Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

O barwnym sposobie bycia Kelly’ego Morana pisaliśmy już wielokrotnie. W swojej karierze miał jedną niezbyt miłą przygodę w Gorzowie w 1986 roku, po której zabrakło go nie tylko na zawodach w Ostrowie – odbywających się następnego dnia – ale i w finale światowym w Chorzowie.

 

Poprzedniego dnia odbył się bowiem turniej pożegnalny Edwarda Jancarza na torze w Gorzowie. Wygrał go Phil Crump przed Kellym Moranem, którego pokonał w biegu dodatkowym. Następnego dnia Moran miał wystąpić w kolejnym pożegnaniu „Eddiego”, tym razem w Ostrowie. Do występu jednak nie doszło, ponieważ w nocy w gorzowskim hotelu Mieszko rozegrał się prawdziwy dramat, o którym mało kto wówczas wiedział. Po gorzowskich zawodach cała ekipa zagranicznych zawodników zasiadła do stołu w restauracji , na którym było nie tylko jedzenie.

– Nie wiem jak to się stało, ale tamtej nocy wszyscy sporo wypiliśmy. Była ostra balanga. Nie przypominam sobie, abym kiedyś był w życiu tak pijany, jak wtedy w Gorzowie. Albo za dużo wódki albo może ktoś mi coś wsypał do szklanki  – wspominał Amerykanin, Rick Miller. Od alkoholu nie stronił oczywiście także Kelly Moran. Amerykanin po pewnym czasie wstał od „biesiady” i udał się do recepcji hotelu Mieszko po klucz do swojego pokoju. Tam jednak, ze względu na swój stan, oraz barierę językową nie mógł porozumieć się z recepcjonistą. Z „odsieczą” nadeszli Chris Morton z żoną oraz sędzia Graham Brodie.

– Kelly był kompletnie pijany. Powiedzieliśmy mu, że najlepiej będzie jak pójdzie do łóżka. Dostaliśmy jego klucze do pokoju i go odprowadziliśmy. Sami zawróciliśmy z powrotem  aby jeszcze chwilę posiedzieć – wspominał Chris Morton. 

W dolnym rzędzie od lewej Kelly Moran. Na motocyklu Chris Morton

W pewnym momencie z pokoju Morana dobiegł donośny huk. Morton zawrócił. Wszedł do pokoju Morana. W łazience stał Moran obok niego leżała rozbita szyba z drzwi, a sam Amerykanin krwawił i bełkotał, że nie chce do łóżka. Z rozciętej o szybę ręki zawodnika po ścianach łazienki tryskała krew. Morton próbował zatamować krwotok z ręki kolegi, żonie polecił, aby zadzwoniła po karetkę.

– Jak to zobaczyłem, to chyba dostałem adrenaliny takiej, że pomimo stresu i alkoholu we krwi zacząłem trzeźwo myśleć. Przyciskałem swoją rękę do rany Morana, później założyłem opaskę uciskową   a on mi mówił, że tym razem przesadził i to się źle skończy. Widziałem w jego oczach szok i strach. Uspokajałem go, że wszystko będzie dobrze. Mówiłem, że Jackie pobiegła po pomoc. Wreszcie przyjechała karetka. Sanitariusze weszli do pokoju. Jak zobaczyli jak silny to krwotok, to sami byli wystraszeni całą sytuacją – wspominał Chris Morton.

– Łazienka była cała we krwi. Położyli go na nosze i nieśli do karetki. Ja oraz Graham Brodie udaliśmy się za nimi. Mocne było nasze zdziwienie, kiedy zamiast karetki zobaczyliśmy jak wkładają go do czegoś na wzór rosyjskiej Łady, bez składanych tylnych siedzeń. Przypominało to sytuację z Monthy Pytona. Odjechali do szpitala, a my pojechaliśmy za nimi taksówką. W szpitalu był chyba tylko jeden lekarz i jedna pielęgniarka. Moran natomiast był już chyba pozbawiony świadomości. W momencie, kiedy lekarz starał się ratować mu życie, on nagle oprzytomniał i zaczął krzyczeć, że ma go zostawić w spokoju i wyszarpał swoją rękę. Oczywiście spowodowało to dalszą utratę krwi. Lekarz odwrócił się do nas i powiedział, że jak Moran się nie uspokoi, to nie będzie w stanie mu pomóc. Błagałem Kelly’ego żeby dał sobie pomóc. On bał się z kolei igieł, ze względu na możliwość zarażenia AIDS. W pewnym momencie Moran najwyraźniej „otrzeźwiał”, zdał sobie sprawę jak poważna jest sytuacja i zaczął płakać nad swoim położeniem. Lekarz mógł spokojnie pracować. Ta cała operacja w szpitalu  przypominała teatr. Po paru godzinach  lekarz wyszedł do nas zameldował, że krwotok został zatrzymany, rana jest zszyta i wyczyszczona , a ręka wsadzona w gips. Pamiętam, że jak się Moran wybudził, to poprosił, jak gdyby nigdy nic, o papierosa – kontynuował. 

