Żużel. Erik Gundersen: Wembley czy Creadley to wspaniałe wspomnienia. Polski nie rozumiem

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Duńczyka Erika Gundersena kojarzy chyba każdy kibic żużla. Trzykrotnie wygrywał Indywidualne Mistrzostwo Świata. Jego karierę na żużlu zakończył upadek na torze w Bradford w 1989 roku. Obecnie Erik pracuje z duńską młodzieżą i jak mówi, niczego nie żałuje. 

– Żużel kochałem i kocham. Absolutnie nie żałuję niczego. Teraz swoje doświadczenie zdobyte na torach mogę przekazywać młodym zawodnikom. Wraz z Hansem Nielsenem oraz Henrikiem Mullerem zajmujemy się szkoleniem młodych chłopców w klasie 80 oraz 250 cm. Wielu z nich marzy, aby być w przyszłości drugim Pedersenem czy Madsenem. Mogę jednak powiedzieć, że w klasie 250 mamy jednego chłopaka, który za parę lat może być lepszy, aniżeli obecnie najlepsi duńscy zawodnicy – mówił Erik Gundersen w programie Motocross Ashby.

Jak przyznaje Gundersen, bardzo dużo w osiągnięciu sukcesów pomogły mu starty w lidze angielskiej, w której zaczął startować mając lat zaledwie osiemnaście. Od początku, do końca swoich startów w Anglii był wierny zespołowi Creadley Heath.

– Liga angielska bardzo wiele mi dała, w sensie doświadczenia. Dlatego cały czas powtarzam, że jak najwięcej młodych zawodników powinno startować w Anglii. Tam można poznać nowe, inne tory. Nauczyć się jeździć tak naprawdę w każdych warunkach. Ja lubiłem startować w Anglii praktycznie na wszystkich torach. Na każdym z nich uczyłem się jeździć właściwymi ścieżkami i odpowiednio balansować swoim ciałem. Oczywiście, jak wyjechałem miałem osiemnaście lat i szybko musiałem uczyć się w Anglii samodzielności, choć to łatwe nie było. Na początku najważniejsze było dla mnie, aby rywalizować na Wyspach z najlepszymi zawodnikami, którzy wówczas tam startowali. Miałem okazję choćby podziwiać jazdę i balans ciałem Bruce’a Penhalla, a on był niesamowity na torze. Bruce swoją jazdą, jak i zachowaniem poza torem, wyznaczył nowy kierunek w światowym żużlu. Startowałem na początku w Anglii  za naprawdę małe pieniądze. Oczywiście, najwięcej radości przynosiły sukcesy, jak ten w 1983 roku, kiedy wygraliśmy ligę. Pamiętam, że po zawodach jechaliśmy przez miasto odkrytym autobusem i świętowaliśmy sukces – kontynuuje legenda światowego żużla.

Duńczyk zwraca uwagę na jedną, charakterystyczną rzecz, której mu brakuje w dzisiejszym żużlu.

– Ja startowałem w zespole Creadley. Mieliśmy bardzo niedaleko do stadionu Wolverhampton. Oczywiście, jak tylko miałem czas, chodziłem na mecze Wolverhampton, pomimo że byliśmy przecież lokalnymi rywalami. Normalnie oglądałem mecze z parkingu czy siedziałem razem z miejscowymi kibicami. Dziś to jest trochę nie do pomyślenia. Żużel i relacje w nim, zrobiły się mniej rodzinne. Najbardziej zacięte mecze toczyliśmy zawsze z zespołem Wolverhampton i Oxfordu, w którym startował oczywiście Hans Nielsen i Simon Wigg – kontynuuje Gundersen. 

W 1981 roku Gundersen wystąpił w finale mistrzostw świata na Wembley. Medalu nie zdobył, ale do dziś jest rekordzistą nieistniejącego już obiektu.

