Żużel. Czarnecki o „czarnym sporcie” – i siatkówce: Żużlowy (fal)start i polska siatkówka jak angielski futbol… (FELIETON)

fot. Jarosław Pabijan
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Sezon żużlowy 2021 zaczął się od lekkiego falstartu, ponieważ bydgoskie Kryterium Asów, które wróciło do kalendarza naszego speedwaya po 9 latach i którego miałem zaszczyt być Patronem Honorowym zostało przesunięte z powodu deszczu. Skądinąd nie potwierdziło się stare polskie przysłowie: „w marcu, jak w garncu”, bo większa część tego miesiąca było zimna. Co przyniesie miesiąc następny – zobaczymy. Przypomnę równie stare polskie powiedzenie „Kwiecień – plecień”, co oznacza po prostu sporą ilość deszczu. To z kolei może mieć wpływ na realizowanie kalendarza PGE Ekstraligi i nie tylko. Jednak, co by nie powiedzieć, żużel wrócił, jak co roku o tej porze – więc wróciła normalność. Tyle, że bez kibiców – a więc normalność jednak jeszcze nie wróciła.

W tym ostatnim temacie nikt odpowiedzialny nie powie w szczycie trzeciej fali zarazy o – choćby zbliżonej – dacie powrotu kibiców na żużlowe stadiony, bo to wróżenie z fusów. Ja nie jestem prorokiem Ryszardem, więc też nie będę bawił się w prognozy – choć jak ostatnio rozmawiałem z ministrem zdrowia, panem Niedzielskim, to mówił mi, że od czerwca powinno być lepiej. Co to oznacza? Że może zobaczymy się na stadionach w lipcu? Może wcześniej? Może później? Dość! Takie spekulacje nie mają żadnego sensu, gdy mamy największą falę zachorowań w ciągu całej pandemii i tylu ludzi umiera. Ale oczywiście nie dziwię się kibicom, że te pytania stawiają, bo jest to wiara w powrót do normalnego życia sportowego.

Gdy żużlowcy odpalają silniki, ruszają pierwsze starty, pierwsze sparingi, pierwsze turnieje, pierwsze mecze w sezonie – a tymczasem siatkarki czy siatkarze już finiszują.

U siatkarek w Tauron Lidze mamy już półfinały i od razu sensacja: lider tabeli DevelopRes Rzeszów przegrał u siebie i to aż 0:3 z ŁKS-em Łódź. Rewanż w Wielki Piątek, co pokazuje też, że polska siatkówka upodabnia się do angielskiego futbolu: mecze są nawet w największe święta. Co do tego sensacyjnego 0:3 w Rzeszowie, to pozwolę sobie na pewną analogię: w ostatnich sezonach lig speedwaya Łódź też jest lepsza od Rzeszowa… Cóż, może nie jest to trudne: pamiętam radość kibiców Wilków Krosno, którzy triumfowali po tym, jak podkarpackie Krosno wygrało na wyjeździe w stolicy Podkarpacia różnicą ponad 20 punktów. Kiedyś byłaby to „mission impossible”, a dzisiaj norma! Cóż to się porobiło w tym naszym czarnym sporcie!

Siatkarze tez finiszują. Mistrz Polski będzie znany koło połowy kwietnia, co mnie trochę martwi, ponieważ 1 maja, we Włoszech, w Weronie, odbędzie się finał Ligi Mistrzów z udziałem naszej ZAKSY, przepraszam: Grupy Azoty Kędzierzyn-Koźle. A to oznacza, że ZAKSA jeśli w tym polskim finale zagra – a musi jeszcze w półfinale wyeliminować Skrę Bełchatów, która w ćwierćfinale pokazała rewelacyjną formę w starciu z Asseco Resovią Rzeszów – będzie pauzowała aż dwa tygodnie do meczu o prymat w Europie z Itasem Trentino. Pamiętam, jak przez parę lat w Polsce Plus Liga grała w oparciu o dość kontrowersyjne zasady play-offów, to znaczy drużyny miejsc 1 i 2 czekały blisko dwa tygodnie, aż drużyny z miejsc od 3 do 6 wyłonią dwójkę pozostałych półfinalistów. Oj, nie służyło to wtedy tym najlepszym klubom, które musiały bezczynnie czekać. Zatem życzę, aby siatkarzom Grupy Azoty ta przerwa nie zaszkodziła – choć najpierw muszą sprężyć się, aby pokonać bełchatowską Skrę.

Wszystkim kibicom żużla i siatkówki życzę Spokojnych i Zdrowych Świąt Zmartwychwstania Chrystusa, przy czym pojęcia: „Spokój” i „Zdrowie” nabieraj a podobnie jak w uprzednim roku, szczególnego znaczenia…