Żużel. Kamil Gilicki, kierownik Ostrovii: Czuję niedosyt po meczu w Bydgoszczy (wywiad)

fot. Anna Kłopocka / TŻ Ostrovia
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Kamil Gilicki to ostrowianin, który spełnił swoje marzenie, a obecnie jest kierownikiem pierwszoligowego zespołu Arged Malesa Ostrovii. W rozmowie z naszym portalem podsumował dotychczasowe mecze ostrowskiej drużyny, opowiedział o nadchodzącym spotkaniu z Unią Tarnów oraz o początkach pracy jako kierownik.

Kamil, na wstępie naszej rozmowy chciałbym, żebyś opowiedział o swoich początkach w pracy jako kierownik drużyny z Ostrowa. Zacząłeś pracę w 2017 roku, mając raptem dwadzieścia pięć lat.

Zgadza się. Początki, jak w każdej nowej pracy, bywają z reguły trudne, natomiast od samego początku znalazłem wspólny język z trenerem Mariuszem Staszewskim i nasza współpraca układa się wzorowo. Tak też jest do tej pory. Głównie trenerowi zawdzięczam, że jestem w klubie i mogę spełniać swoje największe marzenia z dzieciństwa. Oczywiście nie mogę pominąć prezesów, którzy obdarzyli mnie swoim zaufaniem. Mam na myśli byłego prezesa – Radosława Strzelczyka oraz obecnego – Waldemara Górskiego. Mam nadzieję, że nasza współpraca potrwa jeszcze przez długi czas i w niedalekiej przyszłości wspólnymi siłami, wraz z pozostałymi pracownikami klubu, osiągniemy cel, którym jest awans do najwyższej klasy rozgrywkowej. Także „ostro po swoje” do PGE Ekstraligi.

Jak wygląda dzień kierownika w dniu meczowym? Jakie zadania musisz wykonywać podczas zawodów?

Dzień, jako kierownik drużyny, zaczynam dość szybko, bowiem cztery godziny przed meczem mamy odbiór toru i posiedzenie jury, na którym omawiamy wszystkie sprawy dotyczące meczu. Najważniejszym moim zadaniem jest zgłoszenie drużyny do zawodów, czyli podanie numerów silników, na których moi zawodnicy będą rywalizować oraz przedstawienie sędziemu odpowiednich licencji zawodników, uprawniających ich do uczestnictwa w danych zawodach. Ponadto potrzebne są aktualne badania lekarskie. Bez tych dwóch rzeczy zawodnik nie ma możliwości startu w zawodach, więc muszę tego skrupulatnie pilnować. Jeśli chodzi o sam mecz, to zadań jest naprawdę bardzo dużo i w zależności od spotkania różnią się one od siebie. W skrócie mogę powiedzieć, że jestem łącznikiem między parkingiem a sędzią i wszystkie sprawy, które się dzieją muszę zgłaszać – począwszy od zmian zawodników poprzez incydenty, które zdarzają się podczas spotkań. Rutyną, którą wykonuję w każdym meczu jest pomiar dwóch minut tak, aby zawodnik w czasie poprawek w sprzęcie, wiedział ile zostało mu czasu do startu wyścigu. Również moim zadaniem jest sprawdzenie czy zawodnik wyjeżdża w odpowiednim kolorze kasku oraz poinformowanie, na jakie pole ma się ustawić. To są główne zadania. Reszta może pojawić się w zależności od przebiegu spotkania.

Wielu młodych chłopaków marzy o karierze żużlowej. Próbowałeś swoich sił jako żużlowiec?

