama. Nigdy nie zabraniała mi treningów, choć z pewnością martwiła się, aby nic złego mnie nie spotkało. Nie było mowy o żadnym ograniczaniu. Od samego początku otrzymywałem wsparcie, za co jestem bardzo wdzięczny.

Czy w regionie, który zamieszkujesz żużel jest popularny? A może dominuje tam jakaś inna dyscyplina sportu?

Akurat tutaj, gdzie mieszkam żużel niemalże w ogóle nie jest znany, mało kto się nim interesuje. Zdecydowanie dominuje u nas piłka nożna.

Nie miałeś łatwego dzieciństwa… Skąd udawało Ci się czerpać środki na niezbędny sprzęt, mechanika w początkowym okresie?

Na początku, muszę przyznać, że pożyczałem pieniądze z banku, wierząc, że zdołam dorobić się, aby to wszystko spłacić. Później było już nieco łatwiej. Znalazłem kilku wartościowych sponsorów, którzy mi pomogli. Wspierają mnie do dziś. Dzięki nim mogłem spokojnie skupić się na sobie samym.

Kiedy podpisałeś swój pierwszy zawodowy kontrakt? Z jakim klubem?

Swój pierwszy kontrakt podpisałem w 2004 roku z zespołem Slangerup Speedway. Dwa lata później dogadałem się z Speedway Miskolc, a w 2007 roku startowałem w Smedernie Eskilstuna w Szwecji. Takie były początki.

Jak wyglądała Twoja pierwsza wizyta w Polsce? W jakim celu się tam udałeś?

Po raz pierwszy w Polsce miałem okazję pojawić się w 1999 roku, wspólnie z Bogdanem Nowakiem. Pierwsza rzecz, cecha, na którą zwróciłem uwagę to ogromna rzesza fanów żużla. W Danii tego nie uświadczysz. Zakochałem się w panującej tam atmosferze. Po wizycie w Gorzowie Wielkopolskim w 2009 roku moim marzeniem stała się jazda w polskiej lidze.

Co w Polsce podoba Ci się najbardziej? A może jest coś, co nie przypadło Ci do gustu?

Trudno jest mi wymienić jedną, konkretną rzecz. Polska podoba mi się ogólnie, jako kraj. Macie bardzo dobre jedzenie, odpowiadające moim kubkom smakowym (śmiech). Miałem przyjemność odwiedzić wiele polskich miast, które są niezwykle urokliwe. Nie wskażę rzeczy, która by mi się nie spodobała, ponieważ musiałbym na siłę szukać.

Znasz jakieś słowa w języku polskim? Zagraniczni zawodnicy twierdzą, że jest to bardzo trudny język do nauczenia się…

I mają rację. Język polski jest jednym z najtrudniejszych na świecie. Ja osobiście znam kilka wyrazów, ale każdy z nich jest bardzo brzydki (śmiech). Wydaje mi się, że nie jest to odpowiedni moment, ani miejsce, bym ci je wyrecytował.

Żużlowcy zazwyczaj mają wiele zabawnych historii do opowiedzenia. Czy Ciebie również w trakcie kariery spotkało coś śmiesznego?

Oczywiście, wielokrotnie. Podczas podróży dochodzi do wielu zabawnych sytuacji. Ta, o której chcę powiedzieć może nie była do końca śmieszna, gdy uświadomiliśmy sobie, że w drodze do Leszna przejechaliśmy 700 kilometrów w kompletnie złym kierunku. Straciliśmy wiele godzin. Gdy jednak o tym opowiadam, sam się śmieję.

Co traktujesz jako swój największy sukces w karierze?

Nie prowadzę spisu największych sukcesów, nie traktuję żadnego z nich ze specjalnym wyróżnieniem. W klasie 80cc zostałem indywidualnym mistrzem świata juniorów, w klasie o pojemności 50cc wywalczyłem również mistrzostwo Danii. Jeżeli chodzi o dorosły speedway, zająłem drugie miejsce podczas mistrzostw świata na długim torze, a także dwukrotnie pierwsze w mistrzostwach Danii na długim torze. Mam kilka sukcesów, ale chcę mieć ich jeszcze więcej.

