Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Australijczyk Billy Sanders pięciokrotnie występował w finale Indywidualnych Mistrzostw Świata. Największy sukces odniósł w Norden w 1983 roku, kiedy zakończył zawody na drugim miejscu. Dwa lata później jeden z najlepszych zawodników świata odebrał sobie życie trując się spalinami w samochodzie nieopodal swojego domu.

 

Przez wiele lat Billy Sanders był gwiazdą sportu żużlowego. W swojej Australii był wręcz uwielbianym bohaterem speedwaya. – Znałem go oczywiście. Nawet bardzo dobrze. Miałem tę okazję, że podczas jednego z pobytów w Australii mieszkałem u niego w domu. Faktycznie był tam uwielbiany. Był przystojny, no i do tego był gwiazdą żużla i ulubieńcem fanów. Billy był perfekcjonistą. On potrafił ze mną przegadać godziny w warsztacie o tym, co trzeba poprawiać w motocyklu. Zawsze mówił, że chce jak Ivan Mauger zostać mistrzem świata – mówi nam Egon Müller.

Billy Sanders urodził się w 1955 roku. Swoją przyszłość miał wypisaną w genach. Jego ojciec był bowiem żużlowcem, który bardzo pragnął tego, aby syn poszedł w jego ślady. Pierwszy motocykl ojciec Sandersa nabył dla syna od byłego australijskiego, doskonałego zawodnika, Lawsona. Był to JAP, na którym Billy debiutował w pierwszych zawodach, mając szesnaście lat. 

– Po Billym od razu było widać, że ma „papiery” na klasowego zawodnika. Imponował na tle swoich rówieśników odwagą i balansem na motocyklu. Do tego chyba po prostu pokochał żużel i poświęcał mu, jak na swój wiek, sporo czasu. Bardzo szybko zaczęto go namawiać na to, aby zaczął swoją karierę na torach angielskich. Tam wtedy kręciło się życie światowego żużla – wspominał po latach ojciec zawodnika. 

Przed sezonem 1972, pomimo że były oferty innych klubów, młody Australijczyk związał się z zespołem Ipswich Witches. Kluczowym faktem było to, że promotor zespołu John Berry obiecał rodzicom młodego chłopaka, że oprócz żużla „dostanie” on również słuszną opiekę oraz będzie na Wyspach mógł kontynuować edukację. Debiut młodzieńca w zespole Ipswich wypadł bardziej niż okazale. Młody zawodnik wywalczył w swoim debiucie osiem punktów. Bardzo szybko stał się na gwiazdą speedwaya, a jedną z jego fanek była przyszła żona, Judy. 

– Brat był zawsze doceniany przez innych zawodników i przez całą naszą rodzinę, W żużlu był zakochany po ojcu. Był osobą o bardzo pogodnym charakterze i, co ciekawe, miał spory talent do piłki nożnej. Z powodzeniem mógłby zostać piłkarzem. Czasami miał zwariowane pomysły. Potrafił wziąć łódkę motorową, rozpędzić ją na jeziorze i zacząć kręcić kółka tak, że umierałam ze strachu – wspominała po latach siostra Sandersa, Robyn.

Przez większą część swojej kariery w Anglii, Billy Sanders był reprezentantem zespołu z Ipswich. Trzykrotnie z tym zespołem zdobywał tytuł Drużynowego Mistrza Anglii (1975, 1976, 1984). W 1976 roku, wraz z reprezentacją Australii. na torze w White City wywalczył Drużynowe Mistrzostwo Świata. – Billy był bardzo dobrym zawodnikiem. Miał wszystko, czego potrzebuje ktoś, kto może zostać mistrzem świata. On bez cienia wątpienia należy do jednych z tych, którym ten tytuł się należał, a nigdy go nie zdobyli – wspominał po latach promotor Ipswich. John Berry.