Również byłem w gronie chłopaków, którzy marzyli o karierze żużlowca, spróbowaniu swoich sił i zapisaniu się do szkółki żużlowej. Niestety w moim przypadku blokowała mnie moja mama, która bała się o moje zdrowie i życie. Kilka la temu, żeby zapisać się do szkółki, potrzebna była zgoda obojga rodziców, dlatego nie było mi dane spróbować jazdy. Największy paradoks jest taki, że gdy już udało mi się namówić mamę, aby wyraziła zgodę, to okazało się, że jestem za stary. Pamiętam te słowa do dziś. Trenerem wówczas był śp. Jan Grabowski. Pojechaliśmy z tatą do klubu i powiedzieliśmy, że chciałbym zapisać się do szkółki. Wtedy trener zapytał, ile mam lat. Odpowiedziałem, że szesnaście, aczkolwiek wcześniej miałem styczność z różnymi motocyklami i nie jestem „zielony” w tym temacie. Trener spojrzał na mnie z poirytowaniem i odpowiedział, że zapisuję się o cztery lata za późno i że w wieku szesnastu lat już powinienem mieć zdaną licencję. Tym sposobem zakończyły się moje marzenia o jeździe na żużlu.

Arged Malesa zainaugurowała sezon meczem domowym z Cellfast Wilkami Krosno. Mimo prowadzenia dziesięcioma punktami po siedmiu biegach, drużyna uległa 44:46. Co się tam wtedy stało?

Spotkanie zaczęło się dla nas bardzo dobrze, niestety z biegiem czasu pogubiliśmy się z ustawieniami, gdyż tor z biegu na bieg robił się coraz bardziej twardy. Goście świetnie to odczytali, znaleźli odpowiednie przełożenia i zaczęli odrabiać straty. Na dodatek, delikatnie mówiąc, nie pomagaliśmy sobie, szczególnie na pierwszym łuku, przez co dużo punktów straciliśmy przez swoje błędy.

W meczu z Wilkami, w Waszych barwach zadebiutował Oliver Berntzon. Przed sezonem Szwed był kreowany na jednego z liderów, jednakże początek sezonu notuje przeciętny. Czy znacie przyczyny słabszej dyspozycji Olivera?

Na pewno sam Oliver życzyłby sobie lepszej inauguracji sezonu, tym bardziej na torze, który jest jednym z jego ulubionych. To dopiero pierwszy mecz i wszyscy wierzymy, że jeszcze w niejednym meczu Oli udowodni swoją wartość i da dużo radości wszystkim ostrowianom.

Powiedziałeś, że tor zrobił się bardzo twardy, w konsekwencji czego zaskoczył Arged Malesę. Czy planujecie zmiany w przygotowaniu nawierzchni na najbliższe spotkania?

Każdy widzi jaka aura towarzyszy nam od początku sezonu, dlatego są pewne ograniczenia w przygotowaniu nawierzchni. Pogoda miała znaczenie, jaki tor był podczas meczu z Krosnem. Oczywiście, że po meczu jesteśmy dużo mądrzejsi i wiemy, co należy zrobić, aby tor był naszym atutem przez piętnaście biegów, a nie tylko przez połowę zawodów.

Przejdźmy do meczu w Bydgoszczy. Faworytem, mimo braku Adriana Gały, byli bydgoszczanie. Postawiliście Polonii, wbrew opinii ekspertów, trudne warunki. Po takim spotkaniu czujesz bardziej niedosyt czy satysfakcje, że skreślana Arged Malesa do ostatniego biegu walczyła o zwycięstwo, zachowując duże szanse na punkt bonusowy?

Oczywiście, że czuję niedosyt. Wygrana była na wyciągnięcie ręki. Można powiedzieć, że splot kontrowersyjnych sytuacji i decyzji sędziego odebrały nam zwycięstwo w tym spotkaniu. Choć wielu uważa decyzje sędziego za błędne, to nie będę wchodził w polemikę i pozostawię te sytuacje do oceny ekspertom. Po prostu zabrakło nam sportowego szczęścia, które sprzyjało gospodarzom, dzięki czemu wyszli z tej batalii zwycięsko. Niemniej jednak patrząc z drugiej strony porażka 44:46 jest to najmniejsza strata do odrobienia w rewanżu i zgarnięcia trzech punktów, o które będziemy walczyć.

