Żużel. Czarnecki o „czarnym sporcie” – i siatkówce: Żużlowe porażki „mojego” klubu i siatkarski polski finał (FELIETON)

fot. Jarosław Pabijan
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

O żużlu tym razem będzie mniej, bo nie mogę przeboleć porażek Betard Sparty Wrocław w Grudziądzu, ani Lublinie. Ok, rozumiem, że bez Taia Woffindena świat jest inny, a Tai miał cholernego pecha, a WTS wraz z nim. Porażki jednym punktem bolą najbardziej, nie tyko kibiców i jeźdźców, ale nie w mniejszym stopniu klubowego skarbnika, który płaci jak za zboże za coś, co jest czymś tak blisko zwycięstwa, ale jednak jest porażką. Pocieszanie się, że bonus w rewanżu jest pewny to dla klubu, który miał walczyć w tym sezonie o „majstra”, jest poniżej godności własnej i kibicowskiej braci.

Porażka w Lublinie była wyraźna, choć w osłabionym składzie wrocławian pewnie nie była zaskoczeniem. Na razie sezon dla brązowych medalistów DMP 2020 układa się absolutnie nie po myśli. Jedno zwycięstwo i dwie porażki! Dodajmy, że wiktoria z Toruniem też nie była tak okazała, jak się tego spodziewano. Jednak jestem przekonany, że Sparta odpali, podobnie jak to było, przypomnę, w ubiegłym sezonie, kiedy po remisie z Częstochową na własnym Stadionie Olimpijskim wielu dziennikarzy, ekspertów i kibiców konkurencyjnych klubów skazywało drużynę ze stolicy Dolnego Śląska na żużlowy czyściec czyli nieobecność w play-offach.

Ten felieton nie jest przeglądem wszystkich wyników dwóch – póki co – lig żużlowych nad Odrą, Wisłą, Wartą i Bugiem. Zatem nie będę na czynniki pierwsze rozkładał postawy leszczyńskich Byków czy wicemistrzów Polski z Gorzowa. Zatem tylko słowo o eWinner 1. Lidze, gdzie aż żal bierze, jakie baty zbiera, także u siebie, Unia Tarnów. Sympatyczny klub z tradycjami, długa historia żużla – szkoda zatem wielka! Dzieje się to w sytuacji, kiedy kibice pamiętają jeszcze złoto DMP i kontraktowanie najlepszych jeźdźców świata przez ten najlepszy klub żużlowy w dziejach Małopolski…

Żużel żużlem, ale zwracam uwagę, że już, mówiąc słowami piosenki, za „dni parę” finał siatkarskiej Ligi Mistrzów. I to „polski” finał! Po 43 latach od zdobycia przez Płomień Milowice (to obecnie dzielnica Sosnowca) Pucharu Europy przed identyczną szansą staje klub z Opolszczyzny, słynna ZAKSA czyli Zakłady Azotowe Kędzierzyn-Koźle. Szanse sa pół na pół, ale serce dyktuje, że mecz z Itasem Trentino zakończy się triumfem Biało-Czerwonych!

Tak, wiem, statystycy sportu powiedzą, że jest jeszcze inny polski klub, który zdobył europejski puchar. Był to AZS Częstochowa, który wygrał Challenge Cup. Życzę każdemu klubowi z naszej ojczyzny, aby wygrywał ten ważny puchar, ale jednocześnie stwierdzam, że to jest jak wygranie piłkarskiej Ligi Europejskiej, a nie Ligi Mistrzów. Zatem trzymajmy kciuki za ZAKSĘ, pamiętając, że w 2012 roku Skra Bełchatów miała meczbola na 3:1 z Rosjanami – ale sędzia nie zauważył bloku rosyjskiego zawodnika po ataku Michała Winiarskiego… Tylko, że wtedy nie było siatkarskich telewizyjnych challenge’ów, a też pozycja naszej siatkówki była inna, gorsza niż teraz.

RYSZARD CZARNECKI