W Indywidualnych Mistrzostwach Świata Billy Sanders wystąpił pięciokrotnie. Najlepiej wypadł w pamiętnym finale w Norden w 1983 roku, kiedy to zdobył drugie miejsce. 

– Wtedy faktycznie był najbliżej upragnionego sukcesu. Na drodze jednak stanąłem ja. On był jednym z niewielu, którzy po finale powiedzieli, że tor był równy dla wszystkich i wszyscy mieli takie same szanse. Nie narzekał: „a to, a to tamto”. Być może byłby mistrzem, ale po Norden pojechał jeszcze tylko w jednym finale. Miał też swoje przesądy. Ponoć nigdy przed zawodami nie jadł. Po zawodach owszem, ale nie przed – mówi Egon Müller.

Jakie losy przybrało później życie Billy’ego Sandersa, każdy kibic doskonale wie. W 1985 roku zdecydował się na popełnienie samobójstwa. Do dziś nie brak takich, którzy uważają, że Billy Sanders był rozchwiany emocjonalnie. Z jednej strony bardzo kochał żonę Judy i dzieci, z drugiej strony nie stronił w swoim życiu od różnego rodzaju rozrywek, alkoholu, narkotyków, które często powodowały ataki furii. To właśnie ich nie wytrzymywała żona Judy, która w pewnym momencie zdecydowała się na odejście od męża. Przed sezonem 1985 Billy Sanders przyleciał do Anglii już bez małżonki. Pomimo próśb nie nakłonił jej również do tego, aby do niego doleciała. Małżeństwo się skończyło. 

– To jest bardzo ciężki temat, jeśli mówimy o śmierci Sandersa. Z jednej strony jest to, co pisała prasa z drugiej to, co wiedzieli najbliżsi. Święty na pewno nie był, jak każdy, ale bywałem u niego i widziałem jak ważna jest dla niego rodzina. Moim zdaniem, zaznaczam moim, to nie było do końca tak, że on był wszystkiemu winien. Po prostu w pewnym momencie, jak stajesz się popularny, nie każda kobieta jest w stanie to unieść i rodzą się konflikty, które czasami przybierają tragiczne oblicze. Tak chyba było właśnie w wypadku Sandersa. Nie mógł sobie z tym poradzić. Inną sprawą jest fakt, że Billy miał też poważne problemy finansowe. Ja też miałem historię w życiu, że się rozstałem z kobietą, właśnie z takiego powodu, podobne doświadczenia ma za sobą Tony Rickardsson. Billy był twardy na torze, miękki prywatnie. Nie poradził sobie z problemami, które miał poza torem. Na pewno za to, co się działo w ich relacjach nie można winić tylko Sandersa. Wina w związkach zawsze leży po dwóch stronach. Problemem wielu byłych i obecnych zawodników jest to, że nie do końca mają dobrze poukładane życie prywatne. W sporcie to jest bardzo ważny element, aby po walce na torze mieć w domu spokój, a nie kolejny wyścig o to, kto ma rację i dlaczego tak, a nie inaczej – wspomina Müller.

Syn Billy’ego Sandersa, Dean, miał zaledwie osiem lat, kiedy ojciec popełnił samobójstwo. Ponoć nigdy nie pogodził się ze stratą ojca i sam w wieku lat dziewiętnastu również popełnił samobójstwo…

Na pogrzebie Billy’ego Sandersa pojawiło się wielu przyjaciół i kolegów Australijczyka z toru. Pojawiła się na nim matka Billy’ego Sandersa. Zabrakło byłej żony – Judy, która była już w związku z nowym, jej zdaniem, bardziej dojrzałym mężczyzną. Przesłała symboliczną czerwoną  różę z prośbą o złożenie jej na trumnie byłego męża. Prośby Judy jednak nie spełniono. Zabronił tego promotor Ipswich, John Berry, który za tragiczne wydarzenia obwinił właśnie byłą małżonkę…

W materiale wykorzystano Biografię Johna Berry’ego oraz materiały Daily Mirror