Jacek Gomólski. fot. Jarosław Pabijan
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Wielkosobotni poranek przyniósł bardzo smutne informacje dla środowiska żużlowego. W wieku 53 lat odszedł od nas Jacek Gomólski. Andrzej Koselski i Jerzy Kanclerz przyznają, że będą miło wspominać zawodnika urodzonego w Kłecku i uznają go za postać, która do czarnego sportu wniosła wiele dobrego.

Gomólski swoją przygodę z żużlem rozpoczął w barwach Startu Gniezno. W 1984 roku uzyskał licencję żużlową. Po kilku latach startów w pierwszej stolicy Polski przeniósł się do Bydgoszczy. Tam pamiętają go przede wszystkim z rewelacyjnych występów w parze z Waldemarem Cieślewiczem.

– Bardzo mi Jacka szkoda, bo to był bardzo fajny chłopak. Poznałem go wtedy, kiedy przyszedł do nas do Polonii. Naprawdę dobrze się wtedy poznaliśmy. Jego zawsze się będzie kojarzyło z jazdy z Waldkiem Cieślewiczem. Zarówno jeden, jak i drugi byli bardzo obowiązkowymi zawodnikami – mówi Andrzej Koselski, były zawodnik i trener sportu żużlowego.

– Jest mi smutno, bo to zawodnik, który kilka dobrych sezonów odjechał w bydgoskiej drużynie. Wraz z Waldkiem Cieślewiczem byli bardzo lubiani przez kibiców. Świetnie walczyli dla Polonii i bardzo dobrze ze sobą współpracowali. Rodzinie i wszystkim najbliższym składam najszczersze kondolencje w imieniu całego klubu – mówi Jerzy Kanclerz, prezes Abramczyk Polonii Bydgoszcz.

Wychowanek ekipy ze stadionu przy Wrzesińskiej należał do tych żużlowców, którzy sporą część swojej kariery spędzili w warsztacie. Wraz z mechanikiem bydgoskiej Polonii, Zygfrydem Łapą, niemal nieustannie pracował nad tym, aby jego maszyny były coraz szybsze.

– Jak majster o godzinie 8 przychodził do warsztatu, to oni z Waldkiem chwilę później też się w tym warsztacie pojawiali. Cały czas nad czymś pracowali i zawsze mówili, że jest coś do zrobienia. To był przede wszystkim pracuś. On bardzo się angażował w życie drużyny, a do tego zawsze był bardzo waleczny. To był jeden z tych zawodników, którzy doskonale wiedzą, czego chcą. Dążył do swoich celów i ciężko na nie pracował – wspomina były selekcjoner reprezentacji Polski.

– To była postać barwna, która zapisała się w historii naszego klubu. Jeździł u nas pięć lat, czyli wcale nie tak długo, a kibice bardzo dobrze go zapamiętali. Był zawodnikiem zmotywowanym i dążącym do swoich celów. To taki typ, który lubił cały czas poprawiać swoje umiejętności i pracować przy sprzęcie – podkreśla Kanclerz.

Z Gomólskim wiąże się też wiele zabawnych historii. Wesoło było nie tylko w warsztacie, ale również w parku maszyn.

– Przyszedł listopad, więc trzeba było zrobić porządki w warsztacie. Złomowaliśmy elementy motocykli, które nie nadawały się do eksploatacji. Mówię tu przede wszystkim o karterach silników. Nasz majster, Zyguch Łapa, przyszedł rano i wyciągnął palnik, aby odpowiednio się tym zająć i odstawić części na składnicę złomu. Przyszedł też Jacek i mówi, że po co ten palnik, przecież można młotkiem trzasnąć i będzie po sprawie. Zyguch mu odpowiada, żeby spróbował. Jacek najpierw wziął jeden młotek. Tłucze, tłucze i nic. Potem wziął drugi, pięciokilowy młotek i dalej nic. Obił karter, ale jednak dalej był cały. Zmachał się i mówi: Majster, powiedz mi, jak to jest, że tu trzeba tyle pracy, a człowiek na starcie wkręci gaz, nagle coś zachrobocze i po karterze… – opowiada Koselski.

