Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Tradycyjnie już przedstawiamy Wam kulisy naszego redakcyjnego wyjazdu. Tym razem wybraliśmy się do Gorican, aby sprawdzić, jak wygląda nowa era żużla zapowiadana przez nowego promotora rozgrywek o mistrzostwo świata, Discovery Sports Events.

 

ŻUŻEL MOŻESZ OBSTAWIAĆ DO 500 ZŁOTYCH BEZ RYZYKA W FUKSIARZ.PL. ZAREJESTRUJ SIĘ TUTAJ

Przy okazji wyjazdu na speedway postanowiliśmy, jak zwykle, połączyć przyjemne z pożytecznym i bez szybkiego zwiedzania się nie obyło. W piątkowej drodze do Chorwacji na „pierwszy ogień” poszedł zamek w węgierskim Sumeg, pochodzący z X wieku a rozbudowany przez króla Węgier, Bela IV. Postawiony nad miastem zamek wrażenie, przynajmniej na nas zrobił duże. Warto się wspiąć i podziwiać ruiny.

Zamek w Sumeg

Z okolic zamku udaliśmy się nad największe jezioro Węgier i Europy Środkowej, czyli Balaton. Jak nad Balaton, to tylko do znajdującego się po drodze uroczego miasteczka Keszthely. Pomimo iż to jeszcze nie sezon letni, spacerowiczów na lokalnym deptaku nie brakowało. Największe zainteresowanie budziły budki, w których można było oczywiście odpłatnie skosztować z tradycyjnego węgierskiego alkoholu, czyli palinki. Zastanawialiśmy się, ile takich budek można „obskoczyć” zanim zacznie się mieć całkiem dobry humor lub zabraknie sił na przejście do kolejnego punktu sprzedaży. Cena kieliszka palinki? Równowartość dwunastu złotych.

Po tym jak podniebienia „podpaliła” nam palinka, przyszedł czas na kosztowanie lokalnej kuchni. Skończyło się między innymi – jakże by inaczej – tradycyjną węgierską gulaszową w lokalu, gdzie nie ukrywamy, długo czekaliśmy na realizację zamówień. Rozmawiający biegle po niemiecku kelner po zwróceniu uwagi, iż przyniósł ostatecznie kompletnie coś innego, aniżeli było zamawiane zaczął odpowiadać nam już nie po niemiecku, a po węgiersku. Szybko wywnioskowaliśmy, iż nie były to życzenia miłego weekendu dla bratanków z Polski. Zatem pisząc żartobliwie, restauracji Bachus zbytnio nie polecamy.

Jako, że Keszthely od Gorican dzieli zaledwie 80 kilometrów, węgierska miejscowość to idealny punkt na nocleg w całkiem klimatycznym miejscu. Ofert noclegów jest poza sezonem bez liku, a liczyć się należy z wydatkiem około stu złotych za osobę za nocleg w dosyć przyzwoitych warunkach.

Centrum Keszthely
deptak nad Balatonem w Keszthely

Jeśli myślicie, że degustacja palinek nas „zmęczyła” – nic bardziej mylnego. Piątkowy wieczór zakończyliśmy turniejem tenisa stołowego, rozgrywanym systemem każdy z każdym, w którym zwyciężył Bartek Rabenda. Nieskromnie dodam, że mimo lat uplasowałem się tuż za naczelnym.

Sobota upłynęła już prawie całkowicie pod znakiem żużla. Zanim żużel, odrobiliśmy jeszcze szybko lekcję geografii i historii. Po drodze na stadion zatrzymaliśmy się bowiem w miejscowości Balatonbereny, aby z drugiej strony podziwiać ciągnący się w nieskończoność Balaton i zajrzeć w miejsce, gdzie swego czasu przebywał nie kto inny jak generał Józef Bem.

Szlakiem generała Józefa Bema

Do Gorican wjechaliśmy tym razem od innej strony, aniżeli zazwyczaj, i siłą rzeczy musiało się skończyć wskazówkami „lokalsów”, jeśli chodzi o właściwą drogę na stadion. Ku naszemu zdziwieniu na słowo speedway – reakcja jednoznaczna: „Do Pavlica to jedzcie tak i tak i traficie”. Jeśli myślicie, że w centrum Gorican w sobotę tętni życie, jesteście w błędzie. Jedyny hałas, jaki nas napotkał, to ten traktora przemierzającego centrum miejscowości. Mała miejscowość w sobotnie południe była wręcz wymarła. Warto podkreślić, iż na żadną reklamę sobotnich zawodów nie trafiliśmy, choć i bez niej na trybunach zasiadło blisko 6500 kibiców – ostatni raz tylu kibiców było podczas Grand Prix w 2012 roku – mówiła córka Zvonimira, Darija Pavlic.

Centrum Gorican

W drodze na stadion z oddali było widać sznur ciężarówek firmy Maszoński, która w tym roku dba o logistykę i sprawny przewóz „dobytku” niezbędnego przy organizacji żużlowych imprez. Z kolei tuż przed dojazdem do stadionu mijaliśmy firmę Zvonimira Pavlica, której wygląd zewnętrzny, przyznajemy, potwierdza plotkę, że nie ma autostrady na Bałkanach przy budowie której „familia Pavlic” nie byłaby mniej lub bardziej aktywna. Fanom speedwaya przypominamy, że pięć kilometrów od Gorican jest Prelog, który był kiedyś „żużlowy” .Jak się okazuje, gdyby nie Prelog, Pavlic nie wybudowałby swojego toru. Jak wspominał nam bowiem znany historyk żużla, Henryk Grzonka, to właśnie nieoficjalny konflikt pomiędzy działaczami klubu w Prelogu – tam pierwsze kroki stawiał Jurica – a tatą byłego zawodnika Unii Leszno, sprawił, że ten ostatni postanowił „pójść” na swoje. Ponoć rozstając się z klubem w Prelogu, Zvonimir powiedział, że za kilka lat tor zniknie a zostanie tylko ten, który wybuduje. Po torze w Prelogu dziś ani śladu, a ten w Gorican, jak na bałkański stan żużla, „tętni życiem”.

