Głos jednego z najsłynniejszych komentatorów sportowych, Dariusza Szpakowskego, zna z pewnością każdy kibic piłki nożnej i nie tylko. Swoją dziennikarską karierę zaczynał on na początku lat 80. ubiegłego wieku w Polskim Radiu. Od 1983 roku, z przerwami, pracuje dla Telewizji Polskiej. Mało fanów wie jednak, że legendarny komentator wielokrotnie bywał na żużlu. O tym, co go pociąga w czarnym sporcie, współpracy z Janem Ciszewskim, pracy przy meczach drużyny narodowej i żużlu w TVP Sport rozmawiamy w poniższym wywiadzie.
Panie Darku, zacznę od typowego pytania. Bywał Pan na zawodach żużlowych?
Bywałem wielokrotnie. Po raz pierwszy o żużlu usłyszałem jeszcze jako bardzo młody człowiek. Bliższe kontakty z tym sportem miałem podczas moich czasów studenckich w Gdańsku, kiedy chodziłem na mecze tamtejszego Wybrzeża. Bywałem również na spotkaniach uczelnianych, kiedy do ośrodka przygotowań olimpijskich przyjeżdżała ówczesna kadra żużlowa. Stykałem się z żużlem również choćby przez Jana Ciszewskiego czy podczas różnego rodzaju spotkań. To dawne lata. Obecnie podziwiam Bartosza Zmarzlika, a wcześniej kibicowałem Tomaszowi Gollobowi. Z tym ostatnim spotykałem się podczas Balu Mistrzów Sportu. Na pewno jednak czarny sport, jak Pan doskonale pewnie wie, nie jest dyscypliną, którą „żyję”. Muszę powiedzieć, że ktoś, kto nie oglądał żużla na żywo nie ma pojęcia jak wciągający i niebezpieczny jest to sport. Pomimo krótkich, około stumetrowych odcinków prostej, dominuje w nim duża prędkość.
Co zatem się Panu w żużlu tak bardzo podoba?
Wie Pan, dla mnie żużel ma w sobie coś frapującego. Niezmiernie często wydaje się nam, że zawodnicy już tak naprawdę nic nie mogą, a oni udowadniają nam na torze, że prawda jest zupełnie inna. Swoją jazdą, często na granicy ryzyka, udowadniają, że jednak mogą. Niejednokrotnie balansują na „krawędzi”. Ja w ogóle myślę, że nie ma w innych dyscyplinach takiej różnicy w odbiorze, jak właśnie w żużlu. Będąc na stadionie absolutnie odczuwa się atmosferę i szybkość z jaką zawodnicy jeżdżą, o charakterystycznym, obecnym przed laty zapachu nie wspominając.
Oprócz Gdańska na jakich stadionach żużlowych Pan jeszcze bywał?
Jak wspominałem, chodziłem na mecze gdańskiego Wybrzeża, bywałem na paru innych stadionach i przyznam mocno dopingowałem, aby udał się powrót żużla na stadion warszawskiej Gwardii. Miałem sporo kontaktów na niwie zawodowej ze wspomnianym Tomaszem Gollobem i przyznam, że najpierw byłem wzruszony jego sportowymi dokonaniami, a później smutek wywołało to, co się stało po strasznym wypadku. Kibicuję mu do dziś i powiem Panu, że jestem pod wielkim wrażeniem jego ciągłej walki o powrót do normalności. To charakteryzuje wielkich sportowców, a Tomasz takim bez wątpienia był. Bardzo serdecznie go pozdrawiam i życzę jak najwięcej i coraz lepszego zdrowia.
