Żużel. Buczkowski czy Pawlicki? Pawlicki czy Buczkowski? Jak na transferze kapitana wyjdzie GKM?

Przemysław Pawlicki z Krzysztofem Buczkowskim podczas prezentacji przed mecze z Get Well Toruń w 2019 roku. Tego dnia MrGarden GKM wygrał pierwsze od przeszło 20 lat spotkanie w PGE Ekstralidze, do czego obaj polscy seniorzy się przyłożyli - Pawlicki (3,3,2,3,2), Buczkowski (0,1,0,1). Kto by wówczas pomyślał, że będzie to dla nich jedno z ostatnich dobrych wspomnień ze wspólnej jazdy dla grudziądzkiego klubu... Foto: Krzysztof Konieczny, GKM Grudziądz
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Przed każdym z ostatnich trzech sezonów przed MrGarden GKM-em stawiano ten sam cel – awans do fazy play-off. W każdym z nich polski duet seniorów grudziądzan tworzyli Przemysław Pawlicki i kapitan drużyny, Krzysztof Buczkowski. W 2021 roku miejsce Buczkowskiego zajmie jego o dwa lata starszy imiennik, Krzysztof Kasprzak. W tym momencie pojawia się pytanie – czy włodarze siódmej drużyny PGE Ekstraligi słusznie dali kolejną szansę starszemu z braci Pawlickich, czy też lepiej było postawić na duet Krzysztofów? Sprawdźmy.

Cofnijmy się na moment do listopada 2017 roku. Wówczas to GKM, mający za sobą bardzo przeciętny sezon zakończony na szóstym miejscu, postanowił wzmocnić się Polakiem startującym w Grand Prix. Wybór padł na Przemysława Pawlickiego, który raptem dwa miesiące wcześniej w rosyjskim Togliatti uzyskał przepustkę do mistrzowskiego cyklu, a w PGE Ekstralidze notował czteroletnią medalową passę (srebro w 2014 i złoto w 2015 dla Unii Leszno, złoto w 2016 i brąz w 2017 dla Stali Gorzów Wielkopolski). Szejmek miał wypełnić lukę po Tomaszu Gollobie, której nie udało się załatać Krystianowi Pieszczkowi i ściągniętemu naprędce Kaiowi Huckenbeckowi.

– Jestem bardzo zadowolony z pozyskania Przemysława Pawlickiego. Jest to zawodnik, który cały czas się jeszcze rozwija i nigdy nie odpuszcza. Liczę, że pozyskanie tego zawodnika pozwoli nam osiągać lepsze wyniki w meczach wyjazdowych, a co za tym idzie powalczyć o play-offy w sezonie 2018 – mówił klubowym mediom w listopadzie 2017 roku Robert Kempiński. W pierwszym sezonie startów dla MrGarden GKM-u Pawlicki był jednym z pewniaków do miejsca w składzie obok Artioma Łaguty, Antonia Lindbaecka i właśnie Krzysztofa Buczkowskiego. Piąte miejsce rotacyjnie zajmowali Kai Huckenbeck i rezerwowy, Krystian Pieszczek.

Jak się okazało, transfer Pawlickiego nie był zbawienny i nie pomógł grudziądzanom w realizacji stawianego przed nimi celu, choć winą za taki wynik nie należy obarczać leszczynianina. Drugie z rzędu szóste miejsce, kolejny zawalony początek sezon i ostatecznie zostawienie w pokonanym polu wyłącznie Falubazu Zielona Góra i Unii Tarnów należy uznać za klęskę klubu z Hallera 4. Jak spisywał się duet Pawlicki-Buczkowski? Znacznie lepiej wypadł wówczas leszczynianin. Dwudziesta średnią ligi (1,831 pkt/bieg) pozwoliło mu uplasować się o piętnaście miejsc wyżej niż Krzysztofowi Buczkowskiemu (1,537 pkt/bieg). Pawlicki zdobywał średnio o trzy punkty więcej w każdym spotkaniu (10,07 do 7,36 pkt/mecz) oraz miał zdecydowanie korzystniejszy bilans pojedynków z rywalami (80:74 przy 61:73 ówczesnego kapitana grudziądzan).

