Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

W macierzystych Wilkach Krosno zastąpił Janusza Ślączkę. Wychowanek KKŻ, potem zawodnik m.in. Polonii Bydgoszcz i Falubazu, dalej mechanik, trener i komisarz. Swój fach poznał więc od podstaw. Teraz poprowadzi ekipę beniaminka. Choć przy pierwszym podejściu nie poszło jak marzył, a przysłowie przestrzega, by po dwakroć nie wkraczać do tej samej rzeki, postanowił raz jeszcze podjąć rękawicę. Z Ireneuszem Kwiecińskim rozmawiamy o blaskach i cieniach, także szczególnej pozycji szkółki w jego pomyśle na zespół.

Podobno dwa razy do tej samej rzeki nie należy wkraczać. Ty się zdecydowałeś?

W związku z funkcją komisarza za wiele zajęć nie było. Miałem owszem wcześniej jakieś propozycje objęcia zespołów, ale to nie były oferty z Krosna. Zawsze koszula bliższa ciału. Tu trafiła się okazja, porozmawiałem z prezesem, upewniłem co do strategii i pomyślałem – dlaczego nie? Dodatkowo uznałem, że warto skorzystać, bo jeśli nie teraz, to jeszcze 2 może 3 lata i jako szkoleniowiec odszedłbym w trenerski niebyt. 

Coś szczególnie przekonało Cię do podjęcia wyzwania?

Moim konikiem, priorytetem i pasją zawsze było szkolenie najmłodszych. Myślę, że Wilki dają obecnie takie nadzieje. Kiedy startowałem była nas spora grupka z Krosna. Maciek Bargiel, Romek Raś, Paweł Grygolec. Chciałbym do tego powrócić. Wiem, że obecnie mamy deficyt wśród młodych zawodników i pora to zmienić. Podejść trzeba naturalnie zupełnie inaczej. W tym nasza głowa. Pół miasta na nabór już nie przyjdzie. Czasy się zmieniły. Teraz mamy jednak falę entuzjazmu w mieście więc grzechem byłoby nie wykorzystać tych sprzyjających okoliczności. Po latach stagnacji klub ruszył bez wątpienia we właściwym kierunku. Kibic, nawet najbardziej cierpliwy, również ma granice wytrzymałości. W tej chwili większość jest optymistycznie nastawiona i za to chwała zarządowi. Oby jednak udało się nie zmarnować tego zaufania.

Nadzieje na nowy sezon?

Zbliża się pora wyzwań, ale jestem przekonany, że będzie to dla nas dobry czas. Jeśli przetrwamy jako beniaminek, to po debiutanckim sezonie powinno pójść już łatwiej. Powalczymy, mówiąc żartem o utrzymanie drużyny, najlepiej na pierwszym miejscu. 

Skład jest dosyć interesujący. Trzon to eks rybniczanie, a inauguracja z ROW-em?

Według mnie liga jest bardzo wyrównana i wszystko może się zdarzyć. Co do inauguracji zaś, zrobimy ile można, by zakończyła się niespodzianką. Byłoby fajnie. Niemożliwe nie istnieje.

Z drugiej strony istnieje też ryzyko, że w skali sezonu noga się powinie?

Takie ryzyko jest zawsze. Naszą rolą ograniczyć je do minimum. Szkoda byłoby obecnego entuzjazmu w mieście, optymizmu i przychylności dla żużla. Po to otrzymaliśmy z Michałem Finfą oferty pracy, żeby temu ryzyku zaradzić. Tak widzę rolę sztabu szkoleniowego. Należy wziąć to w swoje ręce i zlikwidować zagrożenia. Nie możemy i nie zamierzamy narzekać, że nie było nas przy układaniu zespołu, bo doskonale wiedzieliśmy na co się decydujemy, a zestawienie jest bardzo dobre. Z możliwościami, ciekawą przeszłością i jeszcze lepszą przyszłością przed sobą. Ekipa jest doświadczona a każdy ma coś do udowodnienia. Na tym opieram swój optymizm. 

Przy Twojej poprzedniej przygodzie w Krośnie doskwierał brak finansów, teraz będzie inaczej?

Jestem przekonany, że powtórki nie będzie. Znam podejście klubu i deklaracje sponsorów. Moją rolą rozbujać szkolenie najmłodszych, by za dwa, trzy lata zebrać plony. 

Karnety rozeszły się ekspresowo?

Tym bardziej byłoby szkoda, gdyby realia pandemiczne nie pozwoliły zasiąść kibicom na trybunach. Trzeba wierzyć, że wszystko ułoży się po naszej myśli. Ten rekord sprzedaży potwierdza tylko głód dobrego żużla w mieście. Postaramy się o niego zadbać. Z historii wiadomo, że tego typu pandemie trwały zwykle po dwa lata, ale wtedy nikt z tym nie walczył, nie było szczepionek. Liczę, że tym razem potrwa to krócej. 

Przed sezonem zgrupowanie, jakaś integracja drużyny?

Oczywiście. W okresie delikatnego roztrenowania po ostrych przygotowaniach, zamierzam przeprowadzić takie zajęcia. Gry zespołowe, luźniejsze treningi fizyczne, w formie zabawowej, najchętniej kilka wyjazdowych dni, żeby po prostu też pogadać, poznać się, przypomnieć chłopakom z video najlepsze momenty z ich dotychczasowej kariery. Wszystko w ramach pozytywnego nastawienia do rozgrywek. Solidne podwaliny przede wszystkim, ale też nieco luzu i zawsze z optymizmem, bez rozdrapywania starych ran. Przypomnij sobie własne najlepsze wspomnienia, a baterie ładują się same i głowa funkcjonuje jak należy, bez zbędnego balastu. 

Dodatkowym atutem może być tor. Mimo, że już nie czarny, to specyficzny i nieznany większości rywali?

Tego akurat bym nie przeceniał. Współcześnie, przy komisarzu, niewiele można z torem zrobić. Raczej należy myśleć, jak uczynić go powtarzalnym, by nasz zespół czuł się na nim idealnie, nie przejmując się przy tym na czym startuje rywal, albo czego nie lubi. Na tym bym się zupełnie nie skupiał. Jeśli tor ma być atutem gospodarzy, to musi pasować naszym. Toromistrz jest sprawdzonym człowiekiem z Krosna, zna swoją robotę, więc nie przewiduję jakichkolwiek komplikacji na tym polu. Nie ma co zbyt dużo kombinować. Dopasowany przez swoich, powtarzalny tor, równy dla wszystkich, bezpieczny i to może być ten atut. Naszego toromistrza znam. Jest stąd, jest fachowcem i za niego mogę ręczyć. Ta współpraca z pewnością ułoży się dobrze.

Zatem – powodzenia.

Przyda się na pewno. Dziękuję i pozdrawiam wszystkich.

Rozmawiał PRZEMYSŁAW SIERAKOWSKI