Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Artiom Łaguta jest na ustach całego środowiska żużlowego. Rosjanin na początku października zdołał bowiem pokonać Bartosza Zmarzlika i zdobyć pierwszy tytuł indywidualnego mistrza świata. Na swój wielki triumf 31-latek pracował jednak przez cały sezon. Postanowiliśmy więc przypomnieć jak wyglądała tegoroczna droga zawodnika Betard Sparty Wrocław do tytułu.

 

Mocny początek w Pradze

Pierwszy turniej tegorocznego cyklu nie był szczególnie udany zarówno dla Łaguty, jak i Zmarzlika. Rosjanin i Polak nie znaleźli się w finałowym turnieju i musieli zadowolić się odpowiednio piątym i szóstym miejscem. W otwierającej rundzie w stolicy Czech 31-latek miał dobrą pozycję przed kluczowymi gonitwami, ale w półfinale lepsi od niego okazali się koledzy z Betard Sparty – Maciej Janowski i Tai Woffinden.

Pierwszy tegoroczny turniej Grand Prix

W drugiej rundzie Rosjanin dał pierwszy sygnał, że w tym roku może być szalenie groźnym zawodnikiem. W części zasadniczej zdobył 13 na 15 możliwych punktów. Po półfinałach stracił pierwszeństwo wyboru pola, ale był niesamowicie szybki w ostatnim wyścigu dnia. Łaguta stoczył świetny bój z Emilem Sajfutdinowem i po kilku próbach zdołał przedrzeć się na pierwsze miejsce. Wygrana w tym turnieju była jego drugim triumfem w turnieju Grand Prix karierze.

Premierowy triumf Łaguty w Grand Prix 2021

Przegrane ze Zmarzlikiem w królestwie Betard Sparty

W turniejach na Stadionie Olimpijskim rządził i dzielił Zmarzlik, ale Łaguta również gromadził bardzo istotne punkty. Pierwszego dnia oprócz kiniczanina poza konkurencją był Janowski. Polacy rozstrzygnęli między sobą wygraną w turnieju, a Rosjanin wycisnął z tego dnia maksimum, czyli trzecie miejsce.

Podczas pierwszego turnieju we Wrocławiu nie było mocnych na Bartosza Zmarzlika i Macieja Janowskiego

Dzień później to Łaguta był największym rywalem Zmarzlika. Długo wydawało się, że to właśnie on sięgnie po triumf w czwartej rundzie, ale na przeszkodzie znów stanął dwukrotny mistrz świata. W finałowym biegu Łaguta lepiej rozegrał pierwszy łuk i prowadził, ale Zmarzlik niemal skopiował atak Tomasza Golloba z 1999 roku i na ostatnich metrach przedarł się na pierwsze miejsce.

Drugiego dnia we Wrocławiu znów najlepszy był Zmarzlik

Odgryzienie się mistrzowi świata i porażka w Malilli

Dominacja Zmarzlika trwała także podczas pierwszego z lubelskich turniejów. W piątkowy wieczór na stadionie Motoru Polak i Rosjanin również znaleźli się w finale. Ten nie potoczył się po myśli Łaguty. Świeżo upieczony mistrz świata utknął wtedy za Fredrikiem Lindgrenem. Tym razem nie udało mu się przebić choćby na trzecią pozycję i dopisał sobie do klasyfikacji 14 oczek.

W piątej rundzie Zmarzlik znów odjechał Łagucie

Druga lubelska runda pokazała, że Rosjanin nie tylko dysponuje doskonałym sprzętem, ale również uwielbia się ścigać. W tym turnieju od początku pachniało kolejną batalią Łaguta-Zmarzlik. Zawodnik wrocławskiego klubu pod koniec drugiego okrążenia efektownie przemknął obok Polaka i odjechał  całej stawce. Łaguta nie dopuścił wtedy do tego, aby Zmarzlik pobił rekord Tony’ego Rickardssona pod względem wygranych turniejów GP z rzędu.

