Gary Havelock od czasu poważnego wypadku w 2012 roku żyje z nieustannym bólem. Ostatnio poddał się operacji, która miała pomóc z uczuciem dyskomfortu, ale problem nie został do końca zażegnany. Były mistrz świata obecnie opiekuje się ojcem, odwdzięczając się mu za lata poświęcone na karierę żużlową. Havelock jednocześnie nadal pomaga Poole Pirates, ale już nie jako menedżer zespołu. Wszystko przez brak jednego szkolenia.

 

Jedno starcie na żużlu potrafi zmienić wiele, niezależnie od momentu sezonu. Gary Havelock w 2012 roku liczył na godne pożegnanie się z żużlowym rzemiosłem, ale plan legł w gruzach przez niebezpieczny wypadek na torze Redcar. Brytyjczyk natychmiastowo zakończył karierę i rozpoczął pracę w innej roli. Cały czas odczuwał jednak liczne kontuzje.

OGLĄDAJ MECZ STANÓW ZJEDNOCZONYCH Z WIELKĄ BRYTANIĄ W BRITISH SPEEDWAY NETWORK

Havelock niedawno przeszedł specjalną operację mającą na celu zredukowanie bólu po wypadku w 2012 roku. Mistrz świata z sezonu 1992 na łamach Speedway Stara opowiedział o obecnym stanie zdrowia. – To oczywiście był szalony czas. Potrzebowałbym kilku tygodniu, żeby to całkowicie wytłumaczyć. Szczerze? Nie mam jednak na to najmniejszej ochoty. Nadal jestem obolały. Bólu jest zdecydowanie mniej od czas operacji DREZ (operacja polegająca na naprawie połączenia nerwowo-mózgowego – przyp. aut.), ale nie tak jakbym chciał – mówi były zawodnik Stali Gorzów. – Muszę z tym żyć. Ściganie zostawiło na mnie permanentne znamię. Nie jestem jakoś zły. Takie jest życie. Nie ma wielu zawodników, którzy nie wynieśli z tego sportu znamion bitewnych, To część tego sportu. Musisz walczyć na trasie z innymi – dodaje.

CZYTAJ TAKŻE. Żużel. Unia nadal bez zawodnika U24! Prezes mówi o przyczynach

CZYTAJ TAKŻE. Żużel. Dubaj i Tajlandia! Przygotowania Pedersena na bogato!

Rodzina musiała zmierzyć się ze strasznym ciosem, jakim była śmierć matki mistrza świata. Brian Havelock, ojciec Gary’ego, dotkliwie przeżył stratę małżonki. Obecnie Havelock jest wsparciem dla swojego taty. – Przeszliśmy wiele jako rodzina. Nie mogłem się pogodzić ze śmiercią mamy. Nie spodziewaliśmy się tego. Mam wrażenie, że wszystko dzieje się jedna rzecz po drugiej. Potrzeba wiele czasu, aby stanąć na nogi. Zdecydowanie uderzyło to tatę. Teraz się nim opiekuję, potrzebuje mnie prawie 24 godziny – przyznaje Gary Havelock.

Były żużlowiec spełniał swoją pasję w Poole Pirates, pracując nad zespołem i rozwijając poszczególnych zawodników. Z uwagi na obecny stan rzeczy, nie może on cały czas wspierać swoich podopiecznych. Co więcej, przez przepisy stracił on miano menedżera klubu. – Nie mogę podróżować do Poole tak często, jakbym chciał. Niemniej to mój tata, on jest naturalnie moim priorytetem. Byłem jego priorytetem w dzieciństwie i na początku kariery. Teraz wynagrodzę mu to wszystko moim czasem. Zasłużył na to – opowiada. – Najgłupszą rzeczą jest to, że nie jestem nawet menedżerem Poole Pirates. Powiedziano mi, że muszę zrobić przed sezonem szkolenie w Rugby. Nie mogłem pojechać, bo byłbym zbyt daleko od domu i taty. Teraz jestem zatem „pierwszym trenerem” Poole Pirates czy kimkolwiek. Niemniej – nie obchodzi mnie to – kończy.