Żużel. Damian Klos: Dokąd zmierzasz, narodowa formuło pierwsza i kiedy kres twój nastąpi?

fot. Jędrzej Zawierucha
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Jeszcze za dzieciaka, gdy wraz z Pitrusiem zaczynaliśmy chodzić na żużel, jego ojciec nie mógł się nam nadziwić. Wiesiek zwykł mawiać, że „to tylko czterech idiotów, którzy jeżdżą w kółko, hałasują i zanieczyszczają powietrze”. Coś w tym jest. Proste zasady, proste emocje. Ryk motocykli, wrzawa trybun. Piorun ciszy przecinający powietrze po groźnych dzwonach. Od fasady speedway ma prezencję niezbyt skomplikowanych igrzysk dla średnio wyrafinowanej gawiedzi. Niczym truck muddin’, NASCAR, czy inne typowo „redneckie” rozrywki  Amerykanów zamieszkujących między innymi Bible Belt. Jestem z Zawodzia, mój słuch od małego karmił się więc wyciem z pielgrzymkowych głośników i pogłosem stadionowych treningów. Proces rozkochania się w żużlu musiał kiedyś nastąpić.

Kilkanaście lat później, gdy zerknąłem już za kulisy czarnego sportu, zmieniłem nieco zdanie. Po parkingu krąży taka maksyma, że gdzie kończy się logika, tam zaczyna się żużel. Nasza ukochana dyscyplina idzie do przodu. Od popowych lat dziewięćdziesiątych sporo spraw uległo zmianie. Teraz, speedway to gra nerwów i niuansów. Tytany, hydrauliczne sprzęgła, limitery obrotów, telemetria. Błysk fleszy, blichtr kamer, headsety, garnitury, apki, milionowe kontrakty. Wszędobylscy dziennikarze. Hejt, efekciarstwo, świecidełka, pogoń za popularnością i pieniądzem. Mówi się, że żużel ewoluuje. Że celuje w kierunku F1. Czy aby jednak na pewno?

W czasach, gdy tytularnym sponsorem Włókniarza był Złomrex, a rozgrywki (jeden mecz na tydzień) transmitował Polsat, wiele aspektów prezentowało się inaczej. Mechanicy łazili w czym chcieli, drużynowe kevlary dopiero się rozpowszechniały, część rajderów startowała jeszcze na jawach, a regulacji odnośnie praw do wizerunku nie było żadnych. Sebastian Ułamek jeździł w pięciu ligach, a Scott Nicholls w Grand Prix. Nikt, kompletnie nikt nie mógł wywróżyć pojawienia się mediów społecznościowych i smartfonów, wszak sam szybki internet i cyfrowa telewizja należały do rarytasów niekoniecznie dostępnych jeszcze dla każdego Kowalskiego. Głośne afery i skandale, owszem, zdarzały się. Choćby deski wystające spod toru na grand prix w Berlinie i piaszczyste dziury w Chorzowie… Toruńscy kibice szturmujący płytę stadionu w Częstochowie podczas finału 2003. Osadzony, skorumpowany Lech Kędziora. Nagłe upadki klubów i powstawanie ze zgliszczy, jak gdyby nigdy nic, nowych stowarzyszeń-córek. Pyk, nie ma długów, wszystko jest legalne. Tragiczne wydarzenia po śmierci Lee Richardsona. Afera tłumikowa. Skandale żużlowi towarzyszą nie od dziś, w zasadzie nie ma sezonu bez jakiejś afery.

Sezon 2020 uznać można za wyjątkowy. Sytuacja zdrowotna zmusiła władze do tworzenia nowych rozwiązań, a przed całym środowiskiem postawiła szereg wyzwań. Późno, bo późno – udało się jednak go rozpocząć, przeprowadzić i zakończyć. Karuzela ruszyła z kopyta, bombardując w czerwcu telewizory Polaków niespotykaną dotąd ilością transmisji. Lipiec natomiast obfitował w sytuacje kładące cień na co raz bardziej przecież profesjonalnym i poważnym wizerunku żużla.

