Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Maciej Janowski obiecująco rozpoczął nowy sezon. Wespół z Artiomem stanowi atutowy duet Dariusza Śledzia pod nieobecność Taia Woffindena. Jak za starych, tarnowskich czasów chciałoby się rzec. Niejako po drodze został także samodzielnym liderem klasyfikacji wszech czasów Sparty, dystansując Konstantego Pociejkowicza. W lidze idzie wybornie, może więc pora na medal SGP? Jakie cele stawia sobie w lidze, czy ma szczególne ciśnienie na indywidualny krążek IMŚ, czy wyłącznie niedopasowanie sprzętu tłumaczy zero-trójkowe występy wielu żużlowców w tym sezonie – o tym i nie tylko w naszej rozmowie…

 

Zanim o rekordzie, to trochę poplotkujemy. Gleb Czugunow wjechał na dzielnię do której oznakowanym busem wjeżdżać nie powinien. Nikt mu nie powiedział, gdzie nie powinien się pakować, by uniknąć kłopotów?

Znalazł się chyba w nieodpowiednim czasie i nieodpowiednim miejscu. Nie wrzucałbym jednak wszystkich kibiców piłki nożnej do tego samego worka. Po prostu trafił na jednego sfrustrowanego pana. Może miał wtedy zły dzień? Ciężko powiedzieć. Szczerze mówiąc ja nigdy nie spotkałem się z taką sytuacją.

Ale mapę zakazanych rewirów już ma?

Na pewno GPS Gleba został zaktualizowany (śmiech).

Konstanty Pociejkowicz – kojarzysz człowieka?

Oczywiście. To legenda Sparty.

Pobiłeś jego klubowy rekord. Z tej okazji jakaś refleksja, a może satysfakcja?

Naturalnie to miłe i fajne uczucie zapisać się w annałach macierzystego klubu. Tak naprawdę jednak nie myślę o tym zanadto w tym momencie, bo sporo jeszcze przede mną. Mam nadzieję choćby na dużo więcej punktów dla Wrocławia. Fajnie, że to się „przytrafiło” po  drodze, ale nie był to cel sam w sobie. Zresztą. Całą rzecz uświadomiłem sobie dopiero gdy zobaczyłem gdzieś, jakieś grafiki. Po fakcie. Nie zdawałem sobie sprawy wcześniej, że to już. Potwierdził mi ten wyczyn jeden z braci i tak nieświadomie osiągnąłem rekord. Nigdy w życiu nie śledziłem namiętnie żadnych statystyk i nie myślałem takimi kategoriami, by za wszelką cenę śrubować wyczyny. Na statystyki, szczególnie w żużlu, trzeba patrzeć bardzo ostrożnie, dlatego nie przykładam do nich większej wagi.

Maciek, zaczynałeś w Tarnowie wespół z Markiem Cieślakiem i Artiomem Łagutą. Teraz Jaskółki nisko latają. Śledzisz ich sytuację?

Naturalnie sentyment pozostał. To były moje początki. Nie śledzę jednak rozgrywek na bieżąco. Czasami trafię na jakiś mecz, ale to wszystko „przy okazji”. Bardzo dużo czasu pochłania przygotowanie się do zawodów plus życie prywatne. Muszę się przyznać, że nie jestem na bieżąco, choć wiedzę o kłopotach Unii mam. Poznałem tam na początku drogi bardzo wielu sympatycznych, przyjaznych ludzi. Spędziłem w Tarnowie bardzo dobre dwa lata. Wiele znakomitych zawodów. Mistrzostwo Polski. Mnóstwo wspomnień. Tylko pozytywnych. Szkoda, że mają poważne problemy.

Wróciłeś do kadry. Zgrupowanie w Bydgoszczy to bardziej event przy grillu dla sponsorów, czy ciężka robota? FIM rezygnuje z MŚP i DMŚ, to z kim i kiedy ta reprezentacja ma się mierzyć?

To nie do mnie pytanie. Ja nie czuję się kompetentny, by zabierać głos. O sens powoływania kadry na żużlu trzeba by pytać wyżej. Nawet jeśli moje zdanie byłoby odmienne – zostawię je dla siebie. Powiem tylko tyle, że jadę tam, gdzie wysyła mnie PZM i jestem gotów reprezentować nasz kraj. Szkoda, że nie ma Drużynowego Pucharu Świata, bo to była fajna impreza, a Polska odnosiła sukcesy. Wydaje mi się, że tych zawodów najbardziej brakuje w kalendarzu. Nie mnie jednak kreować nowe zasady. Jest jak jest. Ja jestem w tej machinie tylko trybikiem, jednym z zawodników. Muszę być gotowy na wyzwania jakie się przede mną stawia i staram się wykonywać obowiązki optymalnie.

No dobrze. Jest pandemia, brakuje startów, to może paradoksalnie najlepszy moment, by wrócić do tego co było i przez lata się sprawdzało. Choćby mistrzostwa świata par?

Pewnie wielu zawodników chętnie wzięłoby udział. Ja mogę tylko podać kilka numerów telefonów do osób, które się tym zajmują. Moje zdanie nie ma w tej chwili znaczenia, bo nie mam wpływu na decyzje.

Wróćmy więc do Twoich spraw. Który Magic jest prawdziwy? Ten zagubiony z Lublina, czy ten fruwający z meczu przeciwko Gorzowowi na Olimpijskim?