– To był finał jedyny w swoim rodzaju. Atmosfera i doping przyprawiały o „gęsią skórkę”. Pamiętam to napięcie przed zawodami, jakie panowało w szatni. Niektórym zawodnikom mówiłem „cześć”, a oni ze stresu w ogóle mi nie odpowiadali. Tak było choćby z Ole Olsenem. Wchodzi do szatni, ja mówię „cześć”, a on nic. Wszyscy tak przeżywali zbliżające się zawody. To było coś magicznego. Pamiętam, jak wychodziłem na stadion, to byłem wręcz oszołomiony ilością kibiców. Byłem tak spięty ze stresu, że co chwilę biegałem… siku. Tam przy stu dwudziestu decybelach wydawanych przez motocykle było słychać jeszcze publiczność. Taki mocny był doping. Silniki przygotował mi wtedy nie kto inny, jak Eddie Bull. Były szybkie. Pobiłem rekord toru, ale zająłem miejsce tuż za podium. Pamiętam, że podczas finału Bruce Penhall miał pretensje do Eddiego Bulla, że ja mam szybszy sprzęt. Ten go uspokajał, że mamy takie same silniki. Start na Wembley to wspaniałe wspomnienie – dodaje były zawodnik Creadley Heath, który finał na Wembley zakończył z jedenastoma punktami na swoim koncie.

W latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku, to właśnie „skóry” Gundersena budziły największy podziw. To one, jako jedne z pierwszych, były odpowiednio dobrane kolorystycznie i zawsze lśniły czystością 

To prawda. Powiem szczerze że „skóry” czy obszycia motocykli wymyślałem sam. Niekiedy pomagali mi mechanicy. Skąd czerpałem pomysły? Najczęściej inspirowały mnie kolorowe magazyny między innymi te o tematyce mody. W moich czasach żużlowe modę rozwijał również Simon Wigg. Byliśmy totalnymi „pedantami”. Ja nie wyobrażałem sobie aby mieć brudny motocykl czy kombinezon – mówi Gundersen. 

Oprócz Anglii Gundersen startował również dwa lata w Szwecji, gdzie przez dwa sezony reprezentował barwy Vargarny Norkoping.

– Starty w Szwecji łączyłem ze startami w Anglii. Wymagało więc to oczywiście ułożenia wszystkiego pod kątem logistyki. Nie było to łatwe ale można podołać wszystkiemu. W Szwecji dobrze się czułem. To było nowe doświadczenie.  Za każdym razem miałem poczucie jakbym był blisko swojego domu. W końcu to była Skandynawia – wspomina Duńczyk. 

Zdaniem multimedalisty mistrzostw świata, zarówno finał jednodniowy mistrzostw świata jak i cykl Grand Prix mają swoje plusy. 

– Finał jednodniowy to było święto żużla. Kibice oraz zawodnicy czekali cały rok, aby wyłonić mistrza świata. To było Boże Narodzenie dla całego światowego żużla. Jednak nikt sobie nie potrafi wyobrazić, jaka była presja wśród zawodników. Teraz albo nigdy. Następna okazja za rok, o ile przejdziesz ileś trudnych eliminacji pod drodze. Dziś turniejów mamy parę i zawodnicy doskonale wiedzą, że błąd z jednego turnieju można naprawić w kolejnym – mówi pięciokrotny indywidualny mistrz Danii. 

W 1984 roku Gundersen został Drużynowym Mistrzem Świata, mistrzem świata na torze długim oraz klasycznym.

– Tak, to był można powiedzieć wyjątkowo dobry rok. Niewielu zawodników może pochwalić wywalczeniem dwóch indywidualnych tytułów mistrzowskich w jednym roku. Dla mnie wygranie na długim torze oraz klasycznym w tym samym roku to było coś, o czym nie marzyłem. Pamiętam, że wtedy w Herxheim wszyscy liczyli na Egona Mullera, ale to ja wygrałem. Z tego roku po dziś dzień mam pamiątkę związaną z Polską. Jest to puchar, jaki dostaliśmy za drużynowe mistrzostwo świata. Jest na nim wygrawerowane „Puchar ufundowany przez polski tygodnik Motor, 1960 rok”. Ten puchar do dziś stoi w moim biurze – mówi Gundersen.

Puchary z 1984 roku. Po prawej puchar Tygdnika Motor

Erik Gundersen pięciokrotnie zdobywał mistrzostwo świata w parach. W duecie z Hansem Nielsenem rzadko byli do pokonania. 

– W parze z Hansem jeździło się doskonale. Wielu mówi, że uciekaliśmy spod taśmy rywalom. Może i byliśmy szybcy, ale ten element mieliśmy po prostu wytrenowany. Odjechaliśmy niezliczoną ilość biegów i treningów razem. Na torze doskonale się rozumieliśmy. Znaliśmy swoje style jazdy i potrafiliśmy na siebie czekać, co wbrew pozorom łatwe podczas biegu nie jest. Hans Nielsen indywidualne to był również jeden z najgorszych do pokonania dla mnie rywali. Podobnie ciężko walczyło mi się z Simonem Wiggiem czy choćby Kelvinem Tatumem – komentuje dwukrotny zdobywca Zlatej Prilby. 