Pod koniec miesiąca doszło do kolejnego popisu żużlowej żenady. Tego dnia przerwano, zwyczajnie zastopowano ze względu na tragiczny stan toru pojedynek GKM-u Grudziądz ze Stalą Gorzów. Po tym nieszczególnie chwalebnym incydencie, fanpage stajni Ryszarda Kowalskiego wystosował apel do władz żużla. Apel który miał nieść się echem w środowisku i pobudzić do rzeczowej dyskusji oraz ewentualnych zmian. Autorzy – warsztat mistrzowskiego tunera – wypunktowali w pięciu akapitach największe ich zdaniem bolączki obecnego żużla. Bardzo kunktatorskie podejście do tematyki przygotowywanych torów. Absurdy procedury startowej i słynne „mikroruchy” pod taśmą. Problem komentatorów, często mylących pracę z deklamowaniem jakiejś Wielkiej Improwizacji. Obecność pozbawionych większego sensu limiterów obrotów. Niski poziom arbitrażu – nieregularny i zbyt mocno zależny od interpretacji konkretnego sędziego.

Czytałem ten apel z dumą, z zaciśniętą w duszy pięścią. Wreszcie ktoś liczący się i postawiony, bezpardonowo i wprost wskazał kilka raków polskiego (zatem i światowego) żużla. W końcu doczekamy się dyskusji z prawdziwego zdarzenia, burzy w środowisku. Może nawet reform, gruntownych reform. Nic z tego. Fakt, komunikat Kowalskich przyciągnął atencję mediów. Fakt, GKSŻ wraz z PGE Ekstraligą dwa tygodnie później uchwaliły nowe wytyczne w zakresie przygotowania torów. Fakt, jakaś poprawa jednego zaledwie aspektu z co najmniej kilku, nastąpiła. I cisza. Po pewnym czasie o temacie zapomniano. Cytując – ekhm – czcigodnego marszałka Terleckiego: „to było już dawno”. Co było zatem dawno, nie liczy się. A lista żużlowej kpiny robiła się co raz dłuższa…

O cyrku z częstochowskim torem napisano już chyba wszystko. Kwintesencją i wisienką na torcie całego kolażu ówczesnych wydarzeń była telefoniczna wizyta dziabniętego Narodowego w „Magazynie PGE Ekstraligi” i pamiętny finał Ligi Mistrzów. Szukanie winnych w studiu, z Marcinem Majewskim w roli śledczego prowadzącego, to nie jest dobra droga. Równie złą drogą było nieczytelne rozwiązanie memicznego pożaru w Gorzowie. Regulamin zabiera zawodnikom niemal całkowite prawa do wizerunku, a nie był w stanie przewidzieć, że przerwa w zawodach dłuższa niż 40 minut może nastąpić niekoniecznie z winy organizatora? Wierzę, że dało się to rozwiązać szybciej i klarowniej.

Dalej, casus Maksa Drabika. Dwukrotny mistrz świata juniorów, jeden z najbardziej utalentowanych i popularnych rajderów. Czeka już ponad rok na wyrok w swej sprawie. Chłopak niedługo zostanie zajechany, będzie miał dosyć żużla. Ludzie, ileż można? To nieustanne przeciąganie liny szkodzi wszystkim, a zwłaszcza zawodnikowi, który pod koniec sezonu dobrowolnie wykluczył się z jazdy. A propos wykluczeń, mieliśmy jeszcze aferę opon Anlas. Tureckie gumy mogły stać za nagłą zwyżką formy Andersa Thomsena oraz kilku zawodników. Nie oszukujmy się, na pewno częściowo stały. Czy to efekt placebo, czy bardziej przyczepna mieszanka, Anlas dodawał jakieś +3 do speeda. Złożono protest, wszczęto dochodzenie, a nowy model z tureckiej fabryki okazał się po przebadaniu zbyt miękki, w efekcie czego został finalnie zakazany przez FIM. I tak objawił nam się kolejny paradoks: zawodnicy serii Grand Prix nie mogli używać produktu pochodzącego od jednego z wiodących sponsorów tychże rozgrywek.

