Żużel. Dawniej sponsorował Włókniarz i Sławomira Drabika. Dziś gości żużlowców w Zakopanem

Willla Sonia w Zakopanem.
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Pan Robert, z pochodzenia rodowity częstochowianin od najmłodszych lat pasjonował się czarnym sportem. W latach dziewięćdziesiątych jako firma Rowery Douglas zajmował się sponsoringiem Włókniarza Częstochowa oraz Sławomira Drabika. Po wielu latach zdecydował się na przeprowadzkę w region Tatr, gdzie prowadzi obecnie pensjonat Willa Sonia, w którym często goszczą żużlowcy. Pan Robert pasjonuje się również kolarstwem, a prywatnie jest przyjacielem byłego trenera reprezentacji Polski Marka Cieślaka.

 

Panie Robercie, jak zaczęła się Pana przygoda z żużlem?

Moja przygoda rozpoczęła się zapewne podobnie, jak w przypadku innych młodocianych. W wieku 6-7 lat tata zabrał mnie na stadion Włókniarza Częstochowa i od razu złapałem tego bakcyla. Pomimo, że byłem małym dzieckiem i nie do końca rozumiałem o co chodzi, spodobał mi się warkot motocykli oraz emocje towarzyszące każdemu biegowi.

W jaki sposób zakotwiczył Pan w żużlu na dłużej i w sposób bardziej poważny?

Dawno, dawno temu, gdy Włókniarz Częstochowa zdobywał tytuł drużynowego mistrza Polski, a Sławomir Drabik święcił swoje największe sukcesy jak choćby wywalczenie tytułu indywidualnego mistrza Polski, jako firma Rowery Douglas sponsorowałem zarówno klub jak i samego zawodnika. Ze Sławkiem nawiązałem od początku rewelacyjny kontakt.

Obecnie jest Pan właścicielem pensjonatu w Zakopanem, a ambasadorem Pana działalności jest sam Marek Cieślak…

Zgadza się, zdecydowałem się na przenosimy z rodzinnej Częstochowy w tereny górskie. Ale wcale nie jest tak spokojnie i kolorowo, jak ludzie sądzą. W górach również bywa nerwowo. Przyznam szczerze, że tęsknię za Częstochową i zawsze z uśmiechem na ustach odwiedzam swoje rodzinne miasto. Z Markiem Cieślakiem znamy się od wielu lat, a połączyła nas wspólna pasja, a nawet dwie. Żużel to jedno, ale oboje jesteśmy pasjonatami kolarstwa szosowego. Mój ojciec był zresztą zawodowym kolarzem, a dziś w wieku 77 lat nadal śmiga na rowerze. Twierdzi, że dopóki będzie żył, dopóty rower będzie w użyciu.

Czy w ten sposób stara się Pan niejako zaszczepić żużel w regionie, który z niego nie słynie?

To wcale nie jest takie łatwe. Ja o żużlu nie zapomniałem i nie zapomnę nigdy. Z Zakopanego również śledzę rozgrywki, a i dobry wywiad czy artykuł lubię przeczytać. Góralom trzeba jednak wszystko tłumaczyć od podszewki, ponieważ nie mają o tym sporcie zielonego pojęcia. Mnie osobiście trochę brakuje kompana, z którym mógłbym sobie uciąć historyczną pogawędkę o czarnym sporcie.

Czy w Pana pensjonacie goszczą żużlowcy?

Owszem, zdarza się to dość często, choć w ostatnim roku z wiadomych względów takie wizyty nie mogły mieć miejsca. Bardzo lubię i szanuję, że zawodnicy odwiedzają mnie i mój pensjonat. Zawsze są tutaj goszczeni profesjonalnie, aby czuli się komfortowo i po prostu dobrze.

A jaki kontakt utrzymuje Pan obecnie z Markiem Cieślakiem?

Z Markiem zawsze chętnie rozmawiam i towarzyszę mu podczas rowerowych wycieczek, gdy uda nam się jakoś złapać. On również od czasu do czasu odwiedza Zakopane, a wówczas pochłaniają nas rozmowy na tematy żużlowe i nie tylko.

Pochodzi Pan z Częstochowy, a więc jak mniemam to właśnie Włókniarzowi kibicuje Pan najbardziej…

Tego nie da się wykorzenić. Oczywiście, że kibicuję Włókniarzowi. W ostatnich tygodniach klub borykał się z pewnymi problemami, ale głęboko wierzę w to, że po ostatnim meczu w Toruniu chłopcy odżyją, a walka o fazę play-off nie została przegrana. To klub z ogromnymi tradycjami, który wychował wielu wspaniałych zawodników. Gdyby ktoś chciał wiedzieć, to Marek Cieślak również przeżywa starty częstochowian. To, co zaszło w klubie przed rokiem nie ma akurat żadnego znaczenia. Marek był, jest i pozostanie częstochowianinem, któremu losy klubu nie są obojętne. Wracając do pytania, jestem z Włókniarzem, wspieram Włókniarz i wierzę w sukces zespołu.

Czy ma Pan swojego idola w gronie obecnie startujących zawodników? Któremuś z nich szczególnie Pan kibicuje?

Jeżeli mówimy o przywiązaniu sercowym, jak wspomniałem, od zawsze łączyły mnie bliskie relacje z Sławomirem Drabikiem. Jego syn, Maksym to wspaniały chłopak, niesamowicie utalentowany, mający to coś, a prywatnie bardzo uczciwy i ułożony chłopak. Z całego serca życzę mu powrotu do ścigania na najwyższym poziomie. Wierzę, że ten niepotrzebnie rozdmuchany epizod go tylko wzmocni. Jego ojciec w trakcie kariery również przeżywał ciężkie chwile, a potem gdy wrócił był nie do złapania. Życzę tego samego Maksymowi. Prywatnie chciałbym również zobaczyć go kiedyś w biało-zielonych barwach. To tyle z serca. Jeżeli chodzi o umiejętności, podejście do sportu, do treningów podziwiam także obecnego mistrza świata, Bartosza Zmarzlika. To perfekcjonista w każdym calu. Ciężka praca, pokora zaprowadziły go na szczyt.

Dziękuję za rozmowę. Życzę, aby żużlowi (i nie tylko) goście szybko mogli powrócić do pańskiego pensjonatu.

Bardzo dziękuję i zapraszam serdecznie. Pozdrawiam wszystkich kibiców żużla

Rozmawiał SEBASTIAN SIREK