Przemysław Sierakowski, autor tekstu
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Tytuł to cytat z wiersza Cypriana Kamila Norwida. Pasuje jak ulał do kilku przynajmniej aktualnych sytuacji w rodzimym speedwayu. Dziś zajmę się szczególnie jedną, ale nie jedyną. Przy tym słówko o longtracku, eksperymentach i poligonie, rzekomych odkryciach sezonu i uczestniku SGP bez klubu w Polsce. Zatem poczynajmy.

Kulisy rozstania Marka Cieślaka z Włókniarzem są znane i pamiętane, a przyjemne nie były. O ile jednak jeszcze w ubiegłym roku wszyscy jak jeden mąż klaskali prezesowi Świącikowi, gdy ten, po kilku domowych porażkach, pozbywał się trenera i obiecywał tor jak przed laty – do walki, o tyle teraz zdaje się rosnąć grono zwolenników byłego coacha. Tor, mimo kosztownego wprost i w przenośni, dosypania nawierzchni wciąż twardy jak… za Cieślaka i nadal obcy dla zespołu, który… seryjnie przegrywa. Teraz więc gromy sypią się zewsząd na prezesa. No i wyrastają jak grzyby po deszczu różnej maści doradcy, co to swoim zdaniem dawno wiedzieli co się święci i czym się skończy, a przy tym mają naturalnie prosty i oczywisty sposób, jak zaradzić wszelkim problemom Lwów. Skoro tak, to dlaczego dopiero teraz głoszą swe epokowe teorie i odkrycia? Wcześniej nie było klimatu i niewiele dało się ugrać dla siebie? Pewnie tak. No i kto był słuchał wątpliwego najczęściej autoramentu „fachowców”. Obecnie klimat sprzyja, bo… niesprzyjający Michałowi Świącikowi.

Szkoda, że nie potrafił wznieść się ponad te karczemne, publiczne awantury sam Marek Cieślak. Mistrzem dyplomacji to zdaje się nigdy nie był, ale po cóż dolewać oliwy do ognia? To jak gasić pożar benzyną. Nikomu nie służy. A podobno los ukochanego klubu leży szkoleniowcowi na wątr… ooopsss na sercu. Siłą, ani wołami Cieślaka do telewizyjnego studia nikt nie ciągnął. Skoro uznał, że niewygodnie mu mówić o Włókniarzu, to mógł… nie mówić. Sposobów było przynajmniej kilka. Albo to odwołać udział w zagrożonym spotkaniu specjalnego, osobistego ryzyka i nie pchać się do studia. Albo nie komentować wydarzeń do trzech pokoleń wstecz, z przytykami niby tylko po okolicy, bo luźno związanymi z klubem. Wolał jednak były trener Częstochowy skorzystać skrzętnie z okazji i wylać nieco żółci w rewanżu za wcześniejsze publiczne ataki tamtejszego szefa wszystkich szefów. Nie tak panowie. Kto bez winy, niech pierwszy chwyci kamień. Lepiej usiąść przy stole, wygarnąć co komu leży… no i znowu… na wątrobie, potem nawet dać po razie z liścia poza kamerami i światłami fleszy, a wreszcie wznowić współpracę, czy przynajmniej dobre relacje dla pożytku wspólnego. W tej wojnie nie będzie zwycięzców. Stracą wszyscy. Po cóż więc to ciągnąć? Na Jasną Górę, leżeć krzyżem i modlić się o ciszę i spokój wokół klubu.

Żeby zaś nie od razu, zadbał… sam Michał Świącik. Nie wiedzieć czemu, takoż publicznie. W dobrej wierze, chcąc wesprzeć lidera po nieudanym spotkaniu, jak domyślam się z kontekstu, przenosząc gromy na tunera, rozpętał był kolejną medialną wojenkę, tym razem z Brianem Kargerem. I znowu stare grzechy. Poświerzbiło bonza, nie odczekał, nie przespał się z problemem, nie powściągnął języka i… osiągnął, czego nie zamierzał. Naturalnie, tradycyjnie w sferze publicznej. Chińczycy mają na tę okoliczność przysłowie. Człowiek ma dwoje uszu i tylko jedne usta. Więcej słuchać, a mniej kłapać dziobem na prawo i lewo bez umiaru.

Madsen jest dużym chłopcem, mimo mikrego wzrostu i sam potrafi dobrać sprzęt dla siebie, lepiej niż ktokolwiek inny. Rolą szefa ewentualna pomoc, gdy lider zażyczy sobie takowej, bądź pozwoli się do niej przekonać, tylko najlepiej w cztery oczy. Pomoc, ale nie inicjatywa, do tego medialna. Tu Duńczyk zrezygnował, póki co, z usług sprawdzonego przez lata Flemminga, któremu pogroził palcem, a pośrednio także jego klientom, młody Marzotto. Pewnie wystraszył się utraty bonusów oferowanych gwiazdom przez fabryczkę i poszedł do Kargera. Takie zmiany rzadko wychodzą na dobre, a już na pewno nie od razu. I tę świadomość Leon powinien mieć, decydując się na radykalne rozwiązania. Teraz może mieć doła, a zła prasa i walące się relacje w klubie nie sprzyjają poprawie. Może warto nie wychylać się solo z publicznymi wypowiedziami, bo intencje autora, a odbiór w sieci to zupełnie różne historie, na które autor nie ma często najmniejszego wpływu.

