Żużel. Ireneusz Kwieciński: Krosno jest mocną drużyną. Pokazaliśmy charakter

Ireneusz Kwieciński / fot: Media klubowe Cellfast Wilków Krosno
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Było dosłownie o włos od sensacji – niespodziewanie to Cellfast Wilki Krosno dyktowały warunki na Stadionie im. Alfreda Smoczyka w Lesznie. Dopiero w ostatnim wyścigu miejscowi zawodnicy przechylili szalę zwycięstwa na swoją korzyść, choć przyjezdni mogą mówić o sporym pechu. Defekt Andrzeja Lebiediewa prawdopodobnie pozbawił krośnian dwóch ligowych punktów.

 

Z postawy swojej drużyny zadowolenia nie kryje Ireneusz Kwieciński, szkoleniowiec Cellfast Wilków. – Jestem bardzo zadowolony z drużyny, która pokazała charakter i że niestraszna jest jej PGE Ekstraliga. Drużyna zmierzała do wygranej, ale niestety stało się nie tak jak chcieliśmy. Teraz szukamy okazji do przygotowań u siebie, żeby zainaugurować sezon zwycięstwem – mówi trener w rozmowie z speedwayekstraliga.pl

Krośnianie dobrze weszli w spotkanie. „Byki” ani przez moment nie mogły złapać oddechu, a zwycięstwo dosłownie wyszarpały w ostatniej gonitwie dnia. – To wynikało z tego, że spotkały się dwie drużyny o podobnym potencjale. Nie da się wtedy wszystkich biegów wygrywać w cuglach. Jeśli źle wyjedzie się ze startu albo wybierze złą ścieżkę, to zaraz czyha rywal. Drużyny były wyrównane, stąd bierze się jazda na styk – tłumaczy Kwieciński.

Nie sprawdziły się zatem przewidywania wielu ekspertów mówiące o tym, że będzie to jednostronny pojedynek na korzyść drużyny z Leszna. – Gdyby po jednej ze stron byli dużo lepsi zawodnicy, to mecz byłby pod ich dyktando. Okazało się jednak, że Krosno jest mocną drużyną i na trudnym, leszczyńskim terenie potrafiło sobie dobrze poradzić. My nie jesteśmy od tego, żeby pięknie przegrywać. Nie można jechać tak sezonu. Nikt nie może mówić, że tworzyliśmy piękne widowiska, a potem pięknie przegrywaliśmy. Dla nas najważniejsze są punkty – mówi szkoleniowiec.

Beniaminek może mówić o sporym pechu – tuż przed metą, na prowadzeniu defekt zanotował Andrzej Lebiediew. To prawdopodobnie sprawiło, że goście w końcowym rozrachunku okazali się nieznacznie gorsi. – Niestety, doszło do awarii gaźnika. Złośliwość rzeczy martwych. Ten nieszczęsny defekt zabrał nam trochę punktów. Do 15. biegu było dobrze, ale tam ulegliśmy rywalom i całe spotkanie minimalnie, ale jednak jest przegrane. Można było wyciągnąć coś więcej, ale generalnie pierwszy mecz pokazał, że jest moc – przyznaje.

CZYTAJ TAKŻE:

Żużel. Kolejna bijatyka na Wyspach! „To musiało być dla niego trudne, że objechał go grubas”

Żużel. Gleb Czugunow: W Grudziądzu nie ma dużej presji. Doyle dał się sprowokować