Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Starszym kibicom żużla Kelvina Tatuma przedstawiać nie trzeba. Medalista indywidualnych mistrzostw świata z 1986 w swojej karierze zaledwie dwa lata ścigał się w lidze polskiej. W 1991 debiutował w barwach drugoligowej Sparty Aspro Wrocław. Po wywalczeniu awansu i roku ścigania w pierwszej lidze definitywnie zrezygnował ze startów w polskiej lidze. 

 

– Czy nie za wcześnie zrezygnowałem z polskiej ligi? Ciężko to oceniać. Wtedy, po sezonie 1992, miałem inne plany odnośnie swojej kariery. Na pewno nie było to tak, że się na waszą ligę „obraziłem”. Ważny był dla mnie długi tor i po prostu nie byłem w stanie skupić się równie skutecznie na paru frontach. Jak patrzę na to z perspektywy czasu i doświadczenia, to być może jest tak, że odejście z Polski było jednak przedwczesne. Wtedy natomiast myślałem inaczej – mówi Anglik. 

Jak się okazuje, wspomnień z ligi polskiej Tatum ma wiele. Pytany o te najlepsze, bez chwili zastanowienia przypomina sobie swój debiut na Stadionie Olimpijskim we Wrocławiu. 

– Nie pamiętam, kto mnie do Wrocławia ściągnął, ale ktoś się odezwał i doszliśmy do porozumienia odnośnie moich startów w Polsce. Doskonale pamiętam, że jak przyjechałem po raz pierwszy, to było chyba dwadzieścia tysięcy kibiców na stadionie. Ja niestety przegrałem w ostatnim swoim starcie z zawodnikiem Rzeszowa (Jan Krzystyniak – dop. red) i mecz zakończył się remisem. Kolejny był w Opolu i tam już, jak na stranieri przystało, zdobyłem komplet punktów, choć chyba mecz przegraliśmy. Na pewno w głowie utkwiły kwestie logistyczne. Lądowałem na lotnisku Tegel w Berlinie i stamtąd się jechało przez Cottbus do Wrocławia. Były takie betonowe płyty, które mocno trzęsły. Ciekawe przeżycie – kończy ze śmiechem Tatum.