Przemysław Sierakowski, autor tekstu
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Święta. Zwykle podczas Wielkanocy mam ambiwalentne odczucia. Z jednej strony dramat i trauma pożegnania z życiem. Z drugiej wiara, choć bez twardych dowodów, że oto zaczynamy nowy etap. Jedyne czego możemy być pewni przy narodzinach, to fakt, jak to poetycznie określił Krzysztof Zanussi, że życie, to śmiertelna choroba przenoszona drogą płciową. Podobnie w sporcie. Dziś jesteś Bogiem, cieszącym się uwielbieniem tłumów. Jutro zaczynasz przegrywać, nie dźwigasz ciężaru popularności i zostajesz strącony w otchłań. Jest nowy idol. Nowy Bóg. Życie nie znosi próżni.

Czy podobnie będzie z Maksymem? Wierzę, że nie. Chłopak zabrał głos publicznie, po długim i chyba niepotrzebnym milczeniu, zrazu dając asumpt do domysłów, w kwestii dalszych losów, a ściśle, dalszego zainteresowania sobą przez dotychczasowy klub. Wystąpienie nie było gładkie i zaczepne zarazem, jak pisma mecenasów. Dawało jednak pretekst do odrzucenia. Moja opinia w tej sprawie nie musi być miarodajna, ale pozostaje niezmącona. Można traktować klub jak biznes. Ludzi jak trybiki w maszynce. Z zimną bezwzględnością płacić i wymagać. Dużo wymagać. Bardzo dużo. Czasami chyba nawet zbyt wiele. Z wyrachowaniem wykorzystywać i odrzucać, kiedy trybik zawodzi, niezależnie od przyczyn. Dopóki wpisujesz się w ten scenariusz, nie przez siebie napisany, jesteś Bogiem. Pod warunkiem, że wypełniasz cudze oczekiwania. Kiedy zaczynasz mieć własne przemyślenia, albo zwyczajnie nie podołasz, wyciśnięty z soków jak cytrynka, trafiasz na śmietnik. Co potem? Sportowe zmartwychwstanie? To udaje się bardzo rzadko. Ale bywa, że się dzieje. Oby także w przypadku Torresa. Nikt nie kazał mu przyjmować wlewki. Nikt nie pouczył, by przy kontroli trzymać twarz na kłódkę i nie przyznawać do winy. Bez znaczenia – brał twardy doping, czy złamał procedury, popełnił wykroczenie. Płaci teraz bardzo wysoką cenę za rodzaj dziecięcej naiwności. Za chwilę przy tym pewnie w pojedynkę, bez wsparcia, choć to dotychczasowe trudno nazwać skutecznym z perspektywy interesów młodego człowieka. Kara powinna być zawsze adekwatna do winy. W tym przypadku mam spore wątpliwości, z czysto ludzkiego punktu widzenia, czy taką jest, a raczej będzie. Nie patrzę na sprawę przez pryzmat paragrafów. Patrzę jak człowiek. Zrobił głupotę, naiwnie przyznał do przewinienia, a teraz miast oberwać po łapkach i zakończyć sprawę na pouczeniu, musi zmagać się z nieznaną mu machiną prawniczą. A ta jak już wchłonie w swe tryby, to łatwo i prędko nie wypuszcza. No i towarzysząca temu niepewność jutra. To musi być frustrujące. Trzymaj się Maksym i bądź pewien, że powroty w glorii też są możliwe. Niezależnie od długości przymusowej pauzy. 

Przed nami okrojona przez covida inauguracja sezonu. Zwolennicy spiskowych teorii dziejów już prześcigają się w spekulacjach a propos rzekomo istniejących możliwości manipulacji wynikami testów i gremialnego korzystania z tychże przez zainteresowane kluby. Skoro nie można przełożyć kolejki z uwagi na zdrowy rozsądek, to każdy tonący, nomen omen, brzytwy się chwyta. Tylko mam zasadniczą wątpliwość. Zważywszy przebieg zarażenia u Artioma, Andrzeja Huszczy, Przema Pawlickiego, czy ostatnio Jarka Hampela, nie wierzę w kombinacje. Owszem. Holderowie, bądź Dudek specjalnie się nie skarżyli. U nich zmagania z wirusem miały łagodny przebieg. Tylko jaki sens, mimo wszystko, miałoby mataczenie wynikami u pozostałych? Skoro komuś bardzo zależałoby na przełożeniu zawodów, to jest kilka przynajmniej innych, skutecznych sposobów, bez angażowania kwarantanny. A ryzyko ponoć spore, bo jak obwieszczył był prezes Ekstralipy, za złapanie za rękę ma grozić dożywotnie wykluczenie. Na jakiej podstawie – tego już nie doczytałem, machnąwszy łapskiem na te wywody, bo to czysto akademicka dysputa. A niby kto i jak miałby podważyć miarodajne wyniki certyfikowanych testów, przeprowadzonych przez właściwe laboratorium z wykorzystaniem dopuszczonych ministerialnie odczynników? Że podstawiali próbki zarażonych, pod pasującymi do koncepcji nazwiskami? Możliwe… jak prawdopodobieństwo trafienia szóstki w Lotto. Lepiej skupmy się nad sensownymi obostrzeniami, by znowu nie dawać pożywki do dworowania sobie choćby z zakazu kąpieli po zawodach, co akurat w innych dyscyplinach nikomu do głowy nie przyszło. 

