O tym, jak partnerki czy też żony zawodników przeżywają ich starty pisaliśmy na naszych łamach wielokrotnie. Z Katarzyną Dróżdż, mamą zawodnika Kolejarza Rawicz, Damiana Dróżdża, porozmawialiśmy natomiast o tym, jak z perspektywy mamy wygląda uprawienie żużla przez syna. 

Wielokrotnie zawodnicy mówią, iż rodzice byli przeciwni ich żużlowym karierom. Czy Pani oponowała, kiedy Damian oznajmił, że chce zostać żużlowcem?

Ja nie byłam temu przeciwna. Powiem też w ten sposób, że nigdy nie byłam przeciwna żadnym sportom jakie Damian uprawiał. Damian jak miał sześć lat, to zaczął jeździć na motocrossie. Wtedy też dostał swój pierwszy motocykl. W międzyczasie, o czym pewnie mało kto wie, były w jego życiu jeszcze  akrobatyka i skoki do wody. W pewnym momencie przyszedł jednak taki dzień, w którym powiedział, że chciałby spróbować ścigać się na żużlu. Stwierdziłam – mówiąc żartobliwe – że nie będą „kopać się z koniem”. Niech idzie i spróbuje. Miałam nadzieję, że mu się nie spodoba, wróci i powie: „Mamo to nie jest sport dla mnie”. Stało się jednak inaczej. Żużel go wciągnął i tak już zostało do dzisiaj.

Początki karier dzieci w sporcie kosztują rodziców sporo wyrzeczeń. Nie tylko tych materialnych, ale i tych  czasowych…

To prawda. To, jak Pan mówi, są naprawdę duże wyrzeczenia. Składają się na to i kwestie finansowe i czasowe. Wiadomo, jak dziecko zaczyna, jest nieletnie, to tak naprawdę trzeba jeździć z dzieckiem każdorazowo na treningi na torze, czy kondycyjne. Jest to na pewno poświęcenie ze strony rodziców. 

Przy tym całym poświęceniu się dla realizacji marzeń dziecka nie miała Pani nigdy myśli, iż jest to inwestycja finansowa, czasowa, ale przecież nie każdy młody chłopak, który zaczyna treningi na torze zostaje później  zawodnikiem na żużlu?

Powiem szczerze, że ja takich myśli nigdy nie miałam. Podchodziłam do tego w ten sposób, że jeżeli dziecku to, co robi sprawia przyjemność i się w to angażuje, to należy tylko je w tym wspierać. Nigdy nie patrzyłam na to, że inwestycja w cudzysłowie może być kompletnie bezzwrotna. Gdyby Damian w pewnym momencie powiedział, że nie chce się już więcej w żużel angażować, woli przykładowo piłkę – nic kompletnie by się nie stało. Nie byłoby najmniejszego problemu.  Taki scenariusz był brany pod uwagę, bo przecież dorastające dzieci często zmieniają swoje obiekty zainteresowań. 

Jako mama Damiana nie żyje Pani w ciągłym stresie, zdając sobie świadomość z faktu jak mocno kontuzjogennym sportem jest żużel?

Stres jest zawsze. To nie ulega żadnej wątpliwości. Antidotum na to są pozytywne myślenie i wiara, że nic złego się nie stanie. Jeśli Damian robi to, co kocha, to jaka mama nie mogę stanąć mu na drodze w samorealizacji ponieważ byłoby to po prostu bez sensu. Trzeba się pogodzić, wspierać i wierzyć, że nic złego się nie będzie miało miejsca. Moje emocje muszę odpowiednio ukryć i nie przelewać ich w żadnym stopniu na syna. 

Parę lat temu nieszczęśliwa kontuzja zakończyła karierę Tomasza Golloba. W takich przykładowo ekstremalnych sytuacjach nie ma myśli, że pomimo wszystko Damian powinien robić w życiu coś innego, aniżeli żużel, ponieważ różne rzeczy mogą się przytrafić?

Nie pochodzę do tego w ten sposób. Ja uważam, że każdy ma zapisaną swoją ścieżkę w życiu, którą po prostu musi przejść i nie wiadomo, co byśmy robili, to tej ścieżki nie zmienimy. Jeśli syn miałby żyć z poczuciem, że ze względu na strach mamy nie robi tego, co kocha to ja… takiej myśli do siebie w ogóle nie dopuszczam. Nie potrafiłabym mu zabronić robić czegoś, co kocha. Żużel to bardzo niebezpieczny sport, Damian żużel kocha, a ja mogę tylko syna wspierać i w duchu zawsze wierzyć, że wszystko będzie dobrze. 

No właśnie. Jak mocno Damian kocha żużel?

Bardzo, tak myślę. Jako mama jestem pewna, że nie wyobraża sobie życia bez tego sportu.

Jak przeżywa Pani zawody, w których syn startuje? Ogląda je Pani na stadionie, w telewizji, czy może śledzi w internecie?

Żartobliwie powiem, że mam „zakaz stadionowy” od syna. W skrócie opowiem, że jak w sezonie 2021 byłam na dwóch meczach, to Damianowi cztery silniki odmówiły posłuszeństwa (śmiech -dop.red). Damian, żartem oczywiście, powiedział abym lepiej na stadionie się nie pokazywała. W telewizji oglądam wszystkie mecze. Jeżeli mecz nie jest transmitowany, to śledzę jego wynik z kolei  w internecie. Na pewno emocje na stadionie są inne od tych przed telewizorem. 

Czym one się różnią z punktu widzenia mamy żużlowca?

