Żużel. Jacek Frątczak: Faworyt jest tylko jeden. Każda porażka Falubazu może być rozpatrywana w kategorii niespodzianki

Jacek Frątczak w roli menedżera Falubazu Zielona Góra. foto: Jarek Pabijan
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Drużynę Stelmet Falubazu Zielona Góra po raz kolejny uważa się za głównego kandydata do wygrania rozgrywek zaplecza PGE Ekstraligi. Skład zielonogórzan na papierze wygląda bardzo imponująco i z pewnością każdy inny wynik, niż awans, będzie traktowany jako porażka.

 

Podobne zdanie na ten temat ma Jacek Frątczak, czyli były menadżer Falubazu. – Szczerze mówiąc, ja nie widzę innego faworyta, biorąc pod uwagę nie tylko zawodników, ale także siły i środki przeznaczone na zespół i cel. Trzeba sobie jasno powiedzieć, że jedyny cel, jaki stoi przed zielonogórzanami w sezonie 2023, to jest awans do PGE Ekstraligi – przyznaje w rozmowie z Jarosławem Galewskim na oficjalnym czacie 1. Ligi Żużlowej #PierwszaNajlepsza. – Nie po to buduje się skład w oparciu o takich, a nie innych zawodników, żeby tylko tworzyć ciekawe widowiska. Uważam, że jeżeli zielonogórzanie nie awansują w sezonie 2023, to będzie sensacja. Faworyt jest dla mnie tylko jeden – kontynuuje.

A jakie drużyny będą w stanie zagrozić Falubazowi w drodze po awans? – W mojej ocenie każda porażka zielonogórzan, czy to u siebie, czy na wyjeździe, powinna być rozpatrywana w kategorii niespodzianki, choć wiadomo, że to nie będzie stanowiło o wyniku końcowym, bo wiadomo, że to play-offy będą najważniejsze, a tam decydują dwumecze. Falubaz będzie wykorzystywał atut własnego toru, który pojawił się w końcówce sezonu i nie wszyscy na nim się dobrze czują, a zielonogórzanie mają takich zawodników, którzy z pewnością dobrze będą tam spasowani – tłumaczy. – W mojej ocenie będzie bardzo zacięta walka o drugie miejsce w finale pomiędzy drużynami z Bydgoszczy, Łodzi, Ostrowa i Rybnika, bowiem drużynę ROW-u traktuję jako „czarnego konia” przyszłorocznych rozgrywek – dodaje.

Były menadżer zaznacza również, że swoją rolę może odegrać szczęście. – Ostatnio Wiktor Przyjemski mówił o tym, jak dużo kosztowała go ta kontuzja palca, której nabawił się w końcówce sezonu. Powiedział on, że nie był już tym samym zawodnikiem. W Zielonej Górze zrobił przecież tylko 6 punktów, a w poprzednim dwumeczu fazy play-off przed kontuzją był praktycznie niepokonany. Dużo będzie zależeć więc od szczęścia – podsumowuje.

Przypomnijmy, że na inaugurację 1. Ligi Żużlowej zielonogórzanie udadzą się na wyjazd do Rybnika. Następnie u siebie podejmą beniaminka z Poznania.