W kraju Hamleta zaś, skoro już tam przebywamy, zagotowało się no dobre. Startów mało, więc część ścigantów zaciągnęła się do tamtejszych ligowych wojsk, mimo iż średnio płatne, by podnieść poziom i jakość, a może tylko ilość tzw. „objeżdżenia”. Niektórzy pojechali i… nie wrócili. A przynajmniej nie bezpośrednio, bo z międzylądowaniem w… szpitalach. Trup ścielił się gęsto i zrazu pojawiły się publiczne połajanki, tym razem ze strony najbardziej zainteresowanych. A to, że żużel na wsi, że tory jak kartofliska, że niebezpiecznie. Teoretycznie, skoro do wiatru, to kto każe jednemu czy drugiemu tamże się ścigać? Praktycznie, minimum bezpieczeństwa, to obowiązek organizatorów. Nie ma co liczyć, że świat w jeden dzień wprowadzi wzorem Polski komisarzy, a ci nakażą ubijanie na skałę, bo gwiazdeczki rozkapryszone i tylko na takich torkach łaskawie zechcą. To skrajność, ale podobną stanowią duńskie kartofliska, o czym najlepiej przekonuje ilość upadków i kontuzji. Nie popadajmy więc w owe skrajności. Znajdźmy kompromis między wymaganiami ścigantów, a minimalnym poziomem bezpieczeństwa. Jak najszybciej, bo się gremialnie rajderzy odwrócą od Danii. Za tych kilka koron wszak nie warto łamać gnatów. No i miejscowy narybek, żeby się naumieć, też gdzieś musi terminować, co przy skromnych umiejętnościach jeździeckich lawinowo potęguje ryzyko kontuzji, bądź ostatecznego zniechęcenia przy obecnym stanie nawierzchni.

Mamy kadrę narodową w longtracku. Ot gruchnęła sensacja. Twór złożony z leciwych hobbystów, czy początek czegoś nowego? Sklecony naprędce pod potrzeby jednego turnieju team, czy przemyślane działanie obliczone na rozwój i rozpropagowanie nowej w Polsce dla wielu formy ścigania? Okaże się. Pewne tradycje są. Były też areny bardziej przypominające longtrack od „dyżurnego” Rzeszowa. Na dobry początek mamy trzech muszkieterów wywodzących się z grona juniorów bardziej niż starszych, co zamierzają „jakoś” to ogarnąć. Bez względu na deklaracje, pomoc finansowa PZM wydaje się nieodzowna. Tylko sensownie skierowana, by uniknąć powtórki z niegdysiejszej reprezentacji na lodzie, kiedy związkowe środki niekoniecznie zasilały zawodników, bądź zakupy sprzętu. I to bez bezpośredniej winy sponsorującego przedsięwzięcie związku, w tamtym przypadku. Warto znaleźć kilka złotówek i sensownie, pod nadzorem zainwestować kierunkowo. Staszek Burza, czy Sqra wiedzą o co kaman i skąd pozyskać sprzęt. Do tego warto pomyśleć o arenie nad Wisłą. Takiej z prawdziwego zdarzenia. Bo wycieczki na treningi choćby do sąsiadów zza miedzy pozostają czasochłonne i kosztowne. Poprzyglądamy się w którym kierunku to się rozwinie lub zwinie.

Lewandowski, Pawliczak, Jeppesen – co łączy tych chłopaków? Ano każdego z osobna określano mianem odkrycia sezonu. No i potwierdza się stara prawda, że pośpiech to jest wskazany przy łapaniu pcheł, albo jak się ma biegunkę. Apelowałem o rozwagę i powściągliwe przypinanie łatek. Każdy z tych wymienionych i kolejnych „obdarzonych” takim tytułem, z pewnością czymś się wyróżnił, bądź wyróżni, ale na Boga – znaj proporcjum mocium Panie. To zwykle sympatyczni młodzi ludzie, z papierami na jazdę, tylko u progu kariery. Mają prawo do błędu, do ostrego zjazdu formy, do chimerycznych występów – takie są prawa młodości. Na stabilizację przyjdzie pora. Zatem skoro jednemu czy drugiemu zdarzy się bieg, a nawet mecz życia, to jeszcze nie powód by nadużywać kolorowych określeń. Zawsze z boku łatwiej obdarowywać laurkami, orderami, albo wymierzać klapsy, tylko oni mają jeszcze kruchą konstrukcję i niewielką wiedzę praktyczną, w starciu z brutalnym światem, szczególnie medialnym. A słuchają i czytają. Najpierw chwilowe zachwyty, a zaraz potem lawinę krytyki z pewną dozą krytykanctwa. Owszem. Motywujmy pozytywnie. Pochwalmy, gdy zasłużą, ale powściągliwie. To słowo zdaje się sponsoruje dzisiejszy odcinek Brzytwy.