Erik Gundersen nie zastanawia się długo nad odpowiedzią na pytanie o najlepszy tor, na jakim startował w karierze.

– Fajnych torów było sporo. Jeśli mam wybrać ten jedyny, to był to dla mnie tor w Ameryce, w Long Beach. On miał wtedy nawierzchnię bardzo zbliżoną do tej, jaka jest na kortach tenisowych. Doskonale się na tym torze prowadziło motocykl – wspomina Duńczyk.

W wolnym czasie wraz z przyjaciółmi Erik Gundersen zajmuje się restaurowaniem swoich motocykli.

– Mam taki mały, nazwijmy to warsztat i tam faktycznie coś staram się restaurować. Mam między innymi trzy motocykle, na których zdobywałem mistrzostwo świata. Teraz kończę odrestaurowywanie Jawy z 1976 roku, na której jeździłem i pracuję nad Weslake, na którym startowałem w 1981 roku, w finale na Wembley. Jak zakończę wszystkie prace nad motocyklami, to na pewno postaram się, aby powstał film opowiadający ich historię. Myślę, że dla fanów żużla będzie to gratka – mówi Duńczyk.

Jak mówi sam Duńczyk, dużą przyjemność wciąż mu daje pomaganie młodym zawodnikom. Choć nie przychodzi mu to łatwo, często udaje się z nimi na zawody żużlowe, aby służyć im radą.

– Jeśli ktoś mnie prosi o pomoc, staram się pomóc. Oczywiście, przemieszczanie się nie jest łatwe. Unikam samochodów. Ostatnio z jednym z duńskich zawodników byłem na zawodach w Rzeszowie. W jedną stronę jechaliśmy szesnaście godzin. Nie jest to łatwe, ale chętnie takich rzeczy, jak jest konieczność, się podejmuje. W przyszłym roku planuję wyjazd na zawody na trawie do Anglii i mam nadzieję, nadarzy się okazja, aby obejrzeć znowu ligę angielską. Bardzo chciałbym zobaczyć mecz w Belle Vue – mówi były zawodnik Creadley Heath.

Erik Gundersen w studio Motowizji podczas mistrzostw świata na długim torze w Rzeszowie

Zdaniem legendy żużla, duże szanse na sukcesy w przyszłości ma Markus Birkemose. Dla niego, jak i dla innych młodych zawodników Gundersen ma jedną radę.

– Najważniejsze jest nabywanie doświadczenia na różnych torach. Do tego trzeba mieć tunera, który dokładnie wie, czego młody zawodnik oczekuje. Kolejny element to jak najczęstsze trenowanie odpowiedniego balansu ciałem na motocyklu. Na ten element ostatnio mało zwraca się uwagę, ale przy wyrównanych silnikach, jakie mamy, doskonały balans daje ci przewagę nad innymi. We wszystkim należy zachować też umiar. Do bycia „gwiazdą” prowadzi ciężka droga. Sukcesy powinny mobilizować do kolejnych, a nie do osiadania na laurach. Myślę, że dla Marcusa byłoby dobrze, gdyby jak najszybciej się usamodzielnił, czyli wyszedł spod płaszcza rodziców. Im szybciej stajesz się w żużlu samodzielny, tym lepiej. Powinien na pewno spróbować swoich sił również w Anglii – mówi drużynowy mistrz świata. 

Gundersen przyznaje, że temat jego obecności w Gorzowie jako trenera był zwykłą „kaczką” dziennikarską, a sam do władz polskiego żużla ma spory żal za ostatnie regulacje przepisów.

– To, że mam dobry kontakt z Gorzowem, nie znaczyło że będę ich trenerem. Trochę prasa przesadziła. Przykro mi, że Polacy ograniczyli starty zawodnikom poza Ekstraligą. Uważam, że to wstyd. Przez wiele lat zagraniczni zawodnicy startowali w Polsce, oczywiście nie za darmo, ale swoją obecnością przyciągali widzów. Obecny przepis jest nie fair. Zarówno wobec innych federacji, jak i samych zawodników. Jeśli już, to powinno się zezwolić na udział w dwóch ligach poza Ekstraligą. To byłoby rozsądniejsze. Działania Polski nie rozumiem – podsumowuje Erik Gundersen. 

