Błażej Skrzeszewski. fot. Jarosław Pabijan
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Aforti Start Gniezno dość mocno zaskoczył tuż przed rozpoczęciem okienka transferowego. Pomimo wcześniejszych rozmów z Adamem Skórnickim czy Piotrem Świderskim, gnieźnianie postawili na świeżą menadżerską krew, czyli na Błażeja Skrzeszewskiego. Opiekun zawodników z Pierwszej Stolicy Polski nie ukrywa, że nowa rola jest dla niego wielką szansą i przyznaje, iż bardzo chciał mieć w swojej drużynie Ernesta Kozę oraz Antonio Lindbaecka.

 

Niebawem miną trzy miesiące od momentu, kiedy oficjalnie zaprezentowano Pana na stanowisku szkoleniowca Aforti Startu Gniezno. Oswoił się Pan już w nowej roli?

Ja uważam, że tak, ale to też chyba pytanie do dyrektora sportowego i prezesa. Oni pewnie byliby w stanie odpowiedzieć czy wywiązuję się ze swoich obowiązków i czy daję radę. W mojej ocenie te pierwsze miesiące są w porządku, ale prawdziwą weryfikacją będzie sezon. Przyjdą mecze i trzeba będzie potwierdzić, że się do tej roli nadaję. Jak pan wykona do mnie telefon w środku sezonu, to będzie można powiedzieć więcej.

W ostatnich dwóch latach trenował Pan drużyny w czeskiej Extralidze. To dobre przetarcie przed pracą na drugim szczeblu rozgrywkowym w Polsce?

Myślę, że to było dobre wejście w ten menadżerski świat. Najpierw była praca z drużyną czeską, a potem prowadzenie połączonej drużyny ekip z Liberca i Gniezna. Ważne jest też to, że cały poprzedni rok byłem kierownikiem Aforti Startu. Byłem na wszystkich meczach i współpracowałem z Rafaelem Wojciechowskim oraz Krzysztofem Jabłońskim. Zeszły rok był intensywny, ale bardzo potrzebny. Dużo wniósł do mojego życia i wiele nauczył.

Samą propozycją był Pan zaskoczony? Po zakończeniu rozgrywek znacznie więcej mówiło się o zatrudnieniu Adama Skórnickiego czy Piotra Świderskiego…

Było lekkie zdziwienie. Wiedziałem, że będę dalej w sztabie szkoleniowym, ale nie spodziewałem się, że właśnie w roli menadżera. Klub prowadził rozmowy z Piotrem Świderskim i Adamem Skórnickim, ale w którymś momencie drogi z tymi szkoleniowcami się rozeszły. W pewnym momencie było naprawdę blisko, jednak pewne kwestie się zmieniły. Odezwano się więc do mnie, przedstawiono wizję i oczekiwania. Dostałem czas na podjęcie decyzji i muszę przyznać, że było kilka nieprzespanych nocy. Stwierdziłem jednak, że podejmę rękawicę.

Było takie poczucie, że to może być życiowa szansa? W poprzednich latach zbyt wielu nowych menadżerów na rynku się nie pojawiało.

Na pewno taka sytuacja może się nie powtórzyć. Tych menadżerów, którzy nie byli zawodowymi żużlowcami naprawdę nie jest wielu. Ten trend trochę się zmienia, bo jest chociażby Eryk Jóźwiak, który utrzymał teraz pracę w Gdańsku. Są Sławek Kryjom, Krzysiek Kanclerz, Michał Widera, który podobnie jak ja był żużlowcem-amatorem. Kluby powoli się otwierają na nowych ludzi ze środowiska i ja uważam, że jest to dobra tendencja.

To, czy była to dobra decyzja dopiero się okaże. Ja zrezygnowałem teraz z pracy zawodowej, aby poświęcić się na prowadzeniu drużyny i nie ukrywam, że liczę, iż w tym trenersko-menadżerskim świecie zostanę. Jest to dla mnie życiowa szansa. Działam w sporcie 15 lat, głównie w żużlu amatorskim, ale przy tym zawodowym również jestem już długo. Przeszedłem wiele stanowisk funkcyjnych i dało mi to sporo doświadczenia. Udało się zrobić uprawnienia trenera sportu żużlowego i nie ukrywam, że myślałem o tym, czy przyjdzie taka szansa. Kurs, który odbywałem wraz z Piotrem Świderskim czy Krzysztofem Buczkowskim dużo mi dał. Mam doskonały przykład mojego dobrego kolegi Piotra Mikołajczaka, który też zaczynał w Gnieźnie, a teraz jest dyrektorem sportowym mistrzów Polski we Wrocławiu. Chciałbym pójść jego drogą.

Nie przyszedł Pan do klubu dopiero w październiku, więc brał Pan udział w budowaniu kadry na tegoroczne rozgrywki. Już jako menedżer jest Pan zadowolony ze składu, który udało się w Gnieźnie zebrać?

Zdecydowanie tak. Wszyscy zawodnicy, którzy do nas dołączyli byli w naszych planach od początku. Cały czas mamy w głowach trochę tego Madsa Hansena, bo wydawało nam się, że on był blisko naszego klubu. Jednak podobnie jak nam, wydawało się chociażby działaczom w Zielonej Górze. Mads nas trochę zwodził, skończyło się na Landshut i trochę niesmaku pozostało. Wiemy, że kibice chcieli i Kacpra Gomólskiego i Adriana Gałę. Rozmawialiśmy z nimi, ale drogi się w pewnym momencie rozeszły. Przyszedł do nas Ernest Koza, którego temat przewijał się już we wczesnym etapie poprzedniego sezonu. Wylądował ostatecznie u nas, choć wiem, że miał też dobre oferty z Gdańska i Opola. Ja bardzo w niego wierzę, liczę, że zrobi w przyszłym roku duży krok w swojej karierze.