Za nami pierwsze, nieliczne, próbne galopy. Wnioski są takie, że nie ma wniosków. Zbyt mało jazdy. Brak porównania. Przestrzegam więc przed pochopnym wieszczeniem dominacji nowego Boga albo to upadku innych, niedawnych idoli. Ani dość treningów spod taśmy. Ani motocykle dostrojone, o ile w ogóle te ligowe już odebrane i przetestowane. Było tego ścigania jak na lekarstwo, więc i pola do wyciągania wniosków nie ma najmniejszego. Bo jak ocenić choćby Szymka Woźniaka? Bardziej na bazie startu w Kryterium, czy sparingu z Wrocławiem?

Skoro zaś o Kryterium. Ważne, że wraca. I to z pompą. Pamiętam wcześniejsze edycje. W tym te pierwsze. Zawsze śmietanka krajowych zawodników. I zawsze wszyscy stawiali się chętnie, nie grymasząc. To było jak współczesne mistrzostwa E-ligi. Z czasem międzynarodowe, bo pokazali się w Polsce obcokrajowcy. Mam sentyment do tych pierwszych, oficjalnie otwierających sezon zawodów. Jak to powiedział rzeczony Woźniak; – Kryterium było jak pierwszy dzień wiosny. Jechało się więc do Bydgoszczy, czasem zakładowym autobusem, częściej pociągiem, żeby znowu się nawąchać i nasycić. I bez podtekstów z tym wąchaniem. Mówimy wyłącznie o zapachu rycyny z oleju wyrzucanego wówczas jeszcze bezpośrednio na tor. Dziękuję za już i proszę o więcej w kolejnych edycjach. To reaktywowane bardzo udane. Ścigania może nieco mniej, takoż spektakularnych akcji, ale pamiętajmy, że to początki. Nikt nie zamierzał ryzykować ponad miarę. A sam turniej? Trzeba oddać Jerzemu Kanclerzowi, że wytypował pudło bez… pudła. Zmarzlik bojowy, szybki i wyrachowany, przy tym skuteczny. Tarasienko jako man of the day. I do kompletu skuteczny Artiom Łaguta, który z dwoma liderami co prawda przegrał, ale pozostałych ograł bez złudzeń. To jednak próby i testy. Emil, który ostatecznie w nowym terminie wystąpił, zaś nie pojechali, bo testowali własny obiekt w sparingu – Protas i Duzers, wcześniej zapowiadani w pierwotnej dacie turnieju, co z kolei wykluczało wówczas bydgoskiego Rosjanina – tym razem obierający właściwe ścieżki, acz nieco wolny. Trochę jak w ubiegłorocznym cyklu SGP. Wiedział co robić, wiedział którędy jechać, ale brakowało wyraźnie prędkości w motocyklu. To jednak stary wyjadacz. W lidze pewnie będzie skuteczny jak zazwyczaj ostatnio. Trochę żal mi było Buczka. W Gdańsku podczas memoriału Henryka Żyto już na dzień dobry dzwon z Milikiem, z winy Czecha. W Bydgoszczy „znowu” było zawracanie w łuku i bezbarwny występ. W kontekście rzekomego powrotu do Lublina Pawła Miesiąca i mocnej pozycji Dominika Kubery gdy już doszlusuje do nowej ekipy, Krzysiek może być niestety pierwszym do odstrzału. Zdaje się więc lepiej było zrobić przysłowiowy krok w tył (Polonia), by potem czyniąc dwa potężne susy do przodu wrócić z przytupem. Przekonamy się. Póki co trzymam kciuki za powodzenie Buczka. Wszak to swojak, krajan i ostatni wychowanek „starego” GKM-u, wciąż na torze. W Toruniu zaś pole do problemu. Nazwijmy – „lubelskiego”. Jest trzech, a miejsca dwa. Ten zbędny miał być wypożyczony, żeby uniknąć kwasów. Tylko Bajer wyraźnie chce odczekać, by przekonać się o słuszności, bądź nie, pierwszego wyboru. No i ten odstawiony czeka. Nie wiadomo jak długo. Oby nie skończyło się jak z Jamrógiem i Miesiącem, bo jazda na „wyrywki”, po jednym, dwa wyścigi w co którymś meczu, obydwu… skończyła.