Wjazd do firmy Pavlic Beton

Biuro prasowe zawodów tradycyjne swoją siedzibę miało w drewnianej  budce, która dzięki trzem osobom obsługującym dziennikarzy była bardzo ruchliwa. Tu po raz pierwszy, co niektórzy, zrozumieli „nową erę” żużla. Spryciarze, chcący odebrać dokumenty na wujka, ciocię czy fikcyjne media muszą mieć się na baczności. Weryfikacja jest dokładna i my to pochwalamy. Z pewnością w czasach Discovery akredytacji nie otrzyma już dziennikarz Marek z „Głosu Działkowca” a podobnych  historii w przeszłości było co niemiara. Tuż obok biura prasowego zaczynało się miasteczko Speedway Grand Prix. Pomimo faktu, że pewnej części ciała nie urywało, musimy pochwalić. Takich rzeczy bowiem jak miasteczko zabaw dla najmłodszych do tej pory nie było. Każdy kibic mógł również naocznie podziwiać puchar za indywidualne mistrzostwo świata. Był moment, iż do zdjęcia z trofeum ustawiała się kolejka chętnych na pamiątkową fotografię 

Gastronomia? Zdawała egzamin. Nie brakowało stoisk z piwem czy lokalnymi przysmakami. Ceny również całkiem przystępne. Największe zainteresowanie wzbudzało oczywiście lokalne piwo.

Komu kibicowali lokalni kibice? – Dziś Zagar pokaże, że wciąż potrafi się ścigać i na „luzie” wejdzie do półfinałów – mówił nam Bozidar, który na zawody przybył z Mariboru. Sympatycznego Chorwata postanowiliśmy posłuchać i obstawiliśmy awans Słoweńca do półfinałów w fuksiarz.pl. Po paru godzinach inwestycja w zawodnika Polonii Bydgoszcz w stosunku 2.7 do 1 się zwróciła i została sponsorem kolejnego posiłku. Największe zainteresowanie na trybunie głównej budził chorwacki fan Jasona Doyla, który „paradował” z plastronem idola na plecach.

Jak wyglądały same zawody? O tym pisaliśmy wystarczająco dużo. Jak zatem wyglądała „nowa era” Grand Prix? Na plus z pewnością jednolity wystrój parkingu, lepsza ekspozycja samego brandu, nie wspominając o zupełnie nowym podium czy nowym sposobie prezentacji zawodników. Naszym zdaniem na lekki minus, w żaden sposób nie pasujący do pozytywnego wrażenia, to podprowadzające. Nie chodzi nam o urodę, tej nic nie zarzucamy, wręcz przeciwnie, ale o totalny brak ustalonej choreografii. Każda z podprowadzających była w „swoim świecie”. Wypełniony niemal do ostatniego miejsca stadion sprawił jednak. że czuło się żużlowe święto. „Szacun” oddajemy polskim kibicom, którym udało się dwa transparenty przymocować pod samym zadaszeniem trybuny. Same zawody zakończył pokaz sztucznych ognii, choć do tych organizowanych swego czasu przez Andrzeja Rusko nieco mu brakowało. Sporo czasu w Gorican na wymienianiu uwag spędzali razem byli rywale – Hans Nielsen oraz Tony Rickardsson, oficjalny ambasador nowego „rozdania” Speedway Grand Prix.  Na metrze kwadratowym „stało” zatem dziesięć złotych medali indywidualnych mistrzostw świata.

Wspomniane w tekście transparenty polskich kibiców
Nowa era – nowy brand Grand Prix

Nas ogień jednak nie opuścił. Decydując się w drodze powrotnej na najkrótszy kurs, daleki jak się później okazało od najszybszego odcinka jazdy, do Wrocławia, trafiliśmy przypadkiem na Słowenię, gdzie akurat odbywało się coroczne Kresovanje. Święto obchodzone w Słowenii polega na rozpalaniu niemal w każdej miejscowości ognisk. Ich palenie 30 kwietnia ma swoje korzenie w pogańskich tradycjach. W dzisiejszych czasach ideą jest głównie biesiadowanie i towarzyszenie. W przeszłości uroczystości były znacznie bardziej mistyczne i miały głębsze znaczenie dla społeczeństwa. To szukanie właśnie największych ognisk umilało nam nerwowe nastroje wynikające z wolnego kręcenia się serpentynami w drodze na przejście graniczne z Austrią. Jak się jednak okazało, kręta górska droga miała swój plus. W pewnym momencie ponownie pojawił się żużel. To za sprawą wjechania, na skutek pobłądzenia, do Radgony, W miejscowości tuż przy granicy Słowenii z Austrią w 1981 mistrzem świata na długim torze został nie kto inny jak Michael Lee. Dziś po żużlu w Radgonie zostały niestety wspomnienia. Poranek powitał nas już jednak pięknym wschodem słońca w Czechach i jednomyślnym stwierdzeniem, że wyjazd, koniecznie z degustacją palinki i noclegiem w Keszthely należy przy najbliższej okazji powtórzyć. Rodzinie Pavlic wypada tylko pogratulować organizacji pierwszego turnieju w nowej erze Speedway Grand Prix.