Przez ostatnie trzy sezony wychowanek Włókniarza Częstochowa zdobywał punkty dla drugoligowego Kolejarza Rawicz. Przed 2024 rokiem związał się kontraktem warszawskim z zespołem Śląska Świętochłowice. W tegorocznych zmaganiach ostatecznie zabrakło jednak Damiana Dróżdża na polskich torach. O tym, co u sympatycznego zawodnika obecnie słychać oraz o tym, czy zobaczymy go jeszcze na żużlowym torze w krótkiej rozmowie poniżej. 

 

Damian, nie wypada zacząć inaczej, aniżeli od prostego pytania. Co u Ciebie obecnie słychać?

Hmmm. Powiem w ten sposób, że – może to wydać się dla niektórych zaskoczeniem – zająłem się czymś kompletne niezwiązanym ze sportem i na tym się skupiam. Żużel na ten moment odszedł kompletnie na drugi plan.

Chyba na czarny sport się nie obraziłeś?

Nie, oczywiście, że nie (śmiech- dop.red.). Po prostu, nie owijając w bawełnę, wpływ na moją decyzję miało to, co się działo w ostatnich dwóch sezonach, nazwijmy to, kariery.

Po sezonie 2023 założyłeś z góry, że odpoczniesz od żużla czy podjęta decyzja to efekt tego, że szukałeś, ale ostatecznie nie znalazłeś klubu?

Szukać za bardzo nie szukałem. Doszedłem do prostego i słusznego z mojego punktu widzenia wniosku, że co ma być, to będzie i jeżeli ktoś uzna, że chciałby, abym jeszcze startował i będzie mnie widział w swoim zespole, to się sam odezwie, a ja na pewno w to na logicznych zasadach wejdę. Jeżeli ostatecznie nikt jednak mnie u siebie nie widział, to podpisałem umowę warszawską z klubem ze Świętochłowic. Widocznie los tak chciał i tak się stało.

To zatem Twoje definitywne pożegnanie z żużlem?

Mówiąc szczerze, sam tego nie wiem. Żużel kocham. Jak pewnie każdy, kto ten sport zaczął trenować. Do mojego ewentualnego powrotu musi się nadarzyć odpowiednia okazja. Nie ukrywam, że jak mam gdzieś iść i zmagać się z tym, żeby w ogóle móc jeździć, jednocześnie generując ponownie koszty, to bądźmy szczerzy – mija się to z celem. Lepiej wtedy żużel zostawić.

Nie jest tak, że „ochotę” na żużel w głównej mierze odebrał ten ostatni sezon i „rawickie sytuacje”? Żałujesz „romansu” z Rawiczem?

W Rawiczu startowałem trzy sezony. Pierwszy był w porządku. Na temat dwóch ostatnich nie chciałbym mówić w ogóle i mam nadzieję, że to zrozumiesz. Mam w głowie jeszcze myśl, że może na ten tor i do żużla wrócę i tym samym nie chcę poruszać teraz tego wątku. Kiedy zdarzyłoby się jednak tak, że pomimo tej pozytywnej myśli nadejdzie dzień, w którym definitywnie powiem, że dojechałem do żużlowej stacji końcowej, to pewnie tego samego dnia powiem jak wszystko wyglądało od środka i na pewno da to zdecydowanie jaśniejszy obraz sytuacji, w których się znajdowałem. Nie pora teraz na rozmowę o tych dwóch sezonach i samym Rawiczu. Wracając do pytania, pierwszego sezonu absolutnie nie żałuję, a nie przewidziałem, że później będzie tak, jak było. Gdyby człowiek wiedział, że upadnie, to by usiadł. 

Od czego uzależniasz swój powrót na tor? Kwestia chęci i zapału, aby żużlowe „rękawice” podnieść raz jeszcze czy bardziej finansów?

Myślę, że chęć jest. Żużel to żużel. Mimo niepowodzeń różnej natury jakie mnie spotkały w tych wspomnianych dwóch sezonach, jest „ciąg” do żużla. Bardziej jest to kwesta finansowa. Powiem szczerze. Moja obecność w branży pozasportowej to nie jest przypadek. Gdzieś powiedzmy „tli” się nadzieja, żeby finansowo się odbudować. Jak finansowo będzie taki poziom, jakiego sobie życzę, to myślę, że do żużla nawet z „własnej kieszeni” chciałbym wrócić. 

Czyli jest nadzieja, że Damian Dróżdż ze swoim pozytywnym nastawieniem do życia jeszcze w kevlarze się pojawi… 

Jak to się mówi, nadzieja matką głupich? (śmiech- dop.red.). To oczywiście taki żarcik w moim stylu. Na poważnie już, mam nadzieję, że tak. Jak się jednak pouczy życie i co przyniesie los, to zobaczymy. 

Dziękuję za rozmowę.

To ja bardzo dziękuję za pamięć i serdecznie pozdrawiam Czytelników oraz wszystkich Kibiców. 

Rozmawiał ŁUKASZ MALAKA