Żużel. Dzikowski wspomina Zenona Plecha: Jak ktoś robił psikusy, to był to Zenek. Był też bardzo pomocnym kolegą

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Od środy środowisko żużlowe jest pogrążone w żałobie. W wieku 67 lat odszedł od nas jeden z najwybitniejszych polskich przedstawicieli czarnego sportu, Zenon Plech. Dziś o godz. 11 na cmentarzu Srebrzysko – Nowa Kaplica odbędzie się pogrzeb wicemistrza świata z 1979 roku. W związku z tym, poprosiliśmy Grzegorza Dzikowskiego o kilka wspomnień związanych z niedawno zmarłą legendą.

 – Zenek to bez wątpienia ikona. Bardzo ważna postać nie tylko dla polskiego, ale i światowego żużla. To był taki zawodnik, którego wszyscy wszędzie lubili. Do którego klubu by nie przyjeżdżał, to zawsze był witany z wielką radością. Miał wielki talent, ale był też przy tym normalnym człowiekiem. Miał luźny styl bycia, ale przy tym był bardzo dojrzały, odpowiedzialny i pomocny. Zawsze żartował, ale też coś podpowiedział, w czymś pomógł – wspomina Dzikowski.

Dzikowski i Plech po raz pierwszy spotkali się w 1978 roku na zgrupowaniu gdańskiej ekipy w Cetniewie. Nasz rozmówca był wówczas początkującym zawodnikiem, a wychowanek Stali Gorzów wrócił wtedy z zawodów w Australii.

– Pamiętam to nasze spotkanie bardzo dobrze głównie przez to, jak Zenek był ubrany. U nas było wtedy –30 stopni, a Zenek przyjechał z gorącej Australii. Miał na sobie kapelusz, luźną kurteczkę. Po tym jego ubiorze widać było jednak, że to już jest ktoś. To było nasze pierwsze spotkanie, a potem poznawaliśmy się coraz bardziej. Z czasem stał się naprawdę bliską mi osobą – kontynuuje.

Były zawodnik i menedżer wspomina swojego przyjaciela jako jednego z większych dowcipnisiów w żużlowym świecie. Dwukrotny medalista indywidualnych mistrzostw świata słynął z poczucia humoru i nietuzinkowych żartów.

– Na Zenka to też trzeba było zawsze uważać. Jak ktoś robił psikusy, to właśnie Zenek. Nigdy nie wiedzieliśmy, jaki numer nam wywinie. Świetne było właśnie to, że on potrafił łączyć to wszystko. Tu trochę pożartował, a tutaj wsparł w potrzebie. Nawet jak kogoś za dobrze nie znał, to starał się dla niego robić wszystko jak najlepiej – opowiada Dzikowski.

– Pamiętam taką jedną historię z rowerem. Kiedyś było tak, że się od rana siedziało na stadionie. Takie mieliśmy zobowiązania wobec klubu. Z rana konserwator obiektu zostawił swój rower przy warsztacie. Minął cały dzień, ten konserwator przychodzi, a roweru nie ma. Okazało się, że był niedaleko, na takiej wysokiej jabłoni. Jak Zenek wniósł rower na to drzewo, to do dziś się zastanawiam. Tych numerów było dużo, dużo więcej, ale ten jest taki w sam raz do opowiedzenia. W każdym razie, on i Andrzej Marynowski, to byli tacy dwaj jajcarze – wspomina.

Gdy Plech i Dzikowski startowali razem w Wybrzeżu Gdańsk, to często byli też ustawiani razem w parze. Zawodnicy słynęli bowiem z dobrej współpracy. Jej największym owocem było zdobycie jedynego w historii Wybrzeża złotego medalu Mistrzostw Polski Par Klubowych w 1985 roku.

– Najbardziej to pamiętam właśnie ten finał z Rybnika. W tym decydującym biegu jechaliśmy wtedy ze Świętochłowicami i przywieźliśmy to złoto dla Wybrzeża. To w ogóle był ciekawy finał, bo początkowo miał jechać w nim Mirek Berliński, a ostatecznie pojechaliśmy my. Tamto złoto było jednak bardzo cenne i pokazywało jak Zenek świetnie potrafił pracować dla drużyny – kontynuuje Dzikowski.

– W lidze mnóstwo tych biegów przejechaliśmy razem. Zawsze podziwiałem go, bo to był taki dobry nauczyciel. Jak nie zostawiałeś miejsca przy krawężniku, to zmuszał cię do wyniesienia się i pojechania bardziej parowo. Również pod tym względem miał wielki talent – dodaje.

fot. John Somerville Collection

Panowie utrzymywali bardzo dobry kontakt również po zakończeniu swoich karier. Ich ostatnia rozmowa miała miejsce 1.5 tygodnia przed śmiercią Plecha.

– Mieszkaliśmy w jednym mieście, więc to naturalne, że się spotykaliśmy. Często były jakieś spotkania na kawkę, Zenek wpadał też do mnie do pracy. Gadaliśmy o wielu tematach, ale nie o zdrowiu. O tym to Zenek nie lubił rozmawiać. Ostatni raz rozmawialiśmy przez telefon. Nic nie wskazywało na to, że coś mu się pogorszyło – mówi.

– Na pewno jest to duża strata dla żużla w Polsce, ale też w Australii czy Nowej Zelandii. Odszedł człowiek lubiany, pomocny i po prostu normalny. Myślę, że należy mu się uczczenie jego nazwiska. Na pewno zasłużył chociażby na to by powstała ulica Zenona Plecha – kończy Dzikowski.

One Thought on Żużel. Dzikowski wspomina Zenona Plecha: Jak ktoś robił psikusy, to był to Zenek. Był też bardzo pomocnym kolegą
    Żużel. Gorzów i Gdańsk chcą uhonorować legendy. Trwają prace nad dwudniowym Memoriałem Plecha i Jancarza | PoBandzie
    28 Dec 2020
     3:27pm

    […] Żużel. Dzikowski wspomina Zenona Plecha: Jak ktoś robił psikusy, to był to Zenek. Był też bar… Bartosz Rabenda […]

Skomentuj

One Thought on Żużel. Dzikowski wspomina Zenona Plecha: Jak ktoś robił psikusy, to był to Zenek. Był też bardzo pomocnym kolegą
    Żużel. Gorzów i Gdańsk chcą uhonorować legendy. Trwają prace nad dwudniowym Memoriałem Plecha i Jancarza | PoBandzie
    28 Dec 2020
     3:27pm

    […] Żużel. Dzikowski wspomina Zenona Plecha: Jak ktoś robił psikusy, to był to Zenek. Był też bar… Bartosz Rabenda […]

Skomentuj