By gwiazdy mogły lśnić pełnym blaskiem, niezbędne jest dobre tło. Ono też składa się z oddanych całym sercem żużlowi, zakochanych w nim pasjonatów. Jednym brakło zimnej krwi i wyrachowania, by zostać idolami. Inni nie podołali pierwszym przejawom uwielbienia, zbyt wcześnie uwierzywszy w swą boskość. Większość, to jednak pracowici, skromni i poukładani ludzie. Żeby zostać Zmarzlikiem trzeba pokory, pracy, talentu i szczęścia. Jeśli tylko jedno z tych ogniw zawodzi – nici z planów podboju świata. Wtedy zostaje ligowa rzeczywistość. Nie dlatego, że nic innego nie potrafię i muszę jakoś przeżyć. Dlatego, że kocham to co robię. Poświęcam tej dyscyplinie najlepsze lata życia. Nie dbam w tym czasie o koszty. Zdrowie przede wszystkim. Później te wszystkie druty rdzewieją wewnątrz organizmu i zdrowie coraz częściej zawodzi, doskwiera. A że nie zostałem czempionem? Trudno. Nie każdemu pisane. Żeby Zmarzlik mógł lśnić pełnym blaskiem, w każdym wyścigu potrzeba jeszcze trzech rywali.

Takim pracusiem z dobrze pojętego tła był zmarły niedawno Jacek Gomólski. „Guma” zapowiadał się jako junior. Zresztą. Inaczej nie zostałby sprowadzony z rodzinnego Gniezna do bydgoskiego mocarstwa podówczas. Jako senior zawsze solidny, punktujący na bardzo przyzwoitym poziomie. Przedłużył pasję dzięki karierom synów. Pomagał najlepiej jak potrafił. A teraz odszedł. Niespodziewanie i zbyt wcześnie. Tyle jeszcze było do zrobienia. Wierzę w zmartwychwstanie, bom katolik. Jednak z tej półki jeszcze nie pora. Nie powinien Bóg zabierać aktywnego faceta w sile wieku. Tyle jeszcze miał planów, marzeń. Rodzinie, przyjaciołom składam tą drogą wyrazy szczerego współczucia. Trzymajcie się razem, to nie pomoże zapomnieć o bólu, ale na pewno pomoże go przetrwać.

PRZEMYSŁAW SIERAKOWSKI

One Thought on Żużel. Brzytwa Sieraka: Dwie skrajności – śmierć i zmartwychwstanie
    Wariat
    5 Apr 2021
     2:02pm

    1.Przemek, Mój Dziadek ostrzył brzytwę na specjalnym pasku ze skóry wołowej
    Czemu o tym ? Bo brzytwa chyba rdzewieje
    2. Miał być koniec „opery mydlanej” torres durna ksywa, ale to chyba wymyślił slamer
    3. Buczek ? odpali, czy e tam ? jak nie, to porażka Kępy
    4. Kubera będzie gwiazdą (czego mu życzę), albo niech da se siana z żużlem (czemu nie życzę mu)
    5. Powiedz mi czemu nie trawię staleczki gorzowskiej
    ja z Lublina i to jest takie irracjonalne

Skomentuj

One Thought on Żużel. Brzytwa Sieraka: Dwie skrajności – śmierć i zmartwychwstanie
    Wariat
    5 Apr 2021
     2:02pm

    1.Przemek, Mój Dziadek ostrzył brzytwę na specjalnym pasku ze skóry wołowej
    Czemu o tym ? Bo brzytwa chyba rdzewieje
    2. Miał być koniec „opery mydlanej” torres durna ksywa, ale to chyba wymyślił slamer
    3. Buczek ? odpali, czy e tam ? jak nie, to porażka Kępy
    4. Kubera będzie gwiazdą (czego mu życzę), albo niech da se siana z żużlem (czemu nie życzę mu)
    5. Powiedz mi czemu nie trawię staleczki gorzowskiej
    ja z Lublina i to jest takie irracjonalne

Skomentuj