zdjęcie ilustracyjne
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Już od wielu lat okres transferowy w polskim żużlu przypomina „dziki zachód”. Zawodnicy robią wycieczki po klubach oferując swoje usługi (chociażby w tym okienku był jeden, który w co najmniej dwóch klubach podał rękę na ustalenie warunków kontraktu), a ich pracodawcy próbują za wszelką cenę pozyskać zawodników znajdujących się na celowniku. Czasami robią to  w nie do końca uczciwy sposób, o czym informuje nas menadżer jednego z duńskich zawodników.

 

– U was sporo się mówi i pisze o tym, że zagraniczni zawodnicy żądają niebotycznych pieniędzy od polskich działaczy. Nie znam stawek innych żużlowców, ale uważam, że nasze są adekwatne do umiejętności. Po całkiem dobrym sezonie 2021 dostaliśmy kilka ofert z różnych klas rozgrywkowych. Z jednym klubem rozmawialiśmy już w sierpniu i były to rozmowy mocno zaawansowane odnośnie ewentualnego, przedwstępnego porozumienia. We wrześniu pojawiła się inna, korzystniejsza dla nas pod względem sportowym i finansowym oferta. Nie wiem, jak to w Polsce działa pomiędzy klubami, ale w momencie, kiedy zaczęliśmy wymieniać się mailami z klubem od korzystniejszej oferty, temat został po dwóch dniach szybko „ucięty”. Dlaczego? Oznajmiono nam, że jesteśmy „nielojalni”, ponieważ klub, z którym już rozmawialiśmy w sierpniu, informuje „pocztą pantoflową” innych działaczy, że związaliśmy się z nimi umową. A nic nie zostało podpisane! – denerwuje się duński menadżer, który nie chce zdradzać swojej tożsamości, również ze względu na swojego podopiecznego.

– Z dnia na dzień ucichły również telefony od innych, którzy wcześniej wyrażali zainteresowanie naszymi usługami. Co ciekawe, nie pojawił się w Polsce żaden artykuł na temat naszej przynależności w sezonie 2022. Obecnie mamy telefony, owszem, ale z pytaniem: „dlaczego podpisaliśmy porozumienie z klubem, z którym rozmawialiśmy w sierpniu?”. Co ciekawe, ten sam klub podobnie zachowuje się w przypadku innego zawodnika z zagranicy, z którym mamy kontakt, a który również póki co nie parafował z nimi żadnego dokumentu. A w środowisku jest przedstawiany jako ich żużlowiec. Niestety, moim zdaniem takie zachowanie klubu jest co najmniej skandaliczne i poniżej wszelkiej krytyki. Być może zza kulis chcą doprowadzić do sytuacji, w której na stole zostanie tylko jedna oferta, złożona w sierpniu przez nich – podsumowuje menadżer.

Przyznajemy, że dla nas opowieść menadżera brzmi mocno zaskakująco, aczkolwiek nie można wykluczyć że włodarze klubów znaleźli nowy trik na pozyskanie zawodników. Informowanie swoich kolegów z innych klubów, że zawodnik jest „zaklepany” albo właśnie wskazywać jego „nielojalność”, by – tak jak mówi nasz rozmówca – na stole została tylko jedna oferta. Zatem nie tylko żużlowcy potrafią stosować różne chwyty, które moglibyśmy nazwać poniżej pasa.