Rozumiem, że masz na myśli sytuacje z ostatniej gonitwy dnia. W pierwszej odsłonie, na pierwszym łuku, upadł Wadim Tarasienko…

Dokładnie tak. Upadł, sędzia po obejrzeniu kilkunastu powtórek uznał, że sytuacja kwalifikowała się do zasady pierwszego łuku i zarządził powtórkę w pełnej obsadzie. Czy słusznie? Tak jak powiedziałem wcześniej – pozostawię tę sytuację do oceny ekspertom.

Natomiast w drugiej odsłonie mieliśmy niecodzienną sytuację. Aż trzech zawodników, czyli Tarasienko, Klindt oraz Walasek otrzymali ostrzeżenia za utrudnianie startu. Grzegorz Walasek, z racji na posiadane wcześniej ostrzeżenie, został wykluczony z powtórki, co bardzo go wzburzyło. Jak wyglądała sytuacja z waszej perspektywy? Czy słusznie Walasek miał pretensje do arbitra?

Z naszej perspektywy wyglądało to tak, że faktycznie Grzegorz delikatnie ruszył się, ale od razu po zapaleniu zielonego światła, natomiast od razu stanął nieruchomo i w momencie zwolnienia zamka taśmy startowej stał nieruchomo i ruszył dopiero po podniesieniu taśmy, czego nie można powiedzieć o Nicolaiu oraz Wadimie, którzy się wstrzelili. Czy i jak duże znaczenie co do startu tego biegu miało ruszanie się Grzegorza, to już pytanie do pana sędziego.

Raptem kilkanaście godzin po spotkaniu Abramczyk Polonii z Arged Malesą Ostrów widziałem relację na Instagramie, na której został porównany metanol z parku maszyn z Bydgoszczy oraz Szwecji. Po dolaniu wody do metanolu pochodzącego z bydgoskiego parku maszyn, roztwór zaczął zmieniać barwę oraz pienić się. Jak to skomentujesz?

Ciężko mi się do tego odnieść, ponieważ nie jestem ekspertem w dziedzinie metanolu. Aby zagłębić się w temat, trzeba pobrać próbki metanolu z Bydgoszczy i poddać go ekspertyzie. Wtedy poznalibyśmy jego właściwości, a na tę chwilę jest to tylko gdybanie.

15 maja Arged Malesa jedzie do Tarnowa. Z województwa małopolskiego macie słodko – gorzkie wspomnienia. W 2019 r. pokonaliście tarnowian 47:43, natomiast rok później ulegliście Jaskółkom 38:52. Rok temu barw Unii bronił Daniel Kaczmarek, który nie wyjechał jeszcze w tym sezonie na tor. Czy są szansę, że Daniels zainauguruje sezon w Tarnowie czy trzymacie się żelaznego składu?

Przed żadnym zawodnikiem nie zamykamy drzwi do składu. Mamy szeroką kadrę, w której dwóch zawodników czeka na swoją szansę. Do meczu w Tarnowie pozostało jeszcze trochę czasu, dlatego dużo może się jeszcze wydarzyć. Niewykluczony, że „Daniels” pojawi się w składzie na to spotkanie i swoim doświadczeniem związanym ze startami w barwach Jaskółek pomoże w odniesieniu końcowego sukcesu i wywiezieniu z Tarnowa dwóch oczek.

Jest to ważny mecz dla Arged Malesy, ponieważ trzecia porażka z rzędu może wprowadzić nerwową atmosferę w waszych szeregach…

Nie ma meczów mniej lub bardziej ważnych, gdyż każdy z nich, nieważne czy u siebie czy jako gość są ważne. eWinner 1. Liga w tym sezonie jest bardzo mocna, dlatego każdy punkt może być na wagę złota. Przygotowujemy się do meczu z Tarnowem jak do każdego innego, bez niepotrzebnych nerwów oraz pompowania balonika.

Życzę powodzenia na dalszą część sezonu. Dziękuję za rozmowę.

Nie dziękuję. Pozdrawiam wszystkich sympatyków czarnego sportu.

Rozmawiał ADAM ŁUKSZA