Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Siedmiokrotnie startował w finale indywidualnych mistrzostw świata. W 1984 roku wraz z Peterem Collinsem zdobył tytuł mistrzowski w parach. O żużlu, tym byłym i teraźniejszym, w rozmowie z legendą angielskiego żużla – Chrisem Mortonem.

 

Chris, tradycyjnie na początek. Dlaczego zostałeś żużlowcem?

Odpowiedź jest bardzo prosta. Jak miałem chyba jakieś sześć lat, to zacząłem chodzić na żużel w Belle Vue razem z bratem, siostrą oraz kolegami. Jak zobaczyliśmy żużel na żywo, to nie ukrywam, że zostanie żużlowcem stało się marzeniem zarówno moim, jak i brata. Obu nam się to udało. 

Z tego co mi wiadomo, to pierwsze – nazwijmy to nieformalne – treningi odbywały się na farmie, której właścicielem byli rodzicie Petera Collinsa?

Dokładnie tak było. W soboty chodziliśmy na mecze Belle Vue, a w tygodniu, jak była okazja, spotykaliśmy się tam na farmie i próbowaliśmy pierwszych jazd na motocyklach. Można powiedzieć, że u mnie i brata od małego wszystko było ukierunkowane pod żużel. (śmiech – dop.red.)

W wieku lat siedemnastu zostałeś mistrzem Wielkiej Brytanii w kategorii juniorów…

Tak. Do zespołu Belle Vue wszedłem po tym, jak kontuzji doznał kapitan drużyny – Chris Pusey. Pusey był jakieś dziesięć lat starszy ode mnie i oczywiście jako młody chłopak go podziwiałem. Na początku zaczynałem w Eilesmere Port Gunners, gdzie byłem wypożyczony jako młody chłopak z Belle Vue. Chris doznał kontuzji i powołano mnie do składu. Pierwszy mecz pojechałem w Credley Heath i zdobyłem tam sześć punktów. Rok później faktycznie zostałem mistrzem juniorów Wielkiej Brytanii. To było dla mnie, muszę ci powiedzieć, bardzo szczególne wydarzenie. Sześć lat wcześniej, w 1968 roku, Ivan Mauger wygrał mistrzostwo świata i startował na torze Belle Vue w turnieju Petera Cravena. Byłem na tych zawodach jako dwunastolatek. Jak widziałem, jak Ivan unosi puchar, to oczywiście marzyłem o tym samym. Nie przypuszczałem wtedy, że za sześć lat to ja będę stał na najwyższym stopniu podium i trzymał w swoich rękach puchar. Jak wygrałem mistrzostwa juniorów, to przed oczami miałem właśnie ten turniej, w którym wygrał Mauger, a ja stałem i go podziwiałem

Jan Andersson. Chris Morton 1980 rok

Do dziś jesteś uznawany za jedną z legend angielskiego żużla. Siedmiokrotnie występowałeś w finale indywidualnych mistrzostw świata, jednak ani razu nie stanąłeś na podium. Jak uważasz, kiedy byłeś tego najbliżej?

Na pewno fakt, że nie wywalczyłem medalu, to jest frustrująca sprawa w jakiś sposób, po dziś dzień. Jest jedna rzecz, o której zapewne wiesz. Finały rządzą się swoimi prawami. Nie wystarczy, że jesteś w super formie. Zawsze  potrzeba jeszcze odrobiny. pierwiastka szczęścia. Ja tego nie miałem. Z perspektywy czasu, jak myślę o tych finałach, to mogę się winić w jednym elemencie. Bardziej powinienem pracować nad startami. Najlepsza szansa jaka była? Myślę, że w finale w 1980 roku, który wygrał Michael Lee. Wtedy byłem chyba w niezłej formie. Być może dobry wynik byłby również w 1984 roku, ale wtedy nie zakwalifikowałem się do finału, Odpadłem w finale brytyjskim, który moim zdaniem – ze względu na warunki torowe – nie powinien się wtedy odbyć. W 1984 myślę byłem, jak to się mówi, w życiowej formie. 

We wspomnianym przez Ciebie 1984 roku odniosłeś, chyba, swój największy sukces. Razem z Peterem Collinsem wygraliście mistrzostwo świata w parach. Turniej ten był rozgrywany w Lonigo. Faworytami byli wówczas Duńczycy…

Tak. Patrząc po wynikach, tytuł w parach to mój największy sukces. Oczywiście faworytami byli Hans i Erik. Obaj byli wtedy w doskonałej dyspozycji. Erik w 1984 roku zdobył mistrzostwo świata. To był jednak właśnie taki dzień, w którym wszystko nam z Peterem sprzyjało i na koniec, tak jak mówisz, pomimo, że nie byliśmy faworytami, wywalczyliśmy złoty medal. 

