Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Moje Bermudy Stal Gorzów pokonała Fogo Unię Leszno 47:43, a Bartosz Zmarzlik zdobył dwanaście punktów. W ostatniej gonitwie dnia był bardzo szybki, ale przyjechał dopiero trzeci. Wszystko przez mały błąd na pierwszym łuku.

 

– Jaki był plan na piętnasty bieg? 4:2 dla drużyny. Popełniłem straszny błąd, za bardzo start wygrałem – zażartował Bartosz Zmarzlik, który był gościem pomeczowej mix zony. – Jakbym był trochę bliżej, bardziej bym się przytrzymał krawężnika, a wjechałem w taką ciemną linię na torze, wyrzuciło mnie pod bandę i jak dojechałem do tego jasnego, to bardzo mocno „chapło” – tłumaczył w iście żużlowym żargonie aktualny mistrz świata. – Zawodnicy jadący za mną mogli szybciej dotknąć tego materiału, ścięli, wyprzedzili mnie i potem musiałem ich gonić. Emila mi się udało wyprzedzić, przy Jasonie byłem przez chwilę. Muszę podkreślić, że motocykl dzisiaj był świetny, a to były tylko i wyłącznie moje błędy – dodał.

Goście w studio zapytali, czy dla zawodników statystyki mają znaczenie, czyli czy Bartosz Zmarzlik lubi wiedzieć bezpośrednio przed startem, z którego pola najczęściej wygrywa się biegi. – Mam taką zasadę, że nie lubię tego słyszeć, bo przy dobrej dyspozycji jestem w stanie wygrać z każdego pola. A takie słówko może wpłynąć negatywnie – wyjaśnił Zmarzlik.

Przed wejściem na antenę Bartosz Zmarzlik rozmawiał z Januszem Kołodziejem – drugim gościem w mix zonie – na temat silników. Goście w studio mogli usłyszeć, jak nazywa się jedna z jednostek polskiego mistrza świata. Chodzi o… „babcię”. – Jakoś je trzeba rozróżnić – przyznał z uśmiechem Zmarzlik. – „Babcia” tylko dlatego, że jest starszy, a reszta jest oznaczona numerami. A ten lubię, bo wygrałem na nim w Krsko, w Cardiff, w Pradze… – wyliczał lider Stali Gorzów.