Żużel to też trudne momenty. Jest to sport przepełniony kontuzjami…
Swego czasu wraz z Włodkiem Szaranowiczem zaprosiliśmy do „Sportowej Niedzieli” dwóch żużlowców, nazwisk niestety nie pamiętam, po urazach odniesionych na torze. Do studia zaproszony był również profesor, bodajże, z Wrocławia. Stwierdził on, iż aby w miarę skutecznie pomóc zawodnikom po ciężkim upadku potrzebny jest dyżur szpitala w postaci chirurgów, anestezjologów i udzielenie pomocy tak naprawdę do… 20 minut. Później, w wypadku uszkodzenia rdzenia kręgowego, to niewiele tak naprawdę wnosi. Od tamtego programu minęło wiele lat i medycyna się mocno rozwinęła, natomiast zagrożenie ciągle jest. W czasu zawodów musi być na wszelki wypadek w pobliżu szpital z wykwalifikowaną kadrą lekarską, aby móc skutecznie bardzo szybko pomóc. Żużel to sport, jak mówiłem, widowiskowy, ale mocno kontuzjogenny. Pamiętam jak niekiedy w rozmowach zawodnikami padały stwierdzenia: „tu mam wstawioną płytkę, tu śruby, a tu mam bliznę”. Nie powiem, że żużel to balansowanie na krawędzi życia i śmierci, bo to by było na wyrost, ale na pewno na granicy dojechania spokojnego do mety lub wypadku. Należy pamiętać też, że nie zawsze to, co ostatecznie wydarzy się na torze zależy tylko od samego zawodnika. Jest trzech pozostałych.
Pracował Pan przez lata z nieżyjącym już Janem Ciszewskim, który swoją komentatorską przygodę zaczynał właśnie od żużla. Robiąc swego czasu materiał na jego temat zetknąłem się z opiniami, że kochał i żużel i hazard.
Zgadza się. Żużel, jak wiemy doskonale, był mu bardzo bliski. Co do hazardu, to jeśli używamy właściwych porównań, Janek chyba jak żużlowcy kochał podejmować ryzyko. Raz się udawało, a raz nie. Coś takiego w nim było. Jego główną pasją były wyścigi konne i im oddawał się bez reszty. Opowiadał mi jak kiedyś jechał pociągiem na jakiś mecz i spotkał polskiego dżokeja, który jechał bodajże na „Wielką Francuską”. Rozmawiał z tym dżokejem i dżokej dał w pewnym momencie Jankowi, który chciał w niego „zainwestować”, jasno do zrozumienia, że w gonitwie nie ma większych szans na sukces. – Tak się jednak stało, że po rozmowie z nim w końcu go nie obstawiłem, a gdybym zaufał sobie i na niego postawił, to bym wygrał i miałbym pewnie fortunę – wspominał Janek. Takie przypadki mu się zdarzały.
Bartosz Zmarzlik wywalczył piąty tytuł indywidualnego mistrza świata. Żużel kibiców ma wielu. Zawodnik Motoru Lublin wygra tegoroczny plebiscyt Przeglądu Sportowego, czy może Iga Świątek lub jeszcze ktoś inny?
Dla mnie Plebiscyt jest raczej miarą popularności, aniżeli faktycznej oceny dokonań sportowych. Jak można porównywać wyniki Igi Świątek z dokonaniami Bartka, który jest dla mnie wielkim fenomenem żużla. Wielkie uznanie i gratulacje dla obu sportowców. Na Bartka głos oddadzą fani żużla, których jest bardzo wielu i tu zaznaczę, że cieszy mnie fakt, że raz na rok w światowym wydaniu żużel obecny jest w Warszawie na Stadionie Narodowym. Gdybym ja miał na kogoś z tej dwójki oddać głos, to powiem, że miałbym duży dylemat ponieważ osiągnięcia tej dwójki są imponujące. Całe szczęście, że takich sportowców mamy, bo są dla kibiców powodem do ogromnej dumy.
Sukcesy Bartka to dowód, że marzeniami od małego o uprawianiu danego sportu i pracą można sięgnąć „gwiazd”?
Takich sportowców jest wielu. Jest Iga, jest Bartek. Mamy Kamila Stocha, był Adam Małysz i wielu może mniej popularnych, ale znanych w innych dyscyplinach sportowych. Mamy z tego roku naszych olimpijczyków, w tym słynne dziewczyny wspinające się po skałkach. Pamiętajmy, że brązowej medalistce we wspinaczce Aleksandrze Kałuckiej lekarze nie dawali swego czasu szans, że będzie mogła widzieć. Walczy nie tylko z rywalami, ale i z własną słabością. Słabo widząc dokonuje rzeczy imponujących. Myślę, że sport wciąż ma to do siebie i mówimy tutaj nie tylko o wielkich mistrzach jak Iga czy Bartek, że wielu ludziom daje życiową szansę poszukania swojego miejsca w tym świecie.
