Przemysław Sierakowski, autor tekstu
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

W tych dniach, godzinach, minutach wręcz. Jedyną, najważniejszą kwestią pozostaje stan zdrowia Mateusza Jabłońskiego. Każdy kibic, rodzic, bez względu na cokolwiek, modli się o zdrowie tego wciąż jeszcze dziecka. Wierzę głęboko, nie dopuszczam żadnej innej możliwości – Jabłoński wygra. Gorąco o to zabiegajmy na każdy znany nam sposób. Byliśmy jednością pomagając Ninie Słupskiej, teraz wszyscy bez wyjątku, jako kibice, ale przede wszystkim po prostu ludzie – mocno trzymamy kciuki. To musi się udać. Po prostu musi.

 

Dlaczego Wrocław, wedle Bartola, nie potrafi, nie chce, nie może* (niepotrzebne skreślić), szkolić, przedkładając nad szkółkę, adeptów i własny przychówek, pospolite zakupy, bywa metodą negatywnego przejęcia? Zważywszy ligę U24, która ma rychło powstać i związany z tym wymóg wystawienia minimum siódemki szczęśliwych posiadaczy licencji, mnie nurtuje jedno – mianowicie, czy wespół z rozgrywkami, pojawi się też obowiązek, według mnie konieczny, posiadania szkółek przez wszystkich Ekstraligowców? Najlepiej bez możliwości obejścia restrykcyjnego w tym wypadku, mam nadzieję przepisu. Moim zdaniem to zasadnicza kwestia, zważywszy, że Polak potrafi i nawet obywatelstwo nie jest przeszkodą kiedy mu na czymś (na kimś) zależy. Obśmiewają koncepcję ligi U24 liczni komentatorzy, a ja ponownie zapytam o alternatywę. Czyżby więc tym razem prześmiewcy do obśmiania? Na to wygląda. Można naturalnie pozostawić sprawę swojemu losowi i nadal bezskutecznie liczyć na cud. Ten jednak się nie zdarzy. Metoda zimnego, naturalnego wychowu bezpowrotnie się przeżyła, zatem jeśli mamy rozwijać speedway – musimy sensownie działać. Najpierw ilość, żeby z tej mogła wyłonić się jakość. Równolegle powinno się zdecydowanie przyjrzeć i ruszyć kwestię dysproporcji sprzętowych między początkującymi a starą gwardią. To, że fury mają podobne i tylko brakuje umiejętności, to taka sama prawda jak to, że widziano Yeti. Umiejętności owszem różne, tylko na asfaltowych lotniskach decyduje motocykl, a te najmłodszych nie są z górnej półki. To jak mają skutecznie rywalizować? Tu bezwzględnie należy przyjrzeć się stanowi obecnemu i dominacji tunerów, takoż nielicznych, firmowych rajderów tychże, w kontekście wyrównania szans i realnego obniżenia kosztów uprawiania dyscypliny. Byle nie metodą kolejnych „limiterów” i miękkich gum, bo efekt odwrotny od zamierzonego. 

W transferach tradycyjnie. Spadkowicz do rozdrapania. Tym razem bogaty w dwóch pożądanych i dwóch balansujących między… beniaminkiem a pierwszą dywizją. Dalej zapowiada się rejterada Emila z Leszna, więc Unia też może być w potrzebie. Jedno pozostaje niezmienne. Beniaminek znowu poleci. Kto by nim nie był. Na rynku posucha, a gwiazdy hurtowo przedłużają kontrakty. Teoretycznie nie można jeszcze rozmawiać o transferach, ale życie pisze własny scenariusz. Ekstralipa zamyka się na dobre, a przy tym mamy rynek pracownika, bo tych na odpowiednim poziomie brakuje. Wyjmą Fricke i Dudka z Falubazu, jeśli potwierdzi się odejście Emila, to Leszno załata zapewne kangurem, a Dudek wykorzysta swoich pięć minut ogłaszając przetarg, jak licytację na Allegro. I nie żebym miał mu to za złe. Ma okazję, więc niech skrzętnie korzysta (Lub/Tor?). Zatem beniaminek pozostanie beznadziejnie słaby. Kogo mogą zakontraktować? Senior Holder, Zagar? Druga linia. Najwyżej. Z niższego piętra może 2/3 nazwiska i to obarczone ryzykiem. A nuż się rozwiną, ale równie dobrze mogą okazać się kapiszonami. Tofik podchodził do elity i nie poradził, a jest the best w pierwszej dywizji. Ot cała prawda. A wchodzi kasa z TV. Potężna kasa, więc przepaść między ligami jeszcze się pogłębi. Czyli co? KSM? Raczej nie. Mamy Real (Sparta), Barcelonę (Gorzów) i Atletico (Lublin) a pozostali biją się o ochłapy. W 2022 dołączy być może Toruń o ile zdoła zrealizować mocarstwowe zapędy i przejąć w pakiecie Sajfutdinowa z Dudkiem. Tak wygląda to na papierze. Czewa „skazana” na Fredkę. GKM na utrzymanie (stanu posiadania i w szeregach elity), bo beniaminek daje komfort. Skoro tak, to jak w Primera Division – dajmy szansę liczniejszym. Mniejsze ryzyko degradacji z wielkim hukiem to i chętni się znajdą. Zamiast KSM koniecznie, jak najpilniej dziesięć zespołów w elicie. Więcej klubów, więcej spotkań, więcej narybku w lidze U24 – tylko korzyści. Obecnie w połowie sierpnia, a i to po nie wiadomo komu i czemu służącej przerwie „wakacyjnej” – połowa ekstraligowców ma wolne. To ma być najsilniejsza liga świata?