– Druga taka historia to jest już związana ściśle z zawodami. Po jednym z biegów Jackowi bardzo chciało się pić. Poprosił więc o wodę. Ktoś przyniósł mu więc zakapslowaną, gazowaną wodę. Jacuś po biegu miał spocone ręce i poprosił mechanika, aby mu ją otworzył. Jemu też się chciało pić, więc napił się pierwszy, nagle to wypluł, zanurzył głowę w wiadrze i zaczął płukać gardło. To był najpewniej bimber. Ktoś się musiał pomylić i do skrzynki z wodą trafiła butelka bimbru. Jacek wtedy mówił: Dobrze, że nie napiłem się pierwszy, bo dopiero bym wyglądał na torze. Zaraz przecież wyjeżdżam do biegu – kontynuuje były opiekun drużyn z Gniezna, Bydgoszczy i Wrocławia.  

Za sukces Gomólskiego z pewnością należy uznać również wychowanie dwóch żużlowców. Jego starszy syn, Adrian, startował m.in. w barwach ekip z Gniezna, Ostrowa czy Zielonej Góry. Młodszego syna, Kacpra, wciąż można spotkać na torach żużlowych. W nadchodzących rozgrywkach będzie reprezentował zespół ROW-u Rybnik.

– Jak wychowywał synów, to wpajał im zasady podobne do tych, których sam zawsze przestrzegał. Pokazywał im, że praca w tym sporcie jest najważniejsza i prowadzi do zwycięstw – mówi Koselski. – Na pewno sukcesy chłopców to też jego sukcesy. Rola Jacka w osiągnięciach chłopaków z pewnością była duża. Pamiętam jak kilka lat temu przyjechał do Bydgoszczy i pieczołowicie nad wszystkim pracował – dodaje Kanclerz.

– To bardzo pozytywna postać i szkoda, że go już z nami nie ma. Jacuś był bardzo koleżeński. Bufonem czy kimś takim nie dałoby się go określić. Wszystkim pomagał i do żużla wniósł naprawdę sporo pozytywnych elementów. Rodzinie chciałbym złożyć kondolencje, bo to naprawdę smutne wydarzenie – podsumowuje Koselski.

Dodajmy, że Gomólski podczas kariery kilka razy zmieniał kluby, ale zawsze wybierał starty w Gnieźnie lub Bydgoszczy. Na swoim koncie ma m.in. złoto w Młodzieżowych Drużynowych Mistrzostwach Polski, brąz Młodzieżowych Indywidualnych Mistrzostw Polski czy brąz Młodzieżowych Mistrzostw Polski Par Klubowych. Karierę zakończył w 2001 roku.

5 komentarzy on Żużel. Jacek Gomólski. Przede wszystkim pracuś. Synom wpajał zasady, których sam przestrzegał
    Pioterek
    5 Apr 2021
     11:02am

    Mając 14 lat jezdziłem z ojcem na zuzel do gniezna, w tym czasie było dużo słychać o chłopaku z kłecka ze zdał licencję i spory to talent. Pamiętam że nawet w 1984 roku z tego tytułu miał krótka notkę na ten temat w tygodniku Przemiany. Pozdrawiam

Skomentuj

5 komentarzy on Żużel. Jacek Gomólski. Przede wszystkim pracuś. Synom wpajał zasady, których sam przestrzegał
    Pioterek
    5 Apr 2021
     11:02am

    Mając 14 lat jezdziłem z ojcem na zuzel do gniezna, w tym czasie było dużo słychać o chłopaku z kłecka ze zdał licencję i spory to talent. Pamiętam że nawet w 1984 roku z tego tytułu miał krótka notkę na ten temat w tygodniku Przemiany. Pozdrawiam

Skomentuj