Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Wielu z Was pamięta z pewnością takie nazwiska jak Walter Nebel czy Franz Leitner. To Austriacy, którzy z lepszym lub gorszym skutkiem próbowali ścigać się na żużlu. Był również, doskonale znany w Opolu, Andreas Bossner. Do dziś stolicę polskiej piosenki wspomina on z ogromnym sentymentem.

– Nie pamiętam już, kto dokładnie ściągnął mnie do Opola i w jakich okolicznościach, ale był to chyba Marian Spychała. Startowałem tam trzy sezony i ten pierwszy był zdecydowanie najlepszy. Pamiętam, że miałem dosyć wysoką średnią w waszej lidze (2,162 punktu na bieg – dop.red). To były fajne trzy lata. Pamiętam też, że w Opolu było tyle ludzi na trybunach, że mogłem czuć się jak król. Tym bardziej wtedy, kiedy wygrywaliśmy. W Opolu była rewelacyjna, fantastyczna publiczność. Jeśli pytasz, kogo po latach kojarzę z zawodników, to bez wahania odpowiem, że Marka Mroza. Fantastyczny, serdeczny kolega i dobry zawodnik – wspomina Bossner. 

Po trzech latach spędzonych w Opolu, Bossner miał mniej udane przygody w polskiej lidze w barwach klubów z Rawicza i Lublina. W 1998 roku dość niespodziewanie zakończył swoją karierę na żużlu. 

– Być może moim pechem było to, że u nas żużel nie był zbyt popularny. W latach dziewięćdziesiątych parokrotnie zostawałem mistrzem Austrii i po prostu na pewnym etapie uznałem chyba sam przed sobą, że nie ma sensu kontynuować tego dalej. Pewnego pułapu po prostu nie byłem w stanie przeskoczyć. Po złotym medalu w 1998 roku, postanowiłem zakończyć karierę. Po dziesięciu latach wróciłem, aby jednorazowo wspomóc reprezentację Austrii, ale to był wyjątek – kontynuuje Bossner. 

Z prawej Andreas Bossner

Austriak żałuje tylko dwóch rzeczy – braku występu w Grand Prix oraz tego, że obecnie żużla w Austrii praktycznie nie ma. 

– Od 1991 roku do 1998 sześć razy zdobyłem mistrzostwo Austrii. Jakiś pech chciał, że w latach 1994 i 1995 zająłem drugie miejsce. Wtedy w doskonałej dyspozycji był Franz Leitner. Układ był taki, że ten, kto wygrywa mistrzostwo Austrii jedzie z „dziką kartą” w Wiener Neustadt. Tym samym pojechał Franz, a mi zostało obejść się smakiem. Szkoda. To by było ukoronowanie mojej kariery. Kiedyś ten żużel u nas jakoś funkcjonował, a dziś po prostu go nie ma. Nie ma sensu odpowiadać Ci na pytanie o to, co zrobić, aby się odrodził. Kto umiera, ten drugi raz się nie rodzi. Smutne, że tak się stało, ale po prostu są inne czasy, a ludzie mają inne rozrywki – mówi były zawodnik klubu z Rawicza. 

Po zakończeniu kariery na żużlu, Bossner nie rozstał się z prędkością i wyścigami. Przez wiele lat brał czynny udział w wyścigach serii DF1, czyli austriackim odpowiedniku amerykańskich wyścigów Nascar. 

– Tę miłość do ścigania ma się we krwi. Parę lat się ścigałem i nie ukrywam, że raz udało mi się wygrać mistrzostwo Austrii. Cały czas, gdy tylko mogę, to biorę udział w różnych zwariowanych rzeczach. W DF1 też, jak na żużlu, jeździ się tak naprawdę w kółko samochodem. Startuję też sporadycznie w zawodach off-road – kontynuuje ze śmiechem były austriacki żużlowiec. 

Obecnie Andreas Bossner wiedzie życie spokojnego przedsiębiorcy w Wiedniu. Na potrzeby filmowych produkcji produkuje on… śnieg i deszcz.

– Mam firmę, nazwijmy to eventową. Specjalizujemy się w produkcji efektów specjalnych do reklam, czy produkcji telewizyjnych. Robimy też oczywiście inne rzeczy związane z produkcją filmową. Można powiedzieć, że technicznie obsługujemy producentów reklam, czy produkcji telewizyjnych. Niestety w dobie pandemii firma praktycznie stoi. Trzeba czekać na lepsze czasy – mówi Austriak.

Andreas Bossner na koniec przyznaje, że jeśli tylko czas pozwala, to żużel w telewizji ogląda i oczywiście kibicuje… drużynie z Opola.

– Wszystkich kibiców, którzy mnie, tak jak Ty, pamiętają, czy kojarzą serdecznie pozdrawiam. Drużynie Kolejarza życzę awansu i pewnie, że jak mnie zaproszą, to się na stadionie pojawię. Bez dwóch zdań – podsumowuje czołowy zawodnik Kolejarza Opole sezonu 1993.