Żużel. 61. urodziny Jana Osvalda Pedersena. Wszedł na szczyt żużlowego świata, zaakceptował ból i toczy ciągłą walkę

Jan O. Pedersen. fot. Jarosław Pabijan
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

W 1991 roku na stadionie w Goeteborgu spełnił swoje marzenie. Został indywidualnym mistrzem świata na żużlu. Zaledwie osiem miesięcy później zaczynał karkołomną walkę o powrót do zdrowia. Jan Osvald Pedersen również w tej potyczce okazał się lepszy. Znów chce mu się żyć. Dziś duński eks-żużlowiec obchodzi 61. urodziny.

 

***
Tekst oryginalnie opublikowany 26 marca 2021 roku.
***

Życie go nie rozpieszczało. Nigdy nie poznał swojego biologicznego ojca. Nie zajmowała się nim też biologiczna matka. Wychowanie spoczywało na barkach dziadka i babci. Drugie imię Jana – Osvald, to właśnie imię dziadka, który właściwie był dla niego ojcem. To dziadek Osvald przemierzał z wnukiem Danię i pokazywał mu jak jeździ Ole Olsen. To on kupił mu pierwszy motorower. To dziadek skutecznie pielęgnował zainteresowanie małego Jana do żużla i to on dopingował go podczas pierwszych treningów na torze w Fjelsted.

W walce o tytuł indywidualnego mistrza świata filigranowego zawodnika prześladował pech. W 1985 pojechał on w najbardziej prestiżowej imprezie na świecie po raz pierwszy i zajął dziewiątą lokatę. W 1988 roku zakończył turniej z brązowym medalem. Z zazdrością jednak obserwował zmagania Gundersena i Nielsena w biegu barażowym o złoto. Tydzień przed finałem w Monachium w 1989 roku doznał kontuzji dłoni. Rok później, niecałe dwa tygodnie przed finałowym żużlowym rozdaniem w Bradford, kontuzja się odnowiła. Jak sam przyznawał przed finałem w 1991 roku, na stadionie Ullevi nie chciał powtórki. Oszczędzał się. 

fot. Jarosław Pabijan

– To prawda. Uważałem na siebie na tyle, na ile mogłem. Robiłem wszystko, aby wystartować – wspominał na naszych łamach Pedersen. 

Goeteborg, 31 sierpnia 1991

Na Ullevi w końcu wszystko jest tak, jak być powinno. Pedersen zdobywa upragniony tytuł. Jest najlepszym zawodnikiem świata. Triumf świętuje z kibicami na promie wracającym ze Szwecji do Danii. Jest „upojony” szczęściem. – To było coś wspaniałego, móc dzielić radość z duńskimi kibicami na promie. Można powiedzieć, że zawsze stałem w cieniu Erika Gundersena i Hansa Nielsena. Tak było, ale wtedy czułem, że nadchodzi mój czas. Byłem przekonany, że w najbliższych latach to ja będę zdobywał dla Danii złote medale – mówił Jan O. Pedersen. Wtedy Duńczyk nie wiedział, że już niedługo jego życie zmieni się o 180 stopni.

Czarny piątek żużla, 15 maja 1992 roku

Zaledwie osiem miesięcy po wywalczeniu tytułu mistrza świata Pedersen wraca z Polski do Danii. Startuje w zawodach na torze Lovelbanen obok Viborg. Z Viborg do szpitala w Aarhus karetki tego dnia jadą aż siedem razy. W jednym z biegów dochodzi do upadku naszego bohatera. Aby ominąć i nie uderzyć w Petera Ravna, „kładzie” on swój motocykl na tyle nieszczęśliwie, że uderza w bandę i zostaje tym motocyklem przygnieciony. Zawody zostają wznowione. W kolejnym biegu Peter Ravn uczestniczy w kolizji z Larsem Gunnestadem. W obu uderza Hans Nielsen, który łamie obojczyk.

Najwyższą cenę tego dnia płaci jednak Jan Osvald Pedersen. Doznaje kontuzji kręgosłupa i jest to koniec jego żużlowej kariery. Po upadku następuje długa faza rehabilitacji, która tak naprawdę trwa do dziś i będzie trwała z pewnością do końca życia Duńczyka. 

Kolejna, najważniejsza walka

Wykonana w Aarhus operacja przebiega pomyślnie. Jednak po niej zawodnika czeka ciągłe pytanie samego siebie, na ile wróci do pełnej sprawności. – Po wypadku ból był nie do zniesienia. Nie podawano mi morfiny, dopóki lekarze nie stwierdzili, co mi dokładnie jest – wspominał Pedersen. 

Po paru dniach Pedersen siada na łóżku. To jego pierwszy sukces. Kolejnymi chociażby samoczynne pójście do toalety. Bez podpierających pielęgniarek. Pedersen ma ochotę na gotowaną kiełbasę. Jej samodzielne kupno w piekarni niedaleko szpitala to jego kolejny cel. Po wielu tygodniach udaje się go zrealizować. Kiełbasa smakowała wtedy lepiej, aniżeli niejedno zwycięstwo.