Fot. Archiwum Kennetha Hansena.

Żałujesz czegoś w swoim życiu? Podjąłeś w przeszłości jakąś złą decyzję, która mogła mieć wpływ na rozwój Twojej kariery?

Z pewnością, zapewne każdy z nas czegoś żałuje, coś chciałby zmienić czy poprawić. Staram się jednak nie rozpamiętywać, nie żałować przeszłości, a raczej skupiać się na tym co tu i teraz.

Jakie stawiasz przed sobą cele na nadchodzący sezon?

Żadnych konkretnych. Przede mną bardzo dużo pracy, ponieważ chciałbym poprawić dosłownie każdy element. Będę szczęśliwy, gdy uda mi się być lepszym, bardziej wartościowym zawodnikiem, aniżeli do tej pory. Cichym marzeniem jest, aby wywalczyć tytuł mistrza świata na długim torze.

Wiem, że w trakcie przerwy zimowej pracujesz w rodzinnej firmie. Czym konkretnie się zajmujesz?

Zgadza się, posiadamy dużą, rodzinną firmę, a ja staram się jak mogę, aby pomagać w rozwoju tego biznesu. Wynajmujemy blachy stalowe. W swojej flocie posiadamy również 50 ciężarówek, które przewożą towary na terenie całej Danii oraz Szwecji.

Czy ta praca jest Ci potrzebna? Gdyby nie ona, finansowo nie podołałbyś w utrzymaniu sprzętu oraz swojego teamu?

Trudno powiedzieć, na pewno dzięki niej fundusze są nieco mniejszym zmartwieniem, pozwalają mi na zakup profesjonalnego sprzętu do żużla. Nie zastanawiałem się nad tym, czy jest mi to potrzebne. Jak wspomniałem, jest to firma rodzinna, a więc zależy mi na jej rozwoju. Pomagam, bo tego chcę.

Masz żonę oraz dwójkę dzieci. W jakich okolicznościach poznaliście się z Joanne?

Po raz pierwszy spotkaliśmy się w King’s Lynn. Od razu pomiędzy nami pojawiło się jakieś uczucie, a było to dokładnie 8 lat temu. Dziś jesteśmy szczęśliwym małżeństwem. Mamy dwóch małych synków. Anakin ma 4 lata, a Enzo 2. Są bardzo wesołymi, śmiałymi dzieciakami. Ja już na tym etapie dostrzegam u nich zamiłowanie do wyścigów. Kto wie, może w przyszłości będę ich wspierał, aby zostali żużlowcami.

Swój dom zbudowałeś osobiście, czy wspólnie z rodziną wynajmujecie go?

Jakiś czas temu, wspólnie z żoną podjeliśmy decyzję o budowie własnego domu, aby zaoszczędzić trochę pieniędzy. Wynajem mieszkania czy domu jest w Danii bardzo drogi i nieopłacalny. Dzięki temu mogliśmy urządzić wszystko po swojemu, bez dostosowywania się do wymogów kogoś z zewnątrz.

Czy Twoja żona wspiera Cię jeżeli chodzi o żużel? A może woli pozostać nieco z boku?

Joanne wspiera mnie w każdej sytuacji, nie tylko w kwestiach żużlowych. Konsultujemy ze sobą każdą myśl, każdą decyzję. Od zawsze była niezwykle opiekuńcza i między innymi to mnie w niej urzekło. Żona motywuje mnie, abym stawał się coraz lepszy, coraz silniejszy, zarówno psychicznie, jak i fizycznie.

Macie dwójkę małych dzieci. Czy wobec tego żona akceptuje fakt, że w trakcie sezonu większość czasu spędzasz poza domem?

Nigdy nie było z tego tytułu problemów. Żona od początku wiedziała, że życie z żużlowcem może tak wyglądać. Radzimy sobie świetnie. Dopóki startuję na żużlu kibicuje mi, abym stawał się coraz lepszy.

Fot. Archiwum Kennetha Hansena.