Mieliśmy niekompetentnych sędziów – zdarzył się niekompetentny lekarz. Dopuszczenie do jazdy Nielsa K. Iversena po półfinałowym dzwonie, to karygodny skandal. Takie akcje nie mogą mieć miejsca, tu wchodzi w grę zdrowie. Dalej. Dużo osób uważa, że tabelę wypaczył aparat „gościa”. Trudno się z tym nie zgodzić, choć ja osobiście mam na ten temat zdanie ambiwalentne. Ślub Gleba Czugunowa, pomysły na polskie licencje dla kilku jeszcze obcokrajowców. Juniorzy ROW-u Rybnik, kaleczący żużel w trakcie meczu otwierającego sezon. Pierwszy historyczny mecz Wolfe Wittstock, który nie odbył się, bo Niemcy nie wydrukowali licencji, a biuro federacji było w niedzielę nieczynne i nie mogło wysłać skanów… Frank Mauer palący nerwowo papierosy, kibice z Niemiec w Poznaniu, telewizja, poprzebierani w kevlary zawodnicy. Studio Motowizji i komentatorzy niewiedzący zbytnio cóż by w tej sytuacji rzec. Nawet nie chcę pamiętać, że tam jeszcze były jakieś jaja z torem, że groził walkower w drugą stronę. Masakra – prócz kartofliska przy Olsztyńskiej – uważam mecz PSŻ Poznań vs Wolfe Wittstock za najgorszy kabaret sezonu. Co tam jeszcze zostało? Berserker Rune Holta rzucający się na kamerzystę NC+. Zawody SoN – świetna reklama październikowego żużla. I wreszcie okres transferowy, standardowo zakończony w 70% jeszcze przed dniem oficjalnego otwarcia. A to tylko rok 2020 i lista mniejszych, bądź większych kwiatuszków. Żużel zmierza w stronę F1, tak?

Formuła 1, to królowa motorsportu. Choć ją także spotkały nieodwracalne zmiany, pozostaje bezapelacyjną elitą. Topem topów. I w niej nie brak dramy, ale F1, to moloch. To pełen pieniędzy, celebrytów, polityków, wpływów i ARCYTŁUSTO opłacanych gwiazd, objazdowy cyrk o nieprawdopodobnej skali nakładów finansowych i logistycznych. O popularności oraz technologii pięćdziesiąt sześć pięter ponad żużlem. Na którym polu, przepraszam bardzo, my idziemy tam, gdzie F1? Bo firma „Maday” korzysta z wiedzy inżynierów Mercedesa? Bo silniki są szybsze i mniej wytrzymałe? Bo tunerzy mają drogie maszyny, a telewizja wrzuca co raz więcej pieniędzy do kotła? Dlatego, że Bartek Zmarzlik wespół z Robertem Kubicą stali się twarzami Orlenu? Owszem, obaj ci goście, to wielkie postaci. Ale jedyne pole, na którym żużel staje w szranki z Formułą 1, to kwestia zależności między sprzętem, a rezultatem zawodnika. Tak George Russel i Robert Kubica nie byli w stanie nic ujechać w taczce Williamsa sprzed dwóch lat, jak i drugoligowy zawodnik na sprzęcie ze średniej półki nie podskoczy za bardzo w Ekstralidze. Regulamin jest niestabilny i trudno go z roku na rok przewidzieć. Zaleganie z wypłatami uważa się za coś na porządku dziennym. Do tego wszystkie motocykle są pobudowane inaczej, a „profesjonalni żużlowcy” nierzadko muszą pracować w zimę. Nie mówiąc już o pracownikach wyżej wymienionych profesjonalnych żużlowców. Pogódźmy się, żużel, to taka nasza mała, lokalna, Narodowa Formuła 1. Nie jesteśmy, na razie, w stanie wdrapać się wyżej.

Właśnie, może trochę narodowa, ale szalona, emocjonująca i piękna. Mawia się, że to nasz sport narodowy. Dlaczego nie jesteśmy w stanie zatem emanować nim na całą choćby Europę? Podzielić się? Skoro mamy najlepszy w świecie produkt, rozsławmy go, dajmy zakosztować innym. Powinniśmy uczynić tak, by partycypantów w naszej brudnej zabawie było jak najwięcej. A na razie największe osiągnięcie dla popularyzacji żużla, będące nomen omen udziałem BSI, to kilka rund Grand Prix w Australii i Nowej Zelandii. Nie szło, nie wiem, wynająć stadionu w Malezji, Indiach czy gdzieś indziej, gdzie ludzie uwielbiają motocykle? Speedway musi stać się przystępniejszy, tańszy. Władze powinny nakreślić jakiś szeroko zakrojony, wieloletni plan rozwoju dyscypliny. Halo, świat się zmienia, wszystko się zmienia.

