Jack Holder. fot. Taylor Lanning
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Jack Holder docenia eksperta od toru w Cardiff, którego ma w swoich szeregach, czyli starszego brata Chrisa, choć nie zawsze sztywno trzyma się jego rad.

Młodszy z braci po raz pierwszy wystartuje na Principality Stadium w roli pełnoprawnego uczestnika cyklu Speedway Grand Prix, dziesięć lat po tym, jak jego brat zwyciężył tutaj w swoim mistrzowskim sezonie 2012.

-Jestem swoim najsurowszym krytykiem. Nie byłoby mnie tutaj, gdyby nie było takiej możliwości. Każdy z nas inaczej radzi sobie z tym inaczej. Jestem szczęściarzem, że mogę liczyć na Chrisa i resztę rodziny. Chris przechodzi ze mną to wszystko. Pomagamy sobie nawzajem. Zawsze mówi mi to samo, bym po prostu jechał i cieszył się tą jazdą, ale to trudne-cieszyć się i jednocześnie robić robotę. Jest ode mnie spokojniejszy i odpuszcza szybciej, niż ja to robię-stwierdził Jack Holder na łamach „Speedway Star”.

Swego rodzaju wyzwaniem mogło być dla Holdera to, że jeszcze niedawno rywalizował z innymi uczestnikami cyklu wyłącznie na arenie ligowej, a teraz rywalizuje z nimi w innej roli.

-Wszystkich tych zawodników zdarzało mi się już pokonać, ale to trudne, by po prostu o tym zapomnieć i jechać, kiedy jest się tak blisko. To był mój życiowy cel, jazda w cyklu Grand Prix. Próbuję myśleć o tym jak o każdym innym meczu, ale zawsze z tyłu głowy masz to, że chcesz jechać jak najlepiej. Odpadnięcie z turnieju jest zawsze bardzo trudne.

Wobec postawy młodszego z australijskich braci w cyklu łatwo zapomnieć, jak wyglądało jego włączenie w poczet stałych uczestników cyklu na ten rok. Nocny telefon zadzwonił o 23.00 czasu australijskiego po tym, jak zdecydowano się nie dopuścić do rywalizacji Emila Sajfutdinowa i wciąż aktualnego mistrza świata Artioma Łaguty. W ten sposób w serii znaleźli się Jack Holder i Dan Bewley.

-Musiałem się szczypać, by przekonać się, że to prawda-przyznał Holder w rozmowie z brytyjskim tygodnikiem. Zaczął się sezon i pojawiły się nowe wrażenia.

-Warszawa, mój pierwszy duży turniej. 50 tysięcy kibiców, Polacy zwariowani na tle żużla. To dziwne, ale nie myślisz o tym tłumie. Prezentacja jest fantastyczna, dostajesz gęsiej skórki Teraz jedziemy do Cardiff i na pewno będą się z tym wiązały nerwy. Teraz będzie inaczej, przedtem jeździłem na turnieje jako towarzysz brata, który tu wygrywał. Pojadę i będę próbował się tym cieszyć i jednocześnie zrobić swoją robotę.

Przekucie marzeń w rzeczywistość wiąże się z wieloma emocjami.

-Chciałem tego od wielu lat, teraz tu jestem, i to trochę surrealistyczne. Trudno ubrać to w słowa, by opisać, jak to jest, kiedy długo się na coś pracowało i w końcu to osiągnęło. Może moje oczekiwania były zbyt duże w odniesieniu do tego, co chciałem zrobić w cyklu Speedway Grand Prix. Byłem rozczarowany, kiedy na przykład odpadałem w półfinale. Cieszę się tym jednak, choć nie zawsze to po mnie widać. To coś niesamowitego-podsumował Australijczyk na łamach brytyjskiego tygodnika.