Fot. Łukasz Wilk
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Żużel na pierwszy rzut oka jawi się jako sport, w którym nie ma miejsca na sentymenty. Widzimy tempo pracy w parkingach, walkę na torze i jej rezultat. Adrenalina całkowicie przysłania ludzkie oblicze tego sportu. Zawodnicy rzucają czym popadnie, bo łańcuszek sprzęgłowy potrafi pęknąć w kluczowym momencie meczu, a silnik eksplodować tuż po wygranym wyścigu. Zapominamy, że na motocyklu siedzi człowiek, który ma prawo do słabszego dnia. Do tego dochodzi kwestia stosunków panujących w teamie. Jedni się dogadują, drudzy starają się nie rozmawiać, tylko robić swoje. A co w przypadku, kiedy członków teamu łączą więzy rodzinne? Wypada obrazić się na starszego brata i nawrzucać mu kilka niecenzuralnych słów?

Żużel widział i słyszał już wiele i jeśli tak wielu żużlowców godzi się na współpracę z najbliższymi, to musi być w tym większy sens. Mam nadzieję, że wyłoni się on z rozmowy z braćmi Zielińskimi. Denis jest tym młodszym bratem, który zakłada kevlar, kask i rusza w bój o punkty, zaś Kevin jest starszym, który dba o sprzęt tego młodszego. Pomiędzy nimi jest Dave Hayness – człowiek, który jeszcze niedawno pomagał przy motocyklach mistrza świata – Jasona Doyle’a.

Kinga Sylwestrzak: Od jak dawna brat pomaga Ci przy żużlu?
Denis Zieliński: Od momentu, w którym zacząłem jeździć. Kevin jest ze mną na każdych zawodach i treningach od pięciu lat.
Kevin, czy to właśnie Denis zaszczepił w Tobie żużlowego bakcyla?
Kevin Zieliński: Tak, bo zacząłem z nim jeździć od początku. Jestem przy nim na każdych zawodach, ale sam bym nigdy nie wyjechał na tor.
Dlaczego?
Kevin: Czuję strach i respekt do motocykla żużlowego. Zdecydowanie wolę jazdę na motocrossie albo motorze ulicznym.
Jak długo uczyłeś się fachu mechanika żużlowego?
W zasadzie uczę się go cały czas. Mamy przy sobie Dave’a, który wielu rzeczy już mnie nauczył, ale w żużlu dużo się zmienia i trzeba być na bieżąco.

Denis i Kevin Zielińscy od pięciu lat tworzą zgrany team żużlowy.
Fot. archiwum prywatne

Dave w środowisku żużlowym znany jest z pracy w teamie Jasona Doyle’a. W jaki sposób udało się Wam przekonać tak uznanego fachowca do pracy przy sprzęcie juniora?
Denis: Dave zakończył współpracę z Jasonem i pomyśleliśmy, że tak doświadczony fachowiec mógłby nam bardzo pomóc. Doszliśmy do porozumienia zimą i była to szybka decyzja. Znamy się bardzo dobrze od dziesięciu lat, więc Dave nie wahał się długo.
Kevin, Ty również pomagałeś Jasonowi?
Kevin: Przez bardzo krótki okres i tylko w warsztacie. Uważam ten czas za bardzo dobry, bo nauczyło mnie to fachu i przy okazji język angielski również udało mi się podszkolić, więc z tego doświadczenia korzystam cały czas. 
Wiele nowinek udało Ci się przechwycić do warsztatu swojego brata?
Kevin: Denis ma swoje predyspozycje jeśli chodzi o motor, swój styl jazdy i na wiele rzeczy musimy patrzeć indywidualnie. Mamy swoje tajniki, których nie zdradzamy nikomu.
Czyli nie można porównywać pracy u doświadczonego zawodnika z pracą u żużlowca, który dopiero co zaczyna karierę?
Kevin: Staraliśmy się w przygotowaniach sprzętu dla Jasona, więc przykładamy się do przygotowań Denisa. To też jest mój brat, więc tego wysiłku staram się włożyć więcej, bo chcę dla niego jak najlepiej.
Denis, często słyszysz uwagi w stylu: “Jason Doyle pojechałby inaczej, zrobiłby tak”?
Denis: Nie, bo mam inny styl niż Jason. Chłopaki dostosowują swoje rady do mnie i nie porównują mnie z nikim.

Kevin, Denis i Dave tworzą zgrany team. Junior Wybrzeża Gdańsk korzysta z doświadczenia swoich mechaników.
Fot. Artur Makowski

Kevin, Twój brat wspomniał, że z Waszej dwójki to właśnie Ty jesteś tym wybuchowym. Obserwowanie Denisa walczącego na łokcie wyzwala takie emocje?
Kiedy coś idzie nie po naszej myśli, to ja wybucham, a Denis stara się wszystko załagodzić. Zresztą w żużlu prawie każdy wybucha. Nie da się przy tej dyscyplinie zachować spokoju cały czas.
Co jest najtrudniejsze w takich rodzinnych teamach?
Kevin: To chyba trzeba Denisa zapytać, bo mi ten fakt w niczym nie przeszkadza. Podchodzę do niego jak do brata i szefa, więc nie mam z tym problemu. Można powiedzieć, że Denis jest bardzo dobrym szefem, ale kiedy trzeba, to zmyję mu głowę za głupie błędy. Robi to także Dave, bo to nasz obowiązek. Pracujemy w końcu na wspólny wynik.
Jakie emocje wzbudza w Tobie fakt, że Denis tyle razy znajduje się niebezpiecznych sytuacjach i ryzykuje zdrowiem?
Kevin: Na początku ten stres był ogromny. Zdarzały się także łzy. Z czasem się wszystko unormowało. Staramy się nie zastanawiać nad wypadkami losowymi, żeby ich nie przyciągnąć. Ja zacząłem myśleć o tym, że to jest jego praca i on najlepiej wie jak się zachowywać na torze. Mamy też pewność, że jego motocykle są perfekcyjnie przygotowane i Denis czuje się na nich komfortowo.
Nie macie siebie czasem dosyć?
Kevin: W sezonie spędzamy bardzo dużo czasu i niekiedy czuć, że jest go już za wiele, ale mamy świetne relacje. Dobrze dogadujemy się na gruncie zawodowym, ale też tym prywatnym. Jesteśmy w końcu braćmi i wiele nas łączy. Nie tylko więzy krwi.
Denis: Dobrze nam się ze sobą współpracuje. Bywają momenty, kiedy się nie zgadzamy, ale to dlatego, że chcemy coś zrobić jak najlepiej. Potrafimy wypracować kompromis.
Masz świadomość tego jak bardzo doświadczonych mechaników masz przy sobie i ile możesz czerpać z ich wiedzy?
Denis: Tak, wiem. Jako młody zawodnik staram się słuchać rad, ale też trochę już jeżdżę na żużlu i w pewnych kwestiach sam wiem, co jest dla mnie dobre. Ważne jest to, żeby słuchać siebie wzajemnie. Wtedy współpraca układa się jeszcze lepiej.