Ten z meczu w Lublinie (śmiech). Mecze są z najwyższej półki sportowej, jest wielu bardzo dobrych zawodników, a poziom poszedł w górę i bardzo się wyrównał. Drobna pomyłka w ustawieniach i wynik leci z pieca na łeb. Kwestie sprzętowe, ściślej dopasowania motocykla, mają kluczowe znaczenie dla rezultatu. Szczególnie zła ocena w pierwszym biegu bywa brzemienna. Szukanie odpowiedniej diagnozy i sposobu poradzenia sobie jest trudne. Nie zawsze też odnosi zamierzony skutek. Czasem jeden błąd rodzi kolejne. Pomyłka może kosztować wiele punktów. Trudno żeby nikt się nie mylił. A wygrać chcą i mogą wszyscy.

Patrzysz na speedway z perspektywy kilku lat startów. Mam wrażenie, że wcześniej te pomyłki nie były aż tak kosztowne.

Tak, tylko zmieniły się mocno realia. Wydaje mi się, że obecnie mamy powszechną dostępność sprzętu z najwyższej półki. Wcześniej te dysproporcje były znaczne. To pewnie sprawiało, że nawet przy delikatnym błędzie, lider dowoził dwójkę, a teraz przyjeżdża czwarty. Dostęp do najlepszych tunerów wyrównuje szanse. Kiedyś miała go garstka zawodników i tu leży przyczyna. Nie widzę w tym niczego złego. Wszyscy zawodnicy są w stanie obecnie przygotować się optymalnie do startów w Ekstralidze. Sądzę też, że nie jest to żadna ujma przywieźć zerówkę. Ktoś musi być ostatni.

Kiedy idzie dobrze nie trzeba nic robić, ale kiedy nie idzie i zaczyna się sypać, nie ma w Sparcie problemu z dowodzeniem? Jest Darek Śledź, Greg Hancock, każdy ma swoje zdanie i swoje obserwacje. Kogo słuchać?

W sprawie przełożeń, to zawodnik ma decydujący głos. Jeżeli chodzi o ustawienie składu ostatecznym jest zdanie trenera. Nie ma sporów kompetencyjnych. Greg jest osobą, która podpowiada, a patrząc na zawody z perspektywy parku maszyn, ze spokojniejszą głową, czasem zauważa pewne rzeczy. Nie ma mętliku. Żadna z tych osób nie wywiera presji, nie narzuca swojej opinii i nie próbuje naciskać. Nikt nie próbuje niczego na nas wymuszać. Zawsze to jest rozmowa, delikatna sugestia, wymiana zdań. Nie widzę w tym problemu, raczej walor. Mamy wokół siebie wybitnych specjalistów, którzy potrafią sportowo mądrze doradzić. Na koniec jednak, to zawodnik musi opierać się na swoim odczuciu. Na moim motocyklu Greg nigdy nie jeździł. Może podpowiedzieć jak to widzi z zewnątrz, ale to ja decyduję i biorę odpowiedzialność za to, co zrobię. Nie zawsze też, to co widać z perspektywy jest spójne z moimi odczuciami na motocyklu. Zdecydowanie jednak obecność Grega pomaga. Ja sobie ją bardzo cenię.

Trzydziestka na karku i wciąż brakuje wisienki na torcie w postaci medalu IMŚ. To Twoja prywatna „klątwa Waloszka”?

Rzeczywiście wciąż czegoś brakuje. Tylko mnie to zupełnie nie stresuje. Nie spędza mi to jakoś snu z powiek. Jest jak jest. Z pokorą przyjmuję, co życie przynosi. Co roku jestem blisko i wciąż się nie udaje. Nie mam szczególnego ciśnienia na medal. Bardziej chyba media kreują taką „konieczność”. Podchodzę bardziej po amerykańsku. Z uśmiechem i niezbędnym luzem. Zawsze doskonale przygotowany, startujący na najwyższym możliwym poziomie i jeśli to wystarczy, to ten medal w końcu zdobędę. Niczego nie próbuję osiągnąć za wszelką cenę. Nie jest tak, że nie mogę jeść i spać, bo muszę wreszcie mieć ten krążek. Podchodzę do SGP bardzo poważnie. Robię co w mojej mocy. Nie zamierzam się jednak dodatkowo stresować. Nic na siłę. Jeżeli nadal go nie mam, to trzeba jeszcze lepiej przygotować sprzęt i siebie, by walczyć. Jeśli zaś nigdy go nie dogonię, to pewnie tak musiało być.

Postawię obrazoburczą tezę. Paradoksalnie brak Taia w składzie jest wzmocnieniem Sparty, a powrót Anglika i dwa, trzy mecze by osiągnąć optymalną formę mogą być osłabieniem?

Nic z tych rzeczy. Nawet Tai robiący 5 punktów, będzie dla nas lepszy niż jego brak. Jest częścią naszej drużyny i nawet jeśli będzie potrzebował kilku spotkań, by wrócić do mistrzowskiej dyspozycji, to nie ma z tym najmniejszego problemu. Najważniejsze, żeby wrócił do ścigania w pełni zdrowy. Bez problemów i bez towarzyszącego takim powrotom fizycznego bólu. Jeśli Tai będzie czuł się dobrze i będzie sprawny, to od pierwszego meczu będzie sobą. Wtedy o jego punkty w ogóle bym się nie bał.

Po poprzednim sezonie wydawało się, że otrzaskana w lidze formacja młodzieżowa będzie siłą WTS-u, a tymczasem lekko zawodzą?

Faktycznie może tych punktów nie ma za dużo, ale chłopaki pracują i dają z siebie wszystko. Będzie jeszcze dobrze.

Zbliża się nowy cykl o SGP, zatem życzę by marzenia o medalu wreszcie się spełniły i klątwa Waloszka została przełamana?

Jak mówiłem, nie zauważyłem żadnej klątwy. Nie traktuję tego celu w ten sposób. Za miłe słowo jednak dziękuję serdecznie. Pozdrawiam też kibiców żużla w całym kraju.

Rozmawiał PRZEMYSŁAW SIERAKOWSKI