Na stadionie jest zupełnie inaczej. Jest to po prostu na żywo. Jest publiczność. Towarzyszą chyba większe emocje. W domu przed telewizorem można się bardziej wyciszyć, rozładować emocje. Jednak jak oglądam transmisje w domu, to też szczerze powiem nie potrafię do końca zachować spokoju. 

Niektóre partnerki, czy żony zawodników oglądają podczas transmisji tylko te biegi, w których startuje bliski ich sercu zawodnik. Jak to jest w Pani przypadku?

Ja oglądam wszystkie biegi i wszystkie mecze. Dla mnie żużel w telewizji zaczyna się w piątek, a kończy w niedzielę. 

Artykuły prasowe na temat syna Pani kolekcjonuje?

Kiedyś robiłam to regularnie i mamy to wszystko gdzieś zachowane. Podobnie jak filmiki z początków jego żużlowych startów. Mamy oczywiście również ponagrywane mecze z udziałem Damiana. 

A co czuje mama jak syn rusza w biegu  spod taśmy startowej?

Jedną rzecz. Adrenalinę i towarzyszącą myśl, aby tylko bieg przebiegł bezpiecznie, bez względu na końcowe miejsce Damiana.

Jest uczucie ulgi, kiedy zawodnicy wychodzą z pierwszego łuku i wydaje się, że bieg do końca przebiegnie dla Damiana bezkontaktowo z rywalami?

Tak. Powiem Panu, że rzeczywiście, jeśli na torze układa się tak, jak Pan mówi, to jest uczucie ulgi i ogląda się bieg nieco spokojniej. 

Damian jest żużlowcem, a Pani – z tego co mi wiadomo – zawodowo również związana jest z czarnym sportem…

Tak. Prowadzę od kliku lat sklep z częściami do motocykli, a oprócz tego od paru miesięcy  udzielam się w dziale marketingu częstochowskiego Włókniarza. 

Kiedy Pani zagościła na żużlu po raz pierwszy?

To było chyba jakieś szesnaście lat temu. Poszliśmy wtedy na mecz ze znajomymi, wiernymi kibicami częstochowskiego klubu. Przyznam szczerze, że moje pierwsze odczucia nie były pozytywne. Siedziałam na pierwszym wirażu, gdzie się bardzo kurzyło i stwierdziłam, że to „słaby” sport. Kurzy się, a zawodnicy jeżdżą tylko w kółko (śmiech -dop.red.). Przygoda z żużlem powróciła, kiedy zaczął na nim startować mój syn. 

Co jest takiego w tym sporcie, iż kolokwialnie mówiąc „kręci” on wiele kobiet? Zawodnicy są pod kaskami, więc nawet nie widać, który jest przystojny a który mniej. 

(śmiech – dop.red.). Wie Pan co? Chyba kręci nas adrenalina i ta męska, twarda rywalizacja, z której epatuję odwaga. Nie każdy bowiem  facet potrafi wsiąść i jechać z dużą prędkością motocyklem pozbawionym hamulców. Myślę, że kobiety lubią odważnych facetów. Żużel to też taki sport, w którym sporo się dzieje. Mamy tak naprawdę w meczu piętnaście rozdziałów nowych emocji. Z całym szacunkiem dla piłki nożnej, ale czasami tam zdarzają się spotkania, w których emocji nie jest wiele.

Wróćmy do syna. Jakim synem jest Damian?

Ciężko mówić publicznie o swoim dziecku, ale na moje dziecko złego słowa nie powiem. Wszystkim rodzicom życzę takiego dziecka. 

Mnie Damian ujmuje swoją naprawdę wysokiej klasy kulturą i grzecznością…

Bardzo miło to słyszeć. Damian to dobry chłopak. Nigdy nie stroni od pomocy. Ostatnio zaangażował się w prace w ogrodzie. Wykonał je sumienie, stwierdzając jednakże na koniec, że na ogrodnika to się nie nadaje (śmiech – dop.red.).

Wnioskuję, że syn po mamie jest taki rozmowny.

(śmiech -dop.red.). To nie tak. Z tą rozmownością jest tak, że myśmy bardzo dużo zawsze rozmawiali, jeszcze jak był małym chłopcem. Nie było pytań bez odpowiedzi czy stwierdzeń „nie, bo nie”. Wiele wspólnie  rozmawialiśmy, czytaliśmy i pewnie stąd są takie efekty w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Myślę, jako matka, że z dzieckiem zawsze warto jest rozmawiać o tym, czego pragnie czy co mu doskwiera. To bardzo ważny aspekt w wychowaniu. Tak przynajmniej ja na to patrzę. Damian doskonale wie, że może przyjść do mnie w każdej chwili i możemy rozmawiać na najtrudniejsze tematy. 

Po dobrym meczu mama robi dobrą kolację, a po tym gorszym usuwa się na bok?

Absolutnie. Po tych dobrych jesteśmy zadowoleni, a po gorszych nigdy się nie odsuwam na bok. Myślę, że po tych gorszych wsparcie jest najbardziej potrzebne. 

Z tego co mi wiadomo, to mama Damiana prowadzi mocno sportowy tryb życia. Nie brak w nim choćby skuterów wodnych.

Widzę dobry wywiad środowiskowy (śmiech -dop.red.). Lubimy z Damianem aktywnie spędzać wolny czas i wymyślamy różne rzeczy. Jestem otwarta na przeróżne aktywności sportowe. (śmiech -dop.red).

Proszę powiedzieć na koniec rozmowy, czego życzy Pani Damianowi?

Życzę mu tego, aby doszedł tam gdzie pragnie, gdzie prowadzi go serce. Najważniejsze, aby był szczęśliwym człowiekiem. 

Dziękuje za rozmowę.

Dziękuje również.

Rozmawiał ŁUKASZ MALAKA