Żużel. Artiom Łaguta: Po Togliatti chciałem już nie tylko medalu. Nie będę bronił tytułu, zamierzam walczyć o kolejny (WYWIAD)

Złoty i szczęśliwy Łaguta z rodziną
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Sezon 2021 zdecydowanie można nazwać sezonem Artioma Łaguty. Rosjanin przerwał dominację Bartosza Zmarzlika i został pierwszym rosyjskim mistrzem świata, a do tego dołożył także bardzo cenny tytuł DMP z Betard Spartą Wrocław. W wywiadzie z naszym portalem 30-latek wspomina swój najważniejszy turniej w dotychczasowej karierze, mówi, dzięki czemu w końcu skutecznie jeździł zarówno w Grand Prix, jak i PGE Ekstralidze, a także opowiada o swoim podejściu do walki o złoto w przyszłym roku.

 

Minęło już trochę czasu od bardzo ważnych dla Ciebie wydarzeń, które rozegrały się w Toruniu. Po tych kilku tygodniach oswoiłeś już się z myślą, że jesteś najlepszym żużlowcem na świecie?

Z początku to do mnie nie docierało, ale faktycznie z dnia na dzień wygląda to inaczej. To świetne uczucie i bardzo duża radość. Chciałbym jeszcze raz bardzo podziękować za ten bardzo dobry sezon rodzinie, teamowi, sponsorom, kibicom i klubom, w których miałem możliwość startować. Wiele osób pracowało na ten sukces i na to, że możemy się teraz cieszyć.

Przez cały sezon toczyłeś fantastyczny pojedynek o złoto z Bartoszem Zmarzlikiem. Odjechaliście całej stawce, a ostatecznie okazałeś się lepszy o trzy punkty. Ten tytuł dzięki temu, że został wywalczony w tak trudnej walce, jest jeszcze cenniejszy?

Zdecydowanie tak. To była świetna rywalizacja z Bartkiem. Walczyliśmy o tę wygraną prawie do samego końca. Mistrzostwo świata samo w sobie jest bardzo dużym wyróżnieniem i spełnieniem marzeń, ale na pewno złoto po takiej walce smakuje jeszcze lepiej.

W tamten pamiętny sobotni wieczór nie wyszedł Ci początek zawodów. Przyszła presja związana z tym, że złoto jest tak blisko?

Po tym piątkowym turnieju widzieliśmy, że sprzęt spisuje się bardzo dobrze, więc w sobotę postