Żużel. Kasprzak był najszybszy na silniku, na którym… wcześniej w Grudziądzu nie jeździł. „Czarna magia”

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Niedzielny mecz z Fogo Unią Leszno był bardzo udany dla Krzysztofa Kasprzaka. Doświadczony zawodnik pod nieobecność Nickiego Pedersena poprowadził ZOOleszcz GKM Grudziądz do bardzo ważnej ligowej wygranej. Co ciekawe, wychowanek Byków był szybki na sprzęcie, na którym nigdy wcześniej nie ścigał się przy Hallera 4.

 

W rywalizacji z ekipą Piotra Barona Kasprzak pojawił się na torze sześć razy i przywiózł aż 12 punktów z dwoma bonusami. Tak dobrego rezultatu nie zanotował w żadnym z tegorocznych spotkań PGE Ekstraligi.

– Bardzo ciężkie zawody. Leszno na pewno jest zawsze bardzo szybkie. Chłopacy zawsze jadą z gazem i już po próbie toru wiedziałem, że będzie to ciężkie spotkanie. Te motocykle naprawdę pracowały im bardzo dobrze – mówił Kasprzak w rozmowie z klubową telewizją.

Już od trzeciej gonitwy wiadome było to, że wszelkie wydarzenia w spotkaniu zostaną przyćmione przez dramatycznie wyglądający karambol Nickiego Pedersena i Piotra Pawlickiego. Zarówno Duńczyk, jak i Polak nie byli w stanie kontynuować spotkania i zespoły straciły po jednym bardzo cennym żużlowcu.

– Starałem się rozgrzewać i zapomnieć. Wiedziałem, że będzie groźnie, bo jednak na końcu prostej jest duża szybkość. W takiej sytuacji chcesz jak najszybciej zapomnieć i wygrywać starty. Na pewno trochę to zepsuło. Każdy jest człowiekiem i takich szarż już nie było. Dziś w Ekstralidze jest ciężko, każdy chce wygrywać. Nie raz trzeba pojechać ostrzej. Tu był taki przypadek, że się sczepili chłopacy, ale nikt nie chciał sobie robić krzywdy – komentował zawodnik.

Grudziądzanie wypracowali sobie większą przewagę w końcówce spotkania. Ostatnie cztery biegi wygrali 15:9. Kasprzak przywiózł bardzo ważną trójkę w rywalizacji z Davidem Bellego i Jaimonem Lidseyem tuż przed biegami nominowanymi. Kluczem do skutecznej jazdy pod koniec meczu było przede wszystkim dobre wychodzenie spod taśmy.

– Później trochę się przesuszyło przez przerwę i tor zrobił się twardszy. Rozmowy z chłopakami były i zmieniliśmy na te ostatnie biegi, żeby wygrywać te starty, bo już nie szło wyprzedzać. Zrobiła się tara przy krawężniku i był problem z wyprzedzaniem po płocie. Ustawiliśmy się na start na końcówkę – tłumaczył podopieczny Janusza Ślączki.

Mecz z Unią był kolejnym, który potwierdził jak żużel potrafi być nieprzewidywalny także pod względem sprzętowym. Bardzo dobre rezultaty i świetną prędkość Kasprzak prezentował na silniku, który wcześniej nie był wykorzystywany na zawodach w Grudziądzu.

– Jak jechaliśmy tu ostatni mecz z Toruniem to było 7 stopni, teraz 25. W pierwszym biegu pojechałem na tym silniku, co z Toruniem wygrałem ostatni i byłem bez kontaktu z Jaimonem. Potem wziąłem silnik, który nigdy tu nie jeździł i jechałem najszybciej w tym roku. Czarna magia – podsumował Krzysztof Kasprzak.