O to, z kim najlepiej jeździło Ci się w parze pytał nawet nie będę. Odpowiedź wydaje się jasna.

Tak (śmiech -dop.red.). Bez dwóch zdań najlepiej mi się współpracowało na torze z Peterem Collinsem. 

Słyszałem opowieści, że na swoim torze w Belle Vue czasami dawaliście z Peterem Collinsem rywalom „fory”, aby uatrakcyjnić kibicom widowisko.

(śmiech – dop.red.) Czy fory, to nie wiem. Na pewno w Belle Vue mogliśmy zrobić wiele. Znaliśmy tamten tor doskonale, chyba wszystkie ścieżki. Oczywiście wiedzieliśmy niemal na pamięć, gdzie każdy z nas w danym momencie pojedzie. 

Podczas swojej kariery wiele razy byłeś w Polsce. Jak Ci się podoba nasz kraj?

Zawsze bardzo lubiłem ścigać się w Polsce. Za każdym razem było bardzo sympatycznie, u Was są sympatyczni ludzie. Tory też były fajne. O ile dobrze pamiętam, to pierwszy raz w Polsce byłem w latach 70. ubiegłego wieku z Malcolmem Simmonsem. W 1980 roku we Wrocławiu wywalczyliśmy złoty medal w Drużynowych Mistrzostwach Świata. Cztery lata później w Lesznie z kolei zdobyliśmy srebrny medal.

W 1987 roku byłeś w Polsce na turniejach pożegnalnych Edwarda Jancarza. W hotelu Mieszko miała miejsce pewna impreza, po której tak naprawdę uratowałeś życie Kelly’emu Moranowi. Ostatnio opisywaliśmy tę historię na swoich łamach. 

Kelly Moran to był doskonały zawodnik i oczywiście nie gorszy kompan do zabawy. Wtedy w Gorzowie, jak wiesz, po zawodach miała miejsce – nazwijmy to – mała impreza. Kelly poszedł do pokoju i przeszedł przez szklane drzwi, mocno raniąc rękę. Przeciął żyły, uszkodził nerwy. Byłem krótko po tym zdarzeniu w jego pokoju, starałem się zatamować krwotok i w miarę możliwości mu pomóc. Zawołaliśmy pomoc, Kelly został odwieziony do szpitala i tam tak naprawdę lekarze uratowali mu życie. Sytuacja ze zdrowiem Morana była bardzo poważna. Zawsze po tym zdarzeniu Kelly był mi wdzięczny za okazaną wówczas pomoc. ( o wypadku Morana w Hotelu Mieszko szerzej  przeczytacie tutaj https://po-bandzie.com.pl/zuzel-impreza-w-hotelu-mieszko-czyli-morton-ratuje-zycie-morana/ )

Znałeś Zenona Plecha i Edwarda Jancarza. Który z nich był Twoim zdaniem lepszy?

Tu oceny się nie podejmę. Każdy z nich był przecież doskonałym zawodnikiem. Zarówno Zenon, jak i Edward. Na pewno bliżej mi było do Zenona, ponieważ startował z moim bratem Dave’m w Hackney i się dobrze znaliśmy. Obaj byli zawodnikami na poziomie światowym. Z Zenonem widywałem się podczas moich wizyt w Polsce, czy jego w Anglii. Ostatni raz widzieliśmy się chyba dwa lata przed jego śmiercią. Z Zenkiem w swojej karierze na pewno miałem parę zaciętych wyścigów. 

Oprócz żużla klasycznego ścigałeś się również na długim torze. W tej odmianie wywalczyłeś brązowy medal indywidualnych mistrzostw świata.

W młodości startowałem również w wyścigach trawiastych. Z nich później, w naturalny sposób, jak większość zawodników jeżdżących na trawie, postanowiłem spróbować swoich sił na długim torze i też najgorszy w tej dziedzinie nie byłem. Jazda na długim torze, jak wchodzisz w łuk z dużą prędkością, to jest coś niepowtarzalnego, jedynego w swoim rodzaju. Tam są inne prędkości i chyba jeszcze większa adrenalina.  Startowałem na długim torze osiem lat i tak jak mówisz, w 1988 roku na torze w Scheesel zdobyłem brązowy medal. 