Tęsknisz za swoją rodziną, gdy musisz opuścić dom w celu udania się na zawody?

Oczywiście, że tak. Kieruję się jednak myślą, że robię to dla nich, aby zapewnić im jak najlepszą przyszłość. Myśl, że mam dla kogo się starać napędza mnie i dodatkowo motywuje. Wiem, że dzieci, pomimo faktu, że są jeszcze małe, bardzo mi kibicują, chcą, abym był najlepszy w tym, co robię. WIedzą, że ciężko pracuję na sukces.

Jak Ty sam znosisz niepowodzenia? Rozpamiętujesz nieudane zawody, analizujesz poszczególne występy?

Na pewno analizuję i wyciągam z takich występów wnioski. Staram się jednak nie rozpamiętywać złych momentów, nie skupiam się na przeszłości. Wyciągam z niej lekcję, aby owych błędów nie powielać.

Kto jest najważniejszą osobą w Twoim teamie?

Nie stosuję żadnej hierarchii jeżeli chodzi o nasz zespół. Każdy jego członek ma swoją rolę do odegrania, pełni istotną funkcję. Jeżeli miałbym ten system do czegoś porównać, porównałbym do dobrego zegarka. Każdy element musi chodzić bez zarzutu, prawidłowo.

Jaką rolę w Twojej karierze odgrywa legenda czarnego sportu, Erik Gundersen?

Erik odkąd pamiętam był dla mnie bardzo ważną osobą, w pewnym sensie traktuję go jako swojego mentora. Nauczył mnie odpowiedzialności, prawidłowego podejścia do najbardziej istotnych kwestii. Od 2 lat nasza współpraca jest jeszcze bardziej zacieśniona. Więcej czasu poświęcamy sobie nawzajem, co zdecydowanie korzystnie na mnie oddziałuje.

Jak wygląda sprawa pozyskiwania sponsorów w Danii? Czy o wsparcie jest trudniej, aniżeli w Polsce?

Trudno powiedzieć. Im lepiej prezentujesz się na torze, tym łatwiej znaleźć sponsora. Wszędzie funkcjonuje to podobnie. Istotne jest także środowisko, w którym się obracasz. Na pewno nie jest to łatwe, a sponsorzy nie spadają z nieba. Ja jestem jednak nauczony, że w życiu nic nie przyjdzie samo. Na wszystko trzeba sobie zapracować, zasłużyć.

Komu zawdzięczasz najwięcej, jeżeli chodzi o rolę jaką odegrał w Twoim rozwoju sportowym?

Najwięcej zawdzięczam całej mojej rodzinie, to nie ulega wątpliwości. Bez wspaniałych osób, którymi się otaczam nie miałbym szans na to, by znaleźć się w miejscu, w którym jestem dziś.

Potrafisz przytoczyć najtrudniejszy moment, jaki Cię spotkał?

Tak. Były dwa takie momenty. Pierwszym z nich była śmierć mojego taty, a drugim śmierć mamy.

Jak sądzisz, czy w przyszłości będziesz w stanie ścigać się na poziomie ekstraligowym?

Głęboko w to wierzę, ścigam się na żużlu, aby wygrywać i być najlepszym. Z pewnościa przede mną ogrom pracy, ale nie tracę wiary, że jestem w stanie rywalizować z najlepszymi zawodnikami na świecie.

Jakie masz największe marzenie w życiu?

Na dzień dzisiejszy, aby odnieść sukces. W przyszłości, aby być świadkiem, jak moje dzieci odnoszą sukcesy w życiu.

Masz sprecyzowane plany na siebie po zakończeniu kariery zawodniczej?

Myślę, że nadal będę wspierał i pomagał w rozwoju rodzinnego interesu. Oprócz tego, pomyślę o innej formule wyścigów, w której wiek nie odgrwa tak znaczącej roli. Jestem przekonany, że jeszcze przez bardzo długi okres czasu mogę realizować się w sporcie. Mam wiele do zaoferowania.

Dziękuję za rozmowę.

Ja również dziękuję. Pozdrawiam kibiców z Polski.

Rozmawiał SEBASTIAN SIREK