Zatem co jest ważniejsze. Praca czy talent do uprawiania danej dyscypliny?
Wie Pan, to zawsze zależy od predyspozycji indywidualnych. Jeden ma większe predyspozycje przez talent, drugi ma je mniejsze, ale wkłada więcej pracy. Nie ulega żadnej wątpliwości, że do sukcesu potrzebne jest jedno i drugie czego najlepszym przykładem jest Robert Lewandowski. Nigdy nie wdałbym się w dyskusję jaki jest stosunek procentowy talentu i pracy w sporcie.
Komentuje Pan głównie piłkę nożną. Żużel nie byłby lepszy do komentowania? W ciągu minuty na torze dzieje się często więcej, aniżeli podczas niektórych spotkań piłkarskich. Podjąłby się Pan skomentowania spotkania żużlowego?
Podjąłbym się na pewno. Merytorycznie na pewno trzeba by się było przygotować, a obok siebie na pewno należałoby mieć kogoś, kto kiedyś na tym żużlu jeździł. Myślę, że połączenie osoby, która ma odpowiedni warsztat sprawozdawczo-dziennikarski z osobą, która miała doświadczenie w tym sporcie byłoby najlepsze. Zresztą moda na taki „zestaw” przyszła do nas z zachodu i wedle mojej osoby to obecnie najlepsze rozwiązanie, jeśli chodzi o komentowanie wydarzeń sportowych.
Duet Dariusz Szpakowski-Tomasz Gollob byłby ciekawy.
Tomasza Golloba zapraszałem, jak prowadziłem Sportową Niedzielę. Na pewno dalibyśmy wspólnie radę.
Nie za mało żużla jest obecne w TVP SPORT?
No tak. Tylko tu można zacząć bardzo długą dyskusję na temat tego, co może polska telewizja. Polska telewizja może tyle samo, co inne stacje w zależności od tego, kto ma na co środki i kto ma na co licencje. Oczywiście można odkupić sublicencję, jest jeszcze kwestia anteny. My mamy jedną – TVP Sport i nie możemy się równać z Canalem Plus, który ma ich więcej i może w nich więcej zmieścić. Kupienie żużla czy każdych innych zawodów jest równoznaczne z tym, że trzeba gdzieś to zmieścić na antenie. Antena sportowa w TVP Sport jest po prostu ciasna. Trzeba zatem mieć i miejsce i pieniądze. Czasy się zmieniły. Kiedyś było nie do pomyślenia, aby prywatne stacje kupowały prawa choćby do igrzysk olimpijskich. Dzisiaj kupujemy sublicencję od Discovery i mamy określoną liczbę godzin, w których musimy się zmieścić z pokazaniem igrzysk i polskich sportowców.
Odchodząc od żużla i korzystając z okazji, trzeba też przekazać widzom, że jak się kupuję licencję, to ona obowiązuje do końca roku. Jeśli pokazywaliśmy igrzyska w Paryżu, to wszystko, co jest związane z igrzyskami możemy pokazywać do końca bieżącego roku. Kończy się rok i aby pokazać dokonania jakiegoś polskiego sportowca musi Pan za to zapłacić i to niemało. Minuta dzisiaj kosztuje. MKOL, UEFA czy FIFA to nie są organizacje charytatywne. Chcą zarabiać. Proszę zobaczyć, co się dzieje w FIFIE i jak tym samym eksploatowani są sportowcy. Największe kluby piłkarskie zagrają po 70 spotkań. Jest propozycja, aby w klubowych mistrzostwach świata w USA zagrały 32 zespoły i nie ma chętnych, aby to pokazać i kupić, bo to są olbrzymie pieniądze. Jak Pan to kupi, musi Pan to rozmieścić na antenie. Jeśli mamy rozbudowane zespołowo mistrzostwa świata, to ja się zastanawiam gdzie jest granica może nie absurdu, ale wytrzymałości zawodników. W tej chwili mamy choćby Ter Stegena, Carvajala czy Torresa i wielu innych, którzy są kontuzjowani. Dochodzimy do granic wytrzymałości i nie chodzi o widzów. Ci ostatni przy wykupieniu odpowiednich dostępów codziennie mogą nie ruszać się z domu, mieć emocje na żywo.
Kończąc i wracając do żużla. Kupienie żużla? Bardzo chętnie. Trzeba wydać niemałe pieniądze i mieć miejsce, czyli kolejną antenę na jego pokazywanie. Skróty z żużla, jak Pan wie, nikogo nie zadowolą. Pewnie trzeba by było go jakoś „rozparcelować” po antenach ośrodków regionalnych, aby ludzie mogli go zobaczyć. Być może do żużla w przyszłości wrócimy, bo kiedyś przecież on był.
W sobotę Polska w Lidze Narodów zagra na Stadionie Narodowym z Portugalią. Jaki wynik Pan typuje?
(śmiech – dop.red.). Ja nie jestem mocny w typowaniu, nie gram u bukmacherów. Komentowałem sporo spotkań z Portugalią. Był mecz w 2016 roku, kiedy Kuba nie strzelił karnego, był choćby sukces w Chorzowie, kiedy Euzebiusz Smolarek strzelił dwie bramki, czy cofając się dalej, ten kiedy Kazimierz Deyna strzelił na, też przecież żużlowym Stadionie Śląskim, bramkę na 1:1 i awansowaliśmy do moich pierwszych „komentatorskich” mistrzostw świata w Argentynie w 1978 roku. Sporo przeżyć z Portugalią tym samym miałem. Komentowałem ich podczas ostatnich finałów Mistrzostw Europy. Rywal z najwyższej półki, ze światowymi sławami. 400 tysięcy kibiców chciało obejrzeć na żywo sobotni mecz i Cristiano Ronaldo. Można go kochać lub nie, ale na pewno jest fenomenem. Tu też nie określimy ile procent talentu, a ile pracy. Ma jedno i drugie. Jest zachwycający. Podczas Mistrzostw Europy oddał 23 strzały w światło bramki i bramka nie padła. Wydawało się, że to już jest jakiś koniec. Dziennikarze mówili, że jak Cristiano przestanie grać, siądzie na trybunach to wszyscy będą patrzyli na trybuny, nie boisko i coś w tym jest. To jest absolutny fenomen. Jestem pełen uznania dla jego osiągnięć, umiejętności, pracy i talentu. Ten „skreślony” przez niektórych Ronaldo ze względu na brak gola w Mistrzostwach Europy wszedł w ostatnim meczu ze Szkocją w drugiej połowie i w końcowych minutach strzelił bramkę, podobnie jak w meczu z Chorwacją. Miejmy nadzieję, że w sobotę zostanie przywitany brawami, pokaże wielką klasę, a ja się cieszę z dyspozycji Roberta i liczę, że atmosfera będzie na trybunach jak na meczach żużlowych, ponieważ niekiedy narzekają na nią sami piłkarze. Wierzę, że doping poniesie Polaków i będziemy świadkami dobrego meczu, a wynik – jak to mówię – przyniesie boisko.
Czego można życzyć legendarnemu sprawozdawcy spotkań piłkarskich?
Tylko zdrowia. Jeszcze trochę popracuję, a później będę się przyglądał młodszym kolegom. Zawsze kiedyś następuje zmiana warty. Ja życzę kibicom żużla jak najwięcej emocji w kolejnym sezonie i oczywiście kolejnego złota Bartka oraz „dobicia” do Rickardssona.
Rozmawiał ŁUKASZ MALAKA
Żużel. Wyróżnienie dla uczestnika cyklu SGP! Został nominowany do prestiżowej nagrody!
Żużel. Postrach Apatora z nowym klubem! Wystartuje w Krakowie!
Żużel. Więcej jazdy dla młodzieżowców. Przełomowa reforma!
Żużel. Rodzinka Janowskich w Dubaju, Hansen na strzelnicy i Tungate z Mikołajem
Żużel. Wielki talent uchronił się przed katastrofą! Był o krok od Stali!
Żużel. To nie Rosjanie pojadą z chorwacką licencją?! Mamy zmianę barw!