10 drużyn, 18 kolejek + faza finałowa dla galacticos to winien być absolutnie niezbędny priorytet w poczynaniach ludzi Stępniewskiego. Nie znam ani jednego, sensownego, uzasadnionego merytorycznie argumentu przeciw takiemu rozwiązaniu. No i pytanie retoryczne – po co komu sztucznie utrzymywany pod respiratorem trzeci szczebel? Grudziądz zatrzyma tegoroczny, nie najsilniejszy skład i będzie pewny minimum przedostatniej pozycji w lidze, bo beniaminek do wyautowania. Kto będzie chciał pchać się do elity, nie mając gwarancji niczego oprócz rychłego powrotu „na swoje miejsce” z wielkim hukiem. Przykład Rybnika sprzed dwóch sezonów jest jaskrawy, ale dobitny, a teraz dysproporcje sportowo-finansowe jeszcze się pogłębią. Przy dziesięciu zespołach to i pościgać będzie się z kim i publikę uraczyć wygranymi w domu, żeby się kompletnie nie zniechęciła, a czasami nawet Bayern uda się ograć, co zostanie zapisane w historii złotymi zgłoskami. Samych Bayernów i PSG to my póki co nie stworzymy – nie ma kim, deficyt rajderów. No i ci EL juniorzy oraz U24. Żeby się szkolić, nie rezygnować przedwcześnie i nie narażać na hejt takoż obśmiewanie, czy wręcz szyderę, muszą czasem dostać pozytywnego kopa. Takiego na zachętę. Czasami kogoś pokonać, zaliczyć mecz sezonu kiedy wszystko się uda. Przy dziesięciu ekipach będzie o takie wyczyny znacznie łatwiej. Żeby zarobionym (fizycznie i finansowo) Protasom, Holtom, czy Walasom stworzyć alternatywę, trzeba świeżej krwi. I nie w tym rzecz, żeby weteranów karnie odstawiać. Niech sobie dorabiają nawet do sześćdziesiątki. Tylko świeża krew jest niezbędną koniecznością, a gdzieś musi gromadzić sprzęt i nabierać umiejętności, by w pewnym momencie zluzować emerytów, gdy ci powiedzą dość. Z czasem mają szansę stać się realną alternatywą dla dziadków, ale tylko wyposażeni i „najeżdżeni”, a to umożliwia dziesięciozespołowa Ekstraliga i dodatkowe starty w lidze rezerw.

Wracając zaś do transferów. Pozostaje jeszcze jedno gorące nazwisko – Maksym Drabik. Tylko Torres musi najpierw sam zdecydować, czy nadal chce się ścigać. Przy słabości rynku chętni zawsze się znajdą, tylko Drabik junior to towar obarczony poważnym ryzykiem. Jeśli zdecyduje, że chce być żużlowcem, to dopiero sezon pokaże, czy rzeczywiście jest na to gotowy. Wylano morze atramentu, by opisać te jego swoiste Mikołaja Doświadczyńskiego Przypadki. Nie zamierzam moralizować, ani powtarzać, czy powielać. Mam jednakowoż wątpliwości, czy nowy początek Drabika nie zakończy się jak udział w meczu w Grudziądzu z poprzedniego sezonu. Zainteresowani rozumieją. Żużlowy telefon zaufania z dyżurnym psychologiem? Nie zawadziłby z pewnością.

Co do zasad rywalizacji zaś, w kontekście ligi U24 nasuwa mi się jeszcze jedno przemyślenie. Przepisy należy odchudzić, wracając do broszurki, wzorem lat 90-tych. Jak z Konstytucją USA. Im mniej słów, tym więcej treści. I nie zamierzam wchodzić z nikim w dyskusję ten, czy inny przepis zbędny. Wszystkiego nie przewidzisz i pchać się w antycypowanie wydarzeń mija się z celem. Reguły mają być ogólne, jasne i przejrzyste, acz pozostawiające dozę interpretacji wykonawcom i ich profesjonalizmowi. Tyle. To nie Biblia ani Encyklopedia Powszechna PWN we dwunastu tematycznych księgach. To tylko zbiór reguł, nielicznych i najważniejszych, rządzących prostym sportem motocyklowym. 

I jeszcze słówko o długim torze. Ruszyli jak… Burza, choć Rzeszów, Bogiem a prawdą, to żadna arena do ścigania z dwoma biegami. Taki trochę wyrób czekoladopodobny, wersja chińskiej zupki z Radomia – niby zupa, ale… dupa. I to nie wina Rzeszowa, że tam chcą, potrafią i startują. Za to im chwała. Ale kilka zapomnianych miejsc w Polsce by się znalazło. U Żurawi to taki track udający „long”. Zapytajcie Golloba, gdzie w kraju naturalnie, trenował, gdy miał swój epizod z długim torem. Warto wrócić do tych miejsc.

Na koniec jeszcze raz wracam do początku. Wszyscy módlmy się o zdrowie Mateusza. Bez względu na wyznanie, czy jego brak. Nawet ateiści mają swoje miejsca i sposoby w których zabiegają o cud. To pomoże. Na pewno. Cokolwiek teraz zaprząta wam głowy, nie szczędźcie dobrych myśli Mateuszowi. Przy takim wsparciu wygra. Dość tragedii, po prostu… dość.