Do wypadku w Gorzowie wracano niechętnie. Po latach opisał go w swojej biografii Chris Morton, a ustosunkował się do niego sam poszkodowany. – Ja w pewnym momencie myślałem, że umrę. Przerwałem nerwy i żyły w moim nadgarstku. Potrzebowałem szybkiej transfuzji krwi, aż tak krwawiłem. W ciągu dziesięciu minut straciłem chyba cztery kufle krwi. Pamiętam, że transfuzji nie chciałem, bo bałem się AIDS, o którym wtedy w Polsce jeszcze mało kto miał pojęcie. Gdyby nie Chris i jego żona, pewnie bym stracił życie. O ile dobrze pamiętam po wyjściu Mortonów chciałem im coś powiedzieć i poszedłem za nimi „przechodząc” przez szklane drzwi których nie zauważyłem w swoim pokoju  – wspominał Kelly Moran. 

Co ciekawe, następnego poranka Moran tryskał humorem przy śniadaniu, narzekając, że zszywano go igłami przeznaczonymi raczej dla koni. Po tej nietypowej, hotelowej kontuzji Moran miał dłuższą, ponad półroczną przerwę w startach. Jeden z palców ręki nie miał bowiem pełnego czucia i konieczny był zabieg chirurgiczny w Anglii a po nim rehabilitacja.  Morana ominęły również eliminacje do finału światowego. Zawody w Bradford oglądał z trybun. 

– To fatalne, jeśli omija cię start w zawodach, które mogą dać ci przepustkę do finału światowego, ale najważniejsze, że żyję – wspominał Moran. 

Niesforny żużlowiec dług wdzięczności wobec Chrisa Mortona spłacił rok później, podczas zawodów na długim torze w Niemczech.Startowałem na silniku mojego brata, który był piekielnie szybki. W finale zbliżałem się do Mortona i chciałem go wyprzedzić, ale odpuściłem. Pomyślałem sobie, że jedzie przede mną facet, który uratował mi życie – wspominał Moran.

Po zawodach obaj bohaterowie spożywali posiłek i Morton zapytał Morana dlaczego ten go nie wyprzedził. – Nie mogłem cię ominąć, bo uratowałeś mi życie. Odpowiedziałem. Pamiętam Chris się uśmiechnął i puścił do mnie „oczko” – podsumowuje w swojej biografii Kelly Moran.

 

W artykule wykorzystano biografię Kelly Morana -A Hell of Life oraz biografię Chrisa Mortona -Until the Can Ran Out

One Thought on Żużel. Wypadek w hotelu Mieszko, czyli Morton ratuje życie Morana
    Żużel. Chris Morton: Do historii coś wniosłem. Stawiam na Zmarzlika (WYWIAD) - PoBandzie - Portal Sportowy
    7 Aug 2021
     8:37am

    […] Kelly Moran to był doskonały zawodnik i oczywiście nie gorszy kompan do zabawy. Wtedy w Gorzowie, jak wiesz, po zawodach miała miejsce – nazwijmy to – mała impreza. Kelly poszedł do pokoju i przeszedł przez szklane drzwi, mocno raniąc rękę. Przeciął żyły, uszkodził nerwy. Byłem krótko po tym zdarzeniu w jego pokoju, starałem się zatamować krwotok i w miarę możliwości mu pomóc. Zawołaliśmy pomoc, Kelly został odwieziony do szpitala i tam tak naprawdę lekarze uratowali mu życie. Sytuacja ze zdrowiem Morana była bardzo poważna. Zawsze po tym zdarzeniu Kelly był mi wdzięczny za okazaną wówczas pomoc. ( o wypadku Morana w Hotelu Mieszko szerzej  przeczytacie tutaj https://po-bandzie.com.pl/zuzel-impreza-w-hotelu-mieszko-czyli-morton-ratuje-zycie-morana/ ) […]

Skomentuj

One Thought on Żużel. Wypadek w hotelu Mieszko, czyli Morton ratuje życie Morana
    Żużel. Chris Morton: Do historii coś wniosłem. Stawiam na Zmarzlika (WYWIAD) - PoBandzie - Portal Sportowy
    7 Aug 2021
     8:37am

    […] Kelly Moran to był doskonały zawodnik i oczywiście nie gorszy kompan do zabawy. Wtedy w Gorzowie, jak wiesz, po zawodach miała miejsce – nazwijmy to – mała impreza. Kelly poszedł do pokoju i przeszedł przez szklane drzwi, mocno raniąc rękę. Przeciął żyły, uszkodził nerwy. Byłem krótko po tym zdarzeniu w jego pokoju, starałem się zatamować krwotok i w miarę możliwości mu pomóc. Zawołaliśmy pomoc, Kelly został odwieziony do szpitala i tam tak naprawdę lekarze uratowali mu życie. Sytuacja ze zdrowiem Morana była bardzo poważna. Zawsze po tym zdarzeniu Kelly był mi wdzięczny za okazaną wówczas pomoc. ( o wypadku Morana w Hotelu Mieszko szerzej  przeczytacie tutaj https://po-bandzie.com.pl/zuzel-impreza-w-hotelu-mieszko-czyli-morton-ratuje-zycie-morana/ ) […]

Skomentuj