Żużel. Jarosław Łukaszewski: Nie czuję się spełniony. Stal stać na czwórkę, a potem wszystko jest możliwe

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Żużlową licencję zdał jako wychowanek gorzowskiej Stali w 1989 roku. Dzisiaj najbardziej kojarzony jest z występami w Wandzie Kraków oraz JAG Speedway Łódź. O tym, czym zajmuje się teraz oraz czy kariera mogła potoczyć się inaczej w krótkiej rozmowie z Jarosławem Łukaszewskim.

 

Panie Jarku, proszę powiedzieć czym Pan się dzisiaj zajmuje?

Prowadzę normalne życie. Mam swoją firmą transportową. Mam busy, parę ciężarówek. Można powiedzieć, że po karierze zamieniłem żużel na branżę transportową. 

Spotykamy się na stadionie Stali. Nie mam więc wątpliwości, że wciąż „ciągnie wilka do żużlowego lasu”…

Oczywiście, że tak. Powiem Panu, że mało kogo z byłych zawodników do żużla nie ciągnie. Ten sport się kochało i kocha zawsze. Ja w swojej karierze próbowałem kręcić kółka, choć pewnie nie wychodziło mi to na takim poziomie, jak choćby obecnemu tu również Piotrkowi Świstowi. 

Jest Pan, jest Piotr Świst. Przed chwilą witał się z nami Cezary Owiżyc. Bardzo miły obrazek, kiedy to „ stara gwardia” może spotkać się i pooglądać zmagania aktualnych zawodników byłego klubu…

Dokładnie tak. To jest dla nas bardzo miłe, że pamięta się o nas jako o elemencie historii gorzowskiej Stali. Ja dzisiaj zostałem zaproszony przez Waldemara Sadowskiego (wiceprezes Stali Gorzów -dop.red).

Panie Jarku, kariera na żużlowych torach trochę lat trwała…

Wie Pan, w paru klubach się jeździło przez te kilkanaście dobrych lat. Wydaje mi się, że w tych klubach, w których startowałem, byłem, powiedzmy, „rzetelnym” rzemieślnikiem. 

Jarosław Łukaszewski to był zawodnik taki, że jak wszystko „zagrało”, to liczba punktów była pokaźna. Czuje się Pan spełniony jako żużlowiec?

Na pewno nie. Karierę, wedle moich odczuć, skomplikowała mi kontuzja, którą odniosłem podczas startów w Wandzie Kraków. Jej skutki tak naprawdę odczuwam do dzisiaj. Można oczywiście gdybać, co by było, ale… po latach nie ma to sensu. Ja wróciłem do jazdy w momencie, kiedy kontuzja była niewyleczona do końca i być może, a raczej na pewno, był to błąd. Pomimo tego faktu uważam, że w tej pierwszej lidze jakoś dawałem sobie radę. Były fajne sezony, które wspominam miło. Mimo wszystko uważam, że wynik sportowy w mojej karierze nie był taki jakiego oczekiwałem, ale nie każdy żużlowiec jest skazany na sukces. Może zabrakło szczęścia, bo ono też jest w uprawianiu żużla niezbędne. 

A to nie było tak, że być może był jakiś moment w karierze, który zadecydował, że później już nie był Pan „skazany na sukces”?

Zna Pan doskonale ten sport i wie Pan, jak to w im bywa. Być może takim momentem był okres w Stali Gorzów. Tu było bardzo wielu dobrych zawodników. Ja karierę późno zacząłem, byłem „dokooptowany” do zespołu (śmiech). Był Piotrek Świst, Czarek Owiżyc, Krzychu Okupski, Marek Hućko, Piotr Paluch. Można by wymieniać długo. Kadra była bardzo szeroka i trener musiał dokonywać wyborów. O tym, czy dobrze wtedy stawiał czy nie, nie będziemy dzisiaj rozmawiać, bo nie ma to sensu. Ja czułem „podskórnie”, że wtedy mogłem robić dobry wynik. Było, minęło. Na żużlu spędziłem fajne lata. Tak to podsumujmy. 

Proszę powiedzieć, na co stać Stal Gorzów w tym sezonie?

Na pewno stać nas na pierwszą czwórkę. To jest podstawa. Później trzeba będzie się zmobilizować, bo play- off to tak naprawdę jazda od nowa i tam wszystko jest możliwe. 

Dziękuję za rozmowę.

Dziękuję również i pozdrawiam wszystkich kibiców w szczególności tych, którzy mnie pamiętają jeszcze z toru. 

Rozmawiał ŁUKASZ MALAKA

PS Już niedługo na naszych łamach dłuższa rozmowa o karierze Jarosława Łukaszewskiego.