Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Ładna pogoda sprawiła, że pierwsi żużlowcy pojawili się na wielu torach w Polsce. Próbne jazdy odbyły się w Ostrowie, Opolu czy Rybniku. Na gdańskim stadionie im. Zbigniewa Podleckiego panuje cisza i spokój. Nawet w piękny i słoneczny dzień. Ale czy na pewno?

W sekretariacie interesantów wita uśmiechem nowa sekretarka, Adrianna Przystupa. Młoda dziewczyna dopiero poznaje smak żużla, ale chętnie podzieli się wiedzą na temat tenisa stołowego. W pomieszczeniu za sekretariatem cicho, ale i tak wszyscy wiedzą, że na pewno obecny jest kierownik sekcji, Mirosław Berliński. Najskuteczniejszy zawodnik w historii Wybrzeża nie zwykł pchać się na afisz. Woli być z boku i w spokoju zajmować się papierkową robotą. Znacznie trudniej spotkać na stanowisku nowego menedżera Eryka Jóźwiaka, który ciągle dzwoni albo gdzieś biega. Teraz angażuje się w klubowe wyzwanie rzucone kibicom (klub podpisuje 30 umów sponsorskich, a kibice przez 30 dni pokonują kolejne wyzwania treningowe) i właśnie prowadzi negocjacje ze sponsorami. 

Na torze nie ma żużlowców, ale i tam praca wre. Trener młodzieży i toromistrz w jednym, Piotr Szymko właśnie wsiadł do polewaczki. Będzie teraz cierpliwie kręcił kółka po gdańskim stadionie, by równiutko ubić tor. Przy bandzie też sporo ludzi. To pracownicy MOSiR już drugi dzień montują pneumatyczną bandę, by na torze było bezpiecznie. 

Żadnych hałasów nie słychać w klubowym warsztacie, którego wrót strzegą Krzysztof Fede i Tomasz Rynkowicz. Tu czas jakby stanął w miejscu. Trzydzieści lat temu, gdy kibice oklaskiwali pierwszych stranieri Wybrzeża, Marvyna Coxa czy Johna Davisa, w warsztacie również krzątali się „Fred” i „Burmistrz”. Jeśli uważniej się przyjrzeć – to da się zauważyć różnice. Dziarski i mający swoje zdanie na każdy temat Fede nadal chwali się sumiastym wąsem, ale jego fantazyjna jak zawsze fryzura jest troszkę przerzedzona i przyprószona wiekiem. Rynkowicz z kolei wyraźnie zmężniał. Warsztat też się zmienił. Już nie mieści się za koroną stadionu (budynek przejęli miniżużlowcy), lecz w Bramie Maratońskiej. W pomieszczeniu nadal dominują GM-y, ale nie ma już silników w wersji stojącej. Teraz mechanicy skręcają ramy pod „leżaki”. 

Burmistrz zaprasza na kawę. Brakuje tylko Zenona Plecha, który zawsze pojawiał się na stadionie po obowiązkowych dializach w szpitalu. Pogadać, wypić kawę. To był taki rytuał legendy gdańskiego żużla. Jego „duch” jest jednak obecny. Na ścianie wisi kalendarz ze zdjęciami mistrza, a na półkach można dostrzec kolorowe fotki „Super Zenona” – jako zawodnika lub menedżera Reszty Świata z 1994 roku z Warszawy. Mechanicy dopieszczają sprzęt. Burmistrz pokazuje siodełko jednego z zawodników. Jak się okazuje nie tylko Nielsen był Mozartem speedwaya. Wybrzeże ma już swojego… Został nim Szulist. – Do imienia Amadeusz tylko taki przydomek pasował – śmieje się „Burmistrz”. 

Aromat kasy przyciąga. Na klubowy parking właśnie zajechał Piotr Gryszpiński, który zdecydował się na przeprowadzkę do Gdańska i nie ma problemów z dotarciem na stadion. Zjawia się też… wyścigowy mistrz Polski, Tadeusz Myszkier. Myszkier to znane nazwisko w środowisku wyścigowym i kartingowym. Wiele lat spędził na wyścigowym torze, jego pasję kontynuowali potem synowie. Obecnie – choć już jest na emeryturze – pomaga przy gokartach. Z uznaniem wypowiada się o synu Piotra Protasiewicza, który ściga się kartingami. Tadek Myszkier jest wielkim sympatykiem speedwaya. Stara się nie opuszczać zawodów na gdańskim torze. Ma nawet swoje ulubione miejsce, tuż pod wieżyczką sędziowską. Mieszka w Kolbudach, gdzie dość często odwiedzał go Zenon Plech (mieszkał w pobliskim Sulminie) oraz Leszek Papakul. Teraz, po śmierci Plecha, by pogadać o żużlu w wolnej chwili przyjeżdża na stadion. Jak mówi, z niecierpliwością czeka aż żużlowcy odpalą swoje motocykle.

Na gdańskim stadionie jest jednak cicho i spokojnie. Na razie. Dopiero 10 marca zacznie być głośno…

Tomasz Rosochacki