Zafrasowana mina kapitana GKM-u po kompromitującej domowej klęsce z Unią Leszno 26:64. Jak się okazało, niedługo później podopieczni Roberta Kempińskiego wygrzebali się z dna tabeli i bezpiecznie utrzymali się w lidze. Foto: Marcin Kubiak, Unia Leszno

Mimo niespełnienia stawianego przed MrGarden GKM-em celu, ciężko było obarczać winą za to Pawlickiego, który w PGE Ekstralidze prezentował się z dobrej strony, notując progres w porównaniu do sezonów spędzonych w Gorzowie Wielkopolskim, czego nie można powiedzieć o jego ówczesnych startach w Grand Prix (jeden półfinał w dziesięciu rundach – 3,5,5,1,10,3,3,2,3,1). Zupełnie inaczej było z Buczkowskim, który po bardzo udanym sezonie 2017 (najlepsza średnia w karierze na poziomie PGE Ekstraligi – 1,929 pkt/bieg – oraz czwarta w lidze liczba drugich miejsc – lepsi byli wyłącznie Bartosz Zmarzlik, Piotr Pawlicki i Piotr Protasiewicz, którzy mieli po cztery mecze więcej od Buczkowskiego) zanotował największy – po Krystianie Pieszczku – regres formy w klubie.

Drugi wspólnie spędzony przez Pawlickiego i Buczkowskiego sezon był zdecydowanie najbardziej udany dla klubu. Po pierwsze, Gołębiom udało się wygrać pierwsze od dwudziestu jeden lat (!) spotkanie na wyjeździe, do czego obaj krajowi seniorzy się przyłożyli (trzynaście punktów Pawlickiego, w tym kluczowa dwójka w ostatnim wyścigu, dwa oczka Buczkowskiego), a po drugie, przez długi czas zanosiło się, że GKM dostanie się do play-offów. Właściwie decydujące znaczenie dla losów klubu miał przełom lipca i sierpnia, kiedy to grudziądzanie przegrali domowy mecz z Falubazem Zielona Góra oraz wyjazdy we Wrocławiu i w Częstochowie, nie zdobywając choćby jednego punktu bonusowego.

Radość Buczkowskiego i Pawlickiego po dłuuuuuuugo wyczekiwanej wyjazdowej wiktorii w Toruniu. Foto: Krzysztof Konieczny, GKM Grudziądz

Nie sposób nie winić za tę ostateczną porażkę obu Polaków. Chronologicznie, we Wrocławiu, gdzie do wywalczenia punktu bonusowego zabrakło dwóch punktów (91:88 dla Betard Sparty) Pawlicki wywalczył trzy oczka (w,3,0,0), a Buczkowski cztery (w,0,3,0,1), tydzień później, w domowym starciu z zielonogórzanami, ponownie fatalnie spisał się wychowanek Unii Leszno (d,0,-,2), podczas gdy Buczkowski był u boku Artioma Łaguty liderem drużyny (3,3,1,3,1*). W kluczowym starciu, z bezpośrednim rywalem o awans w Częstochowie, role się odwróciły i to Pawlicki (1,2,1*,-,2) był skuteczniejszy od Buczkowskiego (0,0,2,-), który w trzech startach pokonał tylko jednego rywala – Pawła Przedpełskiego. Co gorsza, we wszystkich tych spotkaniach żużlowcy ci stanowili drugą parę drużyny, wobec czego ich słaba postawa jeszcze wydatniej odbijała się na wynikach zespołu (bilans biegów z ich udziałem to 18:29 na niekorzyść GKM-u).

Mimo tej słabej końcówki, tak Pawlicki, jak zwłaszcza Buczkowski notowali solidny, może nawet dobry sezon. Zwłaszcza starszy z Polaków, którego spotkał jednak ogromny pech. Po fantastycznym wejściu w sezon (dwucyfrówki w pierwszych czterech meczach), nowy zawodnik Motoru był uczestnikiem dwóch groźnie wyglądających kraks. Co gorsza, nie był winny ani w jednym, ani w drugim przypadku…