Finał mistrzostw świata długi tor 1986 – Pffaffenkirchen
Erik Gundersen oraz Zenon Plech
Erik Gundersen 1982 rok
Finał Interkontynentalny Bradford. Knudsen,Gundersen, Nielsen
Erik Gundersen z żoną Helle
1985 rok
Nielsen, Tatum. Gundersen
Finał Monachium 1989 – Shirra, Maier. Gundersen
Pocking 1986 Finał Mistrzostw Świata Par
Finał Mistrzostw Świata Par 1988 rok Bradforf
Pocking
Peter Collins, Gundersen, Gehard oraz Muller

Współpraca L.Ashby of Motocross & Speedway Memories

5 komentarzy on Żużel. Erik Gundersen: Wembley czy Creadley to wspaniałe wspomnienia. Polski nie rozumiem
    Kibic UT
    11 Dec 2020
     5:14pm

    My płacimy to stawiamy warunki nie może być tak że zawodnik sobie jeździ w Anglii z pieniadze z Polski to samo w Szwecji bo to my utrzymujmy te ligi nikt inny taki Puk czy Doyle w Polsce biora krocie w Anglii za marne grosze jada i jak widać da się.

      Madmike
      11 Dec 2020
       6:11pm

      Co ty chrzanisz?,czekam z niecierpliwością aż inne ligi zaczną płacić podobnie, i topowi zawodnicy opuszczą ten zaściankowy grajdoł zwany extraligą.

        Kibic UT
        11 Dec 2020
         8:16pm

        W Anglii na wyścigi psów więcej łazi kibiców niż na żużel,nie może być tak że Polska płaci 2 mln zawodnikowi a ten jedzie za dajmy na to 300 tys w Anglii to jest żerowanie na nas.

    TomekM
    11 Dec 2020
     5:39pm

    Fajnie, że są takie artykuły, ale paradoksalnie im ich jest więcej tym człowiek bardziej rozżalony, gdyż wie co stracił… wspaniały sport, wspaniali jeźdźcy o fenomenalnej technice. Pojedynki Gundersen/Nielsen i Penhall/Lee i wiele innych przyprawiały o gęsią skórkę. Czekanie na finał IMŚ ten jeden dzień, wszystko proste i jasne, pięć biegów i już.

    norbert
    11 Dec 2020
     7:26pm

    szacunek za to jakie materiały robicie. Wielka klasa. Pasja do żużla odróżnia Was od innych redakcji. Wy żużel czujecie. Piękna podróż w przeszłość

Skomentuj

5 komentarzy on Żużel. Erik Gundersen: Wembley czy Creadley to wspaniałe wspomnienia. Polski nie rozumiem
    Kibic UT
    11 Dec 2020
     5:14pm

    My płacimy to stawiamy warunki nie może być tak że zawodnik sobie jeździ w Anglii z pieniadze z Polski to samo w Szwecji bo to my utrzymujmy te ligi nikt inny taki Puk czy Doyle w Polsce biora krocie w Anglii za marne grosze jada i jak widać da się.

      Madmike
      11 Dec 2020
       6:11pm

      Co ty chrzanisz?,czekam z niecierpliwością aż inne ligi zaczną płacić podobnie, i topowi zawodnicy opuszczą ten zaściankowy grajdoł zwany extraligą.

        Kibic UT
        11 Dec 2020
         8:16pm

        W Anglii na wyścigi psów więcej łazi kibiców niż na żużel,nie może być tak że Polska płaci 2 mln zawodnikowi a ten jedzie za dajmy na to 300 tys w Anglii to jest żerowanie na nas.

    TomekM
    11 Dec 2020
     5:39pm

    Fajnie, że są takie artykuły, ale paradoksalnie im ich jest więcej tym człowiek bardziej rozżalony, gdyż wie co stracił… wspaniały sport, wspaniali jeźdźcy o fenomenalnej technice. Pojedynki Gundersen/Nielsen i Penhall/Lee i wiele innych przyprawiały o gęsią skórkę. Czekanie na finał IMŚ ten jeden dzień, wszystko proste i jasne, pięć biegów i już.

    norbert
    11 Dec 2020
     7:26pm

    szacunek za to jakie materiały robicie. Wielka klasa. Pasja do żużla odróżnia Was od innych redakcji. Wy żużel czujecie. Piękna podróż w przeszłość

Skomentuj