Ondrasik,Werner,Morton, Autry – Wroclaw 1980

Swoją karierę na torze zakończyłeś w wieku lat trzydziestu czterech. Nie sądzisz, że za wcześnie?

Być może tak. Ja swoją karierę skończyłem przez kontuzję. To była przemyślana decyzja i nie było sensu ciągnąć tego dalej, jeśli organizm zaczął się buntować. Kariera mogła trwać na pewno dłużej, ale uważam, że tyle, ile mogłem, to w niej osiągnąłem. 

Po jej zakończeniu pozostałeś w żużlu, między innymi w roli promotora. Zajęcie bardziej stresujące od bycia żużlowcem?

Zdecydowanie gorzej jest być promotorem. Bycie żużlowcem nie jest łatwe, ale tam sam decydujesz o tym, co się dzieje na torze. Jako promotor, obserwujesz wydarzenia z boku. Możesz tylko służyć radą, ale na motocykl nie wsiądziesz. 

Jeszcze jako promotor w jednym z wywiadów w samych superlatywach wypowiadałeś się o świętej pamięci Tomaszu Jędrzejaku. Twierdziłeś, że powinien być uczestnikiem Grand Prix.

Tomek był bardzo dobrym zawodnikiem. To nie ulega wątpliwości. Było i jest w żużlu bardzo wielu utalentowanych zawodników, ale na końcu mistrzami zostają tylko ci, którzy są sami ze sobą poukładani mentalnie i mają ogromną determinację. Tu najlepszym przykładem jest dla mnie Wasz Bartosz Zmarzlik. On ma wielki talent, ale i jeszcze większą determinację. Oprócz tego jest właśnie niesamowicie poukładany mentalnie.

Jak jesteśmy przy Bartku. Uważasz, że obroni po raz kolejny tytuł mistrzowski?

Uważam, że tak. Ja już jestem tylko obserwatorem żużla. Z mojego punktu widzenia niesamowici są i najlepsi obecnie na świecie właśnie Zmarzlik oraz Janowski. Osobiście w tym roku stawiam na tego pierwszego. Dla mnie niesamowitym zawodnikiem był nie kto inny jak Tomasz Gollob. On był po prostu doskonały w swoim fachu. 

Czego potrzebuje angielski żużel, aby wrócić do lat świetności?

Powiem Ci szczerze, że nie znam na to pytanie odpowiedzi, podobnie jak wiele osób. Na pewno potrzeba więcej publiczności a żeby ona przychodziła na nasze stadiony, to trzeba jej wysłuchać, czego oczekuje od zawodów żużlowych. Wiele osób zastanawia się nad tym, jak nasz żużel podnieść, ale nikt nie zna pełnej recepty. W tej chwili sercem żużla jest oczywiście Polska. Przez ostatnie dekady wykonaliście niesamowitą pracę i można tylko na wasz speedway patrzeć z podziwem. 

Pytanie, którego zabraknąć nie może. Co jest ważniejsze w żużlu – talent i umiejętności czy rakietowy silnik?

Wedle mojej oceny, zdecydowanie zawodnik. To nie jest tak, jak niektórzy twierdzą, że na dobrym silniku wygra każdy. Trzeba mieć odpowiednie umiejętności na torze. Jak dwóch pojedzie na silniku o tych samych parametrach, to który wygra? Ten z większymi umiejętnościami na torze.

Czym obecnie się zajmujesz?

Z żużlem już nie mam nic wspólnego, oczywiście poza kibicowaniem i obserwowaniem. Obecnie prowadzę firmę budowlaną. 

W 1992 roku, jako jeden z nielicznych żużlowców, zostałeś odznaczony orderem Imperium Brytyjskiego.

Dokładnie. To wyróżnienie było dla mnie ogromnym zaskoczeniem. Nie wygrałem indywidualnie mistrzostwa świata, ale widać, że coś do historii angielskiego żużla najwyraźniej wniosłem. 

Polskę zamierzasz jeszcze odwiedzić?

Oczywiście. Mam w planach obejrzenie Grand Prix w Toruniu, jednak, jak wiadomo, wszystko obecnie zależy od sytuacji pandemicznej.

Dziękuję za rozmowę.

Dziękuję i serdecznie pozdrawiam wszystkich kibiców.

Rozmawiał ŁUKASZ MALAKA