Dzień później jednak to Łaguta ograł Zmarzlika na trasie

Żużlowiec z Bolszoj Kamień mógł być dość mocno sfrustrowany po turnieju w Malilli. Tam dobitnie przekonał się jak niesprawiedliwy potrafi być nowy system punktacji. Po rundzie zasadniczej miał czternaście punktów, a do tego dołożył dwójkę w półfinale. Ostatni bieg przyniósł jednak kolejny triumf Zmarzlika. Polak, który bardzo męczył się w pierwszej fazie turnieju idealnie rozegrał kluczowe wyścigi i zgarnął 20 punktów. Co warte podkreślenia, „na torze” Rosjanin zdobył o cztery oczka więcej.

Szwecja była szczęśliwa dla Zmarzlika

Wygrana w domu i kolejny triumf nad Zmarzlikiem w Vojens              

Szczególny dla Łaguty był z pewnością turniej w Togliatti. W końcu mógł on zaprezentować się przed własną publicznością. Na bardzo specyficznym torze od samego początku czuł się bardzo dobrze. Drugie miejsca przywiózł tylko w czwartym starcie oraz półfinale. Finał udało mu się wygrać dość spokojnie. Zmarzlik uwikłał się w walkę o drugą lokatę z Andersem Thomsenem i Łaguta mógł się cieszyć z trzeciej wygranej w tym roku.

Wielki Rosjanina triumf w domowym Grand Prix

Wielu ekspertów wskazywało na to, że Łaguta nie poradzi sobie na wymagającym obiekcie w Vojens. To właśnie tam Zmarzlik miał odjechać rywalowi i znacznie zbliżyć się do trzeciego tytułu. Tymczasem kibice obejrzeli kolejny spektakl dwóch aktorów. Łaguta i Zmarzlik ponownie spotkali się w finale i znów to Rosjanin lepiej ruszył ze startu. Niewiele brakowało do tego, aby Polak stracił drugą pozycję, jednak obronił się przed Sajfutdinowem. Po zawodach to żużlowiec Sparty wyszedł na prowadzenie w klasyfikacji, którego – jak się później okazało – nie oddał już do końca.

Niezwykle ważna wygrana w Vojens

Kluczowa 10. runda w Toruniu i nerwy do półfinału ostatniej imprezy

10. runda była zdecydowanie najważniejsza w tegorocznym cyklu. Wielu kibiców liczyło na to, że Łaguta i Zmarzlik będą bardzo blisko siebie także przed ostatnim turniejem. 31-latek jednak potwierdził swoją niesamowitą regularność, a ogromne problemy z dopasowaniem się do toru miał jego główny rywal. Rosjanin tym razem był drugi po rundzie zasadniczej, ale w finale nie było już na niego mocnych. Zmarzlik natomiast po raz pierwszy od turnieju w Pradze nie wszedł do finału. Przed finałową batalią Łaguta był o krok od złota i miał dziewięć punktów przewagi.

Po wygranej pierwszego dnia w Toruniu tytuł był bardzo blisko Łaguty

Finałowa batalia rozpoczęła się jednak fatalnie dla Rosjanina. Przez pierwsze trzy gonitwy 11. rundy nie przypominał on najszybszego zawodnika sezonu. Gdy wydawało się, że Łaguta zaprzepaści swoją szansę na tytuł, nastąpiło odrodzenie przyszłego mistrza. Wygrał on wyścig z bardzo trudnego czwartego pola, a potem zapewnił sobie awans do półfinału. Złoto dla Łaguty stało się pewne po kolejnym biegu, w którym przyjechał przed Zmarzlikiem. Po chwili pierwszy rosyjski mistrz pobiegł na trybunę przy parku maszyn i w złotych koszulkach mógł świętować skalp, o którym marzy każdy żużlowiec.

Złoty i szczęśliwy Łaguta z rodziną