Żużel. Bartosz Zmarzlik: Przed 13 biegiem poszedłem va banque. Żużel zrobił się trochę jak puzzle

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Pojedynek Betard Sparty Wrocław z Moje Bermudy Stalą Gorzów słusznie był nazywany przed weekendem hitem kolejki. Wrocławianie i gorzowianie stworzyli kapitalne widowisko i bili się o wygraną do ostatnich metrów. Ozdobą spotkania była znakomita jazda kapitanów obu drużyn – Macieja Janowskiego i Bartosza Zmarzlika. Dwukrotny mistrz świata nie ukrywał, że dobrze bawił się na Stadionie Olimpijskim, ale przyznał też, iż przez całe zawody szukał odpowiednich ustawień na start.

 

ŻUŻEL MOŻESZ OBSTAWIAĆ DO 500 ZŁOTYCH BEZ RYZYKA W FUKSIARZ.PL. ZAREJESTRUJ SIĘ TUTAJ

Kiniczaninowi zabrakło do kompletu jedynie punktu. Dla 27-latka był to kolejny znakomity występ w stolicy Dolnego Śląska. W ubiegłym sezonie dwukrotnie wygrywał on na obiekcie Betard Sparty turniej cyklu Grand Prix. W meczu ligowym zgarnął 14 oczek, ale wtedy wystąpił sześć razy.

– Tor był świetnie przygotowany, było wiele linii jazdy. Lubię tu jeździć. Jest szeroko, dużo przestrzeni, fajny materiał. Można wydobyć dużo z siebie, nie tylko z motocykla. Oczywiście on musi być dobrze doregulowany i szybki, ale tak jest na każdym torze w dzisiejszych czasach. Można jednak dodać coś od siebie, żeby wykorzystać każdy metr toru i budować prędkość – mówił Zmarzlik zaraz po zawodach.

Kibice mogli się fascynować rewelacyjną jazdą kapitana Stalowców, bo słabo wychodziły mu starty. Przez niemal całe zawody musiał on przebijać się na pierwsze miejsce. Zadowolony z rozpoczęcia wyścigu mógł być dopiero po ostatnim starciu.

– Trochę to dziwne, bo było 3,3,3, a ja zmieniam ustawienia. Co bieg były oczywiście korekty, ale dalej szukałem startu i przed tym trzynastym biegiem poszedłem va banque. Miałem pierwsze pole, wiedziałem, że jest tam trochę twardo. Wiedziałem, że lepiej spróbować w trzynastym niż piętnastym, bo w nim już nie ma żartów. Oczywiście przy takim meczu każdy bieg jest ważny, ale chciałem zaryzykować. Po tej decyzji byłem właściwie prawie pewien, że start w piętnastym wyjdzie dobrze i tak się stało. Doszedłem do tego startu po czterech biegach, ale trudno zmieniać coś drastycznie, jeśli wygrywam. Zmieniłem i już byłem drugi, wolniejszy, a start jeszcze gorszy. Potem wiedziałem dokładnie, że trzeba iść w inną stronę. Wiedzieliśmy, że trasa będzie, a i ze startu też pójdzie lepiej – tłumaczył nam wychowanek żółto-niebieskich.

Podobnie jak w przypadku innych spotkań, na długo przed meczem kibice ostrzyli sobie zęby na pojedynki dwóch najlepszych polskich żużlowców. Ostatecznie w bezpośrednim starciu Zmarzlik wygrał z Janowskim 2:1. Sam zawodnik podkreślał jednak, że stara się nie myśleć o tym, z kim wyjeżdża do wyścigu.

– Najbardziej skupiam się na sobie i patrzę na kolegę, żeby sobie nie przeszkodzić i budować prędkość na dalszą część wyścigu. Trzeba robić swoje i skupić się na własnych odczuciach. Gdy byłem młodszy to za dużo patrzyłem wokół. Potem zjeżdżałem i nie potrafiłem powiedzieć co było z motocyklem, bo patrzyłem się wszędzie, ale nie tylko tam, gdzie trzeba – kontynuował podopieczny Stanisława Chomskiego.

Teraz najlepsi żużlowcy świata zaczynają się koncentrować na 3. rundzie cyklu Grand Prix. Zmarzlik pojedzie do stolicy Czech jako lider cyklu Grand Prix. Z praską Marketą zawodnik Stali ma różne wspomnienia, bo w 2020 wygrał na niej dwa razy, ale rok temu tylko tam nie udało mu się wejść do finału zawodów.

– Jadę tam tak, jak na każde zawody. Chcę wykonać swoją robotę i tyle. Mam wrażenie, że niekiedy wszyscy dookoła to bardziej przeżywają niż ja. Oczywiście, że ja też przeżywam, ale ja zawsze chcę jechać tak samo. Jadę na sto procent i chcę pokazać fajny żużel. Przecież specjalnie nie popełniam błędów. Robię wszystko na tyle, co umiem. Raz to się udaje a raz nie. Najważniejsze, żeby być konsekwentnym i w miarę równym. Sezon jest długi, patrzę na to, co przede mną. Tego co było już i tak nie zmienimy. Ja nic nie muszę, ja tylko mogę – podkreślał pięciokrotny medalista indywidualnych mistrzostw świata.

Na koniec rozmowy zawodnik Moje Bermudy Stali przyznał, że po rywalizacji we Wrocławiu czuje się rewelacyjnie. Podzielił się także refleksją, iż żużel zrobił się bardzo skomplikowaną dyscypliną, w której najmniejszy błąd może diametralnie wszystko zmienić.

– Po dzisiejszym meczu czuję się szczęśliwym żużlowcem. Fajny mecz, fajne widowisko, fajne ściganie. Przegraliśmy i szkoda, ale miałem taki duży fun z żużla. Było ostro, zacięcie i dużo się działo. To mnie cieszy i też uczy. Nigdy nie będzie zawodnika, który nie przegra żadnego biegu przez cały rok. Żużel się zrobił trochę jak puzzle. Trzeba mnóstwo wokół poukładać, żeby te 62 sekundy były dobre, adekwatne do tego jak chcemy. Jak jest źle, to się te puzzle rozpadają. To nie tak, że filozofuję, ale tych czynników jest mnóstwo. Starty, linia jazdy, ustawienia, dysza, zapłon, długość motocykli, gaźniki. Można długo wymieniać. Łatwo wszystko zepsuć i jedna błaha zmiana może sprawić, że nie tylko nie wygrywasz, ale jedziesz bez kontaktu. Te puzzle trzeba układać i najważniejsze, żeby przy tym się realizować – podsumował Bartosz Zmarzlik.