Państwo z kartonu sypie się. Biedni, uciemiężeni obywatele w maskach snują się smętnie po szaroburej Polsce. Kobiety strajkują. Na prawo i lewo upada biznes, a ceny szaleją pod wpływem wulkanu inflacji i nowych publicznych danin. Na świecie już toczy się zimna wojna o gospodarczą, technologiczną i kulturową hegemonię. U progu XXI wieku cywilizacja stoi na krawędzi. Nowa era jest blisko. Coś nad nami wisi, a cała pandemiczna afera jest tylko początkiem. Żużel jest skazany na wymarcie, to pewne. Kwestią tylko, kiedy. Być może wnuki mojego pokolenia oglądać będą jeszcze zmagania czterech gladiatorów owalnego toru. Być może już nie.  W poprawnym politycznie świecie, pełnym ludzi próbujących uratować zdrowie planety, nie ma miejsca na takie sporty jak żużel, rajdy, czy F1 w obecnym kształcie. Emisja spalin, hałas, generator zanieczyszczeń. Po co to komu? Można ciszej, spokojniej, czyściej. Rajdy i F1 przetrwają, choć zapewne w wypaczonej formie. Speedway natomiast na tę chwilę jest zbyt niszowy i zagubiony. Jak statek z pijanym kapitanem i zdziesiątkowaną przez szkorbut załogą, przepływający przez zdradliwą gardziel Kattegat. A wiatr dla żużla wieje dobry, pomocny. Nie potrafimy jednak tego, jako dyscyplina, wykorzystać.

Odkąd prawa do realizacji rozgrywek dzierży platforma NC+, poziom transmisji oraz obsługi medialnej wzniósł się na niespotykany wcześniej poziom. Od małego oglądam Premiership, zdarzało się też i Ekstraklasę, a więc łatwo dostrzec pewne wzorce którymi podąża telewizja. Pokazując żużel, NC+ usiłuje zaprezentować, sprzedać go w formie elitarnych rozgrywek – całkiem jak piłkarska Premier League. Rozgrywek, które wysoko zadzierają nosa i niezwykle precyzyjnie regulują wszystko, co dotyczy relacji zawodnik-klub, a zwłaszcza zawodnik-media-klub. Telewizja srogo płaci, ale narzuca wysokie standardy, pełniąc przy tym rolę głównego rozgrywającego w kwestii zasad i trendów w polskim – a zarazem światowym – żużlu. Kolejne decyzje pokazują, że zamykamy się w tej pozornie złotej klatce. Nawet cesarz Karakalla nie chciałby, żeby wyścigi rydwanów wygrywali ciągle „Zieloni”. A my, Polacy, dominujemy speedway. Zawłaszczamy go, bierzemy cały dla siebie. Patrzta, jacy jesteśmy dobrzy i wyjątkowi – chcemy powiedzieć. Mamy najwięcej kibiców, Bartka Zmarzlika, najlepszych juniorów, seniorów, tunerów, mechaników, trenerów, ligę i prezesów. Jesteśmy super i mamy produkt super. Patrzcie i płaczcie.

Nie można tak. Niestety, większość przewidzianych na nowy sezon regulacji pokazuje, że kontynuujemy ten marsz ku zagładzie. Ograniczanie zawodnikom ilości lig obniża poziom rozgrywek w Skandynawii i wespół z pandemią doprowadzi do upadku żużla w UK. Zakaz hulajnóg i innych welocypedów, to także śmieszny przepis. Tak samo jak wyznaczanie stref dla majstrów, żeby przypadkiem za dużo nie pąłętali się po torze i przed kamerami. To są tematy zastępcze, zapchajdziury. Zmiany te kojarzą mi się z producentami reklam McDonalds’a którzy każde ziarenko sezamu na bułce osadzają z pietyzmem pęsetą. Na miłość boską, nawet gdyby prezentację przeprowadzano na słoniach, nie przeszkadzałoby to nikomu prócz obrońców zwierząt. Ale oczywiście łatwiej zająć się hulajnogą, niż opóźnionymi płatnościami, czy poziomem jazdy uprawniającym do posiadania licencji. Zawodnik U24, to również pomysł, który zapewne odejdzie w niepamięć, gdy wreszcie Ekstraliga liczyć będzie 10 drużyn. Władze PGE Ekstraligi i NC+ nie oglądają się na nikogo innego prócz Polaków, tworząc swoją wersję speedwaya. Jest to wersja atrakcyjna dla oka i ociekająca kruszcem, lecz częstokroć przewidywalna i zamknięta dla nowych czynników. Zdeterminowana przez telewizję, jakość sprzętu i walkę tunerów. Nasza Narodowa F1 traci gdzieś swój czynnik szaleństwa, swój koloryt. Zapachu żużla nie czuć już tak mocno na stadionach.