To właśnie na niego Pan najbardziej nalegał podczas okresu transferowego?

Tak, to był taki zawodnik, którego bardzo chciałem mieć w swojej drużynie. W Tarnowie miał sporo problemów sprzętowych, wiadomo też, że klub miał pewne perturbacje. Robił bardzo dobre wyniki i liczę, że u nas już pełni się rozwinie. Dostał dobrą kwotę kontraktową i myślę, że jest to taki zawodnik, który z niej dobrze skorzysta. Mocno nalegałem też na Antonio Lindbaecka. Anton rozsyłał oferty do wszystkich pierwszoligowych klubów. Gdy wpłynęła oferta do nas, to była szybka burza mózgów i stwierdziliśmy, że próbujemy. To jest taki zawodnik z bogatym doświadczeniem ligowym i w Grand Prix. Trzy razy zawieszał karierę, a te powroty były na plus. Podjęliśmy ryzyko, oby to była dobra decyzja. Wiemy, że Anton ma dużą bazę sponsorską, dużo zainwestował sprzęt, więc myślę, że będzie solidnym ogniwem naszej drużyny. W zeszłym roku obserwowałem go na paru spotkaniach ligi szwedzkiej i to był ten dobry Antonio Lindbaeck z dawniejszych lat.

Zmienił się skład, zmienia się tor. Prace ruszyły po zakończeniu poprzedniego sezonu. Czym są one spowodowane? W Gnieźnie będzie bardziej widowiskowo?

Musieliśmy dosypać materiału, bo go po prostu zaczynało brakować. W 2016 roku, gdy utworzył się nasz klub, to wtedy dosypano nawierzchnię. Przez lata ten materiał znikał, więc teraz konieczne było dosypanie. Mieliśmy też słabsze mecze na własnym torze i coś trzeba było zrobić. Szczególnie ten mecz z Krosnem pokazał, że nie za dobrze nam się jeździ na tej nawierzchni. Kapitan Oskar Fajfer i inni zawodnicy zasugerowali, że skoro już dosypujemy, to może spróbujemy zrobić ten tor bardziej przyczepny. W Gnieźnie jest specyficzne podłoże, więc zobaczymy jak to będzie. Postaramy się zrobić tak, aby tor nie był betonowy, a delikatnie odsypujący. Doszło 300 ton granitu i 50 ton glinki. Gdy warunki na to pozwolą, będziemy pracować nad tym torem dalej. Na treningach ostatecznie okaże się w którą stronę pójdziemy i co będzie pasowało zawodnikom. Oskar Fajfer, Peter Kildemand i Michael Jepsen Jensen lubią tory bardziej odsypujące, więc mamy nadzieję, że nasz plan uda się zrealizować. Najważniejsze, żeby tor był powtarzalny i nie zaskakiwał naszych zawodników.

Oprócz toru trzeba też przygotować zawodników. Jak wyglądają treningi młodych żużlowców Aforti Startu?

W przygotowaniach kondycyjnych zbyt wiele się w ostatnich latach nie zmienia. Mamy naszego trenera Przemka Gnata, który się tym zajmuje. Na miejscu przygotowują się więc juniorzy, adepci ze szkółki i kapitan Oskar Fajfer. Ernest Koza trenuje u siebie z Unią Tarnów, Szymon Szlauderbach z Unią Leszno. Obcokrajowcy przygotowują się w swoich krajach i na bieżąco to sprawdzamy. Dostajemy od nich filmiki na wspólnej grupie na WhatsAppie. Zgrupowanie będzie na przełomie lutego i marca. Miejsce nie jest jeszcze wybrane, czekamy na sugestie zawodników. Ja raczej bym się skłaniał ku temu, aby pojechać w góry.

Okres sparingowy też już macie zaplanowany. Spotkacie się z ekstraligowcami i SpecHouse PSŻ-em Poznań. Nie udało się znaleźć rywala z eWinner 1. Ligi?

Zawodnicy preferowali zespoły z PGE Ekstraligi. Chcą się sprawdzić na tle tych mocniejszych drużyn. Trzeba było to rozsądnie poukładać, bo wiele klubów też ma już sporządzone plany na ten okres. Udało nam się dograć temat z Unią Leszno i drużyną z Poznania. W kwestii tego drugiego rywala dużo zależy jeszcze od daty Turnieju o Koronę Bolesława Chrobrego. Czekamy jeszcze na drugiego ekstraligowca z północy Polski, ale to czy ten sparing dojdzie do skutku jeszcze się okaże.

Na koniec zapytam o to, co chciałby Pan osiągnąć z drużyną w tym swoim pierwszym menadżerskim sezonie w polskich rozgrywkach. Z którego miejsca będzie Pan zadowolony?

Z najwyższego, jakie uda się zdobyć.

Rozmawiałem jakiś czas temu z Oskarem Fajferem i on mi mówił, że play-offy to absolutny obowiązek…

Takie założenia są postawione przez zarząd dla mnie i dla całego zespołu. Wszyscy o tym w klubie wiedzą i chcą ten cel zrealizować. Ta pierwsza szóstka to plan minimum. Jak będziemy już w tych play-offach, to chcemy powalczyć o coś więcej.

Dziękuję za rozmowę.

Dziękuję również.

Rozmawiał BARTOSZ RABENDA