Mimo iż kapitan drużyny z Miasta Ułanów nie odniósł poważniejszych obrażeń w wyniku tych kraks (co więcej, obydwa spotkania ukończył!), to jednak obniżka formy nie ulegała wątpliwościom. W dalszej fazie rozgrywek tylko trzykrotnie kończył mecze z co najmniej dziesięcioma punktami, ani razu nie dokonując tej sztuki poza Hallera 4. Świetny początek rozgrywek w połączenie ze przeciętną końcówką przełożyły się i tak na znaczący progres wychowanka GKM-u – średnia biegowa 1,797 pkt/bieg, średnia meczowa 8,21 pkt/mecz i dodatni bilans pojedynków z rywalami (72:56) stanowiły wyraźną poprawę względem roku wcześniejszego. Z kolei Przemysław Pawlicki de facto utrzymał poziom z sezonu 2018, notując niemal identyczną średnią biegową (1,803 pkt/bieg), drugi rok z rzędu kończąc na dwudziestym miejscu w klasyfikacji zawodników startujących w PGE Ekstralidze.

Szóste miejsce w PGE Ekstralidze w 2018 roku – zakontraktowanie Kennetha Bjerrego – piąte miejsce w PGE Ekstralidze w 2019 roku – zakontraktowanie Nickiego Pedersena – czwarte miejsce… Otóż nie. MrGarden GKM w swoim szóstym sezonie po powrocie do PGE Ekstraligi zaplanował w końcu spełnić marzenia swoich fanów i sięgnąć po medal Drużynowych Mistrzostw Polski. Wymienienie zawodzącego w ostatnim sezonie przy Hallera 4 Lindbaecka na trzykrotnego mistrza świata na papierze oddawało mocarstwowe wręcz plany włodarzy klubu z miasta Bronisława Malinowskiego, jednak po hossie na rynku transferowym nastąpiła bolesna bessa na torze.

Duży w tym udział Polaków. O ile zaciąg zagraniczny z reguły nie zawodził, o tyle katastrofalna postawa Marcina Turowskiego, który miał być liderem formacji młodzieżowej chociażby na miarę Marcina Nowaka, i jeszcze gorsza jazda Pawlickiego i Buczkowskiego postawiły krzyżyk na minionych rozgrywkach. By pokazać skalę degrengolady polskiego duetu seniorów Roberta Kempińskiego, wystarczy odwołać się do suchych liczb. Otóż tak Pawlicki jak i Buczkowski obniżyli swoje średnie o około 0,7 pkt/bieg (odpowiednio, 1,024 i 1,098), co sprawia, że spośród sklasyfkowanych seniorów gorsi byli wyłącznie… No właśnie. Mowa o dwóch najgorszych seniorach PGE Ekstraligi A.D. 2020.

Włodarze klubu z Grudziądza imali się różnych koncepcji odbudowy swoich zawodników. A to pozwalali im jechać, a to dawali kolejne szanse Romanowi Lachbaumowi, który w większości meczów odjeżdżał przynajmniej jeden wyścig, a to korzystali z dobrodziejstwa instytucji gościa i zwerbowali Krystiana Pieszczka oraz Tobiasza Musielaka. Żadne z tych rozwiązań nie pomogło na tyle, by MrGarden GKM chociaż wygrzebał się z siódmego miejsca. Przy tym całym nieszczęściu spowodowanym postawą Polaków, prezes Marcin Murawski może mówić o prawdziwej Opatrzności, która z jednej strony dała najsłabszemu od pięciu lat GKM-owi rywala w postaci PGG ROW-u, a z drugiej sprawiła, że ze względu na pandemię odwołano mecze barażowe.

Mimo fatalnej postawy, Krzysztof Buczkowski mógł liczyć na wsparcie kibiców MrGarden GKM-u. Transparent wywieszony przed meczem z Motorem Lublin. Foto: Marcin Karczewski, PGE Ekstraliga

Jak już wiemy, w przyszłym sezonie w stadzie Gołębi liczba Krzysztofów będzie się zgadzała, jednak zamiast kapitana Buczkowskiego będzie świeżak Kasprzak. Czy MrGarden GKM wyjdzie dobrze na pozostawieniu Przemysława Pawlickiego? Liczby wskazują bardzo delikatną, przy słabszym wzroku niezauważalną przewagę leszczynianina nad dotychczasowym kolegą z drużyny, jednak względy pozasportowe wskazywałyby na silniejszą więź Buczkowskiego z klubem…

Statystyki Krzysztofa Buczkowskiego i Przemysława Pawlickiego w PGE Ekstralidze w latach 2018-2020. Dane: Karol Płonka

Zobacz również:

JAKUB WYSOCKI