A po nocy przychodzi dzień, a po burzy spokój. Jest nadzieja, jest gdzieś nowy świt. Wiara, że żużel przetrwa. Że ten piękny sport nie przeminie niczym Circus Maximus i wspomniane już wyścigi rydwanów, które w czasach swej świetności potrafiły przyciągnąć na trybuny do 250 tysięcy Rzymian. Prawa do cyklu Grand Prix przejęło konsorcjum Discovery i zapowiadają realizację nowego pomysłu na żużel, włącznie z wyjściem poza Stary Kontynent. Czekam na to z niecierpliwością. W realiach których znajdziemy się, gdy zakończy się już wirusowa zawierucha, potrzeba będzie zmian. Cięcia kosztów. Czegoś nowego. Czasem trzeba zrobić krok w tył, by później zrobić dwa do przodu.

Narażę się, ale… Ale może by tak… Stockowy silnik, do tego niekoniecznie z włoskiej fabryki?

DAMIAN KLOS

4 komentarze on Żużel. Damian Klos: Dokąd zmierzasz, narodowa formuło pierwsza i kiedy kres twój nastąpi?
    Staleczka
    30 Jan 2021
     7:09pm

    Świetny artykuł, z logicznym argumentowaniem i stylem ,którego nie powstydziliby się najwybredniejsi poloniści.
    Jednak co najmniej coś mi zazgrzytało w poglądach autora. Oczywiście ma do tego prawo, jak i ja do wykazania, ze się z tym nie zgadzam.
    Polacy nie są winni, że od 2 lat rządzą w spedwayu i to bardzo delikatnie. Czy w ostatniej dekadzie Polacy zdobyli 3 tytuły IMŚ ? Nie ? A Anglicy zdobyli i nawet USA ma na koncie 2 złota. Czy Polacy zdobyli 3 złota w MŚ par( moja robocza nazwa)? Nie ? A Rosjanie zdobyli.

    Druga kwestia to U24. Nie rozumie Pan sensu tej regulacji ? To zadam Panu kilka retorycznych pytań a szczera odpowiedź objawi sens przepisu.
    Gdyby nie U24 , to czy w EL miałby szanse zadebiutować obiecujący Duńczyk Jeppesen, Czech J.Kvech czy kontynuować starty Bewley ? Na 99% żaden nie byłby w stanie przebić się przez mentalność zafiksowany managerów na wynik ponad wszystko.
    To samo można powiedzieć o 1 lidze i starcie w niej Beckera, Fienhage czy Woentina.
    Naprawdę nie widać w tym przepisie szansy na rozwój speedwaya w kilku krajach poprzez
    eksponowanie nowej fali ?

    Ja poszedłbym dalej – za jednego z juniorów wstawiłbym U23 i zrezygnował z nr 8 i 16.
    Polscy młokosi musieli by się bardziej wziąć do jazdy, by utrzymać miejsce w składzie.
    A jak nie aż tak to przynajmniej rezygnacja z biegu juniorskiego w którym niemal za friko mają 2 lub 3 punkty i udają asów.

    Mmm
    30 Jan 2021
     7:47pm

    Fajnie tylko jedna uwaga…Drabik to.juz by bylo dawno zalatwione ale nie z winy oskarzycieli tylko z winy adwokatow Drabika……to przeciaganie jest z winy rowniez tez Maksyma bo tak chcial pozdro

    R2R
    30 Jan 2021
     9:19pm

    Myślę, że retoryka autora odnośnie naszej dominacji w żużlu odnosiła się do tego, że obecnie w żużlu oklepujemy wszystkie nacje – w niemal wszystkich konkurencjach – niczym siedmiu gangusów babcię w ciemnej uliczce i ciąglę się szczycimy tym, że jesteśmy od niej silniejsi (czyt. mamy 'najlepszą ligę na świecie’).
    Jaki sens być dumnym, że leje się takich, którzy nie mają siły wyprowadzić ciosu lub nawet zasłonić się.
    Wszystko zmierza do tego, że zostaną tylko ze dwie ligi – Polska i jakaś inna na doczepkę, a w GP będzie startowało 12 Polaków, bo inni będą zwyczajnie za słabi, żeby z nami rywalizować i sami powiedzą, „ja mam gdzieś bo i tak będę ostatni z Polakami”.
    Dalej się podniecajmy rozwalaniem wszystkich w pył. To się znudzi. Opatrzy. Przeje. Nastąpi przesycenie. Dominacja przestanie przyciągać. Wtedy żużel będzie już przyciągał tylko takich, co uwielbiają jak Zmarzlik wygrywa po raz 65-ty.