Po dwóch miesiącach Pedersen opuszcza szpital i wraca do Anglii. Z nadziejami na dalszą walkę o powrót do zdrowia i z rachunkiem na 14000 koron wystawionym przed duński szpital. W pewnym momencie prosi o pomoc Duński Związek Motorowy. Ten odmawia Duńczykowi pomocy finansowej. Nieustannie w rehabilitacji wyznacza sobie nowe cele. Niestety, od momentu wypadku zawodnik cierpi na złożone bóle przewlekłe, które często stają się trudne do wytrzymania. 

Szczególna wigilia i nowe trudności

Punktem zwrotnym staje się poznanie przez Pedersena pewnej wdowy, której mąż popełnił samobójstwo. To ona daje Pedersenowi adres swojego psychologa. Doradza skorzystanie z jego usług. Pedersen ze wskazówek korzysta. W 2009 roku spotyka koleżankę z dzieciństwa, Julie. Błyskawicznie wie, że znalazł kobietę swojego życia. W wigilię Bożego Narodzenia się oświadcza. W styczniu mieszkają już razem.

Kolejne miesiące są jednak więcej niż trudne. Były mistrz świata wpada w ogromną depresję. Nie chodzi do psychologa, nie przyjmuje lekarstw, nie korzysta z okazji do podjęcia pracy w jednym z klubów. Jak mówi, chce sięgnąć dna, aby mieć świadomość, że może być tylko lepiej. Przyszła żona bezradnie patrzy na poczynania przyszłego męża. Pierwsze pozytywne oznaki pojawiają się po trzech miesiącach walki. Mistrz znów zaczyna myśleć o tym, co będzie kiedyś. Jak sam przyznaje, chociaż był momentami myślami przy zakończeniu swojego życia nie zdecydował się tego ostatecznie zrobić. Myślał o Julie. Do dziś renta inwalidzka, którą otrzymuje wynosi około 4000 duńskich koron. Jak twierdzi, nie chce być zdany na łaskę państwa.

Na przestrzeni lat podejmował się wielu zajęć. Ostatnio został właścicielem firmy sprzedającej hot-dogi oraz zajmującej się cateringiem. Wiosną zeszłego roku przestał pełnić rolę prezesa klubu Munkebo. Nadal działa aktywnie w radzie miejskiej Kerteminde. Najbardziej dumny jest z tego, że jest pamiętany jako mistrz świata oraz ten, który wygrał najsłynniejszy bieg podczas turnieju Goldbarrelob. Największą satysfakcję z kolei sprawia fakt „nauczenia” się życia z bólem, przekonania do sensu życia samego siebie i tego, że obok siebie ma Julie.

– Biorę obecnie jak najmniej lekarstw, bo myślę, że one mnie pozytywnie nie nastawiają. Wszystko, co robię trwa znacznie dłużej, więc muszę się stale uczyć rozkładać energię. To trochę jak samochód, w którym nie mam za dużo benzyny w zbiorniku paliwa, podczas gdy inne samochody mogą jechać nie myśląc o jego  zużyciu. Jeśli chodzi o duński żużel, to musimy robić wszystko, aby go rozwijać na tyle, na ile jest możliwe – mówił w rozmowie z Ib Soby, Jan Osvald Pedersen, którego wyścig wciąż jeszcze trwa i trwał będzie. Pomimo faktu, że ten na żużlu zakończył się 30 lat temu. 

źródło: magazyn Fayns, Vojens Center

3 komentarze on Żużel. 61. urodziny Jana Osvalda Pedersena. Wszedł na szczyt żużlowego świata, zaakceptował ból i toczy ciągłą walkę
    Ja
    26 Mar 2021
     8:44pm

    Sympatyczny gość, chyba warto by było bardziej szczegółowo opisać jego karierę i czas walki o zdrowie.

    Lucky Bastard
    27 Mar 2021
     3:38pm

    No bez jaj.Tutaj piszecie poważne sprawy o powrocie do zdrowia,a za chwile wyskakujecie ze mu się marzyla gotowana kiełbasa, ktora znajduje się niopodal w piekarni…

Skomentuj

3 komentarze on Żużel. 61. urodziny Jana Osvalda Pedersena. Wszedł na szczyt żużlowego świata, zaakceptował ból i toczy ciągłą walkę
    Ja
    26 Mar 2021
     8:44pm

    Sympatyczny gość, chyba warto by było bardziej szczegółowo opisać jego karierę i czas walki o zdrowie.

    Lucky Bastard
    27 Mar 2021
     3:38pm

    No bez jaj.Tutaj piszecie poważne sprawy o powrocie do zdrowia,a za chwile wyskakujecie ze mu się marzyla gotowana kiełbasa, ktora znajduje się niopodal w piekarni…

Skomentuj