Tylko bez nadmuchiwania balonika ponad miarę, bo gdy guma strzeli to i trzask i huk i po paluchach można oberwać, a na koniec nic nie zostaje. Robi się cieplej wokół. To może mieć znaczenie. Szczególnie dla reprezentanta Polski, stałego uczestnika cyklu o SGP Krzyśka Kasprzaka. Wokół niego także ciepło, gorąco wręcz. Jeśli KK nie pozbiera się w trymiga, to może zostać pierwszym Polakiem w GP bez klubu w kraju. Kasprzok zwykle jechał lepiej gdy temperatura sięgała 20 i więcej stopni. Wtedy jego fury zaczynały gadać. A raczej odpowiadać. Dotąd tylko gaworzyły. A jak pod tyłkiem niesie, to stopniowo łapiesz swobodę jazdy i wszystko wraca na właściwe, nomen omen, tory. Gorzej, gdy nic nie chce zatrybić. Pamiętacie metodę Małysza? Kiedy nie szło jechał na kopyto do Ramsau i tam trenował kilka dni by wrócić jak nowo narodzony. Czy Krzycho znajdzie swoje Ramsau? Oby, bo to kawał zawodnika. Medali IMŚ nie przydzielają losowo. Junior to już nie jest, ale w obecnych realiach przed nim jeszcze kilka lat ścigania. Na jakim poziomie? Tego nie wiem, ale trzymam kciuki. Zawsze lepiej zejść ze sceny w glorii, niźli cichaczem opuszczać pokład w niesławie.

A w Grudziądzu wreszcie mają drużynę i po ostatnich harcach u siebie z Lublinem – chwilowo, oby docelowo, sprzyjający tor. I to bardzo dobrze. Wszak bliższa koszula ciału… .

3 komentarze on Żużel. Brzytwa Sieraka: Nie ten ptak swoje gniazdo kala, co je kala, jeno ten, co o tym mówić nie pozwala
    Slawek
    16 May 2021
     12:50pm

    Czy ten Pan prezes jest na tyle ograniczony, że nie dostrzega pewnej zależności, a mianowicie czym więcej go w mediach tym bardziej się błazni?
    Nie wiem, to parcie na szkło jest tak uzależniające?? Może „Taniec z gwiazdami” ale nie, bo wtedy byłby tylko raz na tydzień w TV, a tak to w zasadzie codziennie, chyba o to chodzi…

    Wariat
    16 May 2021
     3:27pm

    A ja mam pytanie nie związane z artykułem.
    Proszę podać mi daty i miejsca startów naszej drużyny narodowej.
    Co? nie ma takowych?
    Jak nie ma, to po co pompować balonik pod tytułem reprezentacja ? Dla lansu ?

    Wariat
    17 May 2021
     5:26pm

    To ja z grubej rury
    Człowiek, który w wieku pięćdziesięciu lat widzi świat tak samo, jak widział go mając dwadzieścia lat, zmarnował trzydzieści lat życia.
    Kto to powiedział ? haha
    Podpowiedź…Ali, albo C

Skomentuj

3 komentarze on Żużel. Brzytwa Sieraka: Nie ten ptak swoje gniazdo kala, co je kala, jeno ten, co o tym mówić nie pozwala
    Slawek
    16 May 2021
     12:50pm

    Czy ten Pan prezes jest na tyle ograniczony, że nie dostrzega pewnej zależności, a mianowicie czym więcej go w mediach tym bardziej się błazni?
    Nie wiem, to parcie na szkło jest tak uzależniające?? Może „Taniec z gwiazdami” ale nie, bo wtedy byłby tylko raz na tydzień w TV, a tak to w zasadzie codziennie, chyba o to chodzi…

    Wariat
    16 May 2021
     3:27pm

    A ja mam pytanie nie związane z artykułem.
    Proszę podać mi daty i miejsca startów naszej drużyny narodowej.
    Co? nie ma takowych?
    Jak nie ma, to po co pompować balonik pod tytułem reprezentacja ? Dla lansu ?

    Wariat
    17 May 2021
     5:26pm

    To ja z grubej rury
    Człowiek, który w wieku pięćdziesięciu lat widzi świat tak samo, jak widział go mając dwadzieścia lat, zmarnował trzydzieści lat życia.
    Kto to powiedział ? haha
    Podpowiedź…Ali, albo C

Skomentuj