    Chyba taki był zamysł autora, choć mogę mylić.

Skomentuj

4 komentarze on Żużel. Damian Klos: Dokąd zmierzasz, narodowa formuło pierwsza i kiedy kres twój nastąpi?
    Staleczka
    30 Jan 2021
     7:09pm

    Świetny artykuł, z logicznym argumentowaniem i stylem ,którego nie powstydziliby się najwybredniejsi poloniści.
    Jednak co najmniej coś mi zazgrzytało w poglądach autora. Oczywiście ma do tego prawo, jak i ja do wykazania, ze się z tym nie zgadzam.
    Polacy nie są winni, że od 2 lat rządzą w spedwayu i to bardzo delikatnie. Czy w ostatniej dekadzie Polacy zdobyli 3 tytuły IMŚ ? Nie ? A Anglicy zdobyli i nawet USA ma na koncie 2 złota. Czy Polacy zdobyli 3 złota w MŚ par( moja robocza nazwa)? Nie ? A Rosjanie zdobyli.

    Druga kwestia to U24. Nie rozumie Pan sensu tej regulacji ? To zadam Panu kilka retorycznych pytań a szczera odpowiedź objawi sens przepisu.
    Gdyby nie U24 , to czy w EL miałby szanse zadebiutować obiecujący Duńczyk Jeppesen, Czech J.Kvech czy kontynuować starty Bewley ? Na 99% żaden nie byłby w stanie przebić się przez mentalność zafiksowany managerów na wynik ponad wszystko.
    To samo można powiedzieć o 1 lidze i starcie w niej Beckera, Fienhage czy Woentina.
    Naprawdę nie widać w tym przepisie szansy na rozwój speedwaya w kilku krajach poprzez
    eksponowanie nowej fali ?

    Ja poszedłbym dalej – za jednego z juniorów wstawiłbym U23 i zrezygnował z nr 8 i 16.
    Polscy młokosi musieli by się bardziej wziąć do jazdy, by utrzymać miejsce w składzie.
    A jak nie aż tak to przynajmniej rezygnacja z biegu juniorskiego w którym niemal za friko mają 2 lub 3 punkty i udają asów.

    Mmm
    30 Jan 2021
     7:47pm

    Fajnie tylko jedna uwaga…Drabik to.juz by bylo dawno zalatwione ale nie z winy oskarzycieli tylko z winy adwokatow Drabika……to przeciaganie jest z winy rowniez tez Maksyma bo tak chcial pozdro

    R2R
    30 Jan 2021
     9:19pm

    Myślę, że retoryka autora odnośnie naszej dominacji w żużlu odnosiła się do tego, że obecnie w żużlu oklepujemy wszystkie nacje – w niemal wszystkich konkurencjach – niczym siedmiu gangusów babcię w ciemnej uliczce i ciąglę się szczycimy tym, że jesteśmy od niej silniejsi (czyt. mamy 'najlepszą ligę na świecie’).
    Jaki sens być dumnym, że leje się takich, którzy nie mają siły wyprowadzić ciosu lub nawet zasłonić się.
    Wszystko zmierza do tego, że zostaną tylko ze dwie ligi – Polska i jakaś inna na doczepkę, a w GP będzie startowało 12 Polaków, bo inni będą zwyczajnie za słabi, żeby z nami rywalizować i sami powiedzą, „ja mam gdzieś bo i tak będę ostatni z Polakami”.
    Dalej się podniecajmy rozwalaniem wszystkich w pył. To się znudzi. Opatrzy. Przeje. Nastąpi przesycenie. Dominacja przestanie przyciągać. Wtedy żużel będzie już przyciągał tylko takich, co uwielbiają jak Zmarzlik wygrywa po raz 65-ty.

    Chyba taki był zamysł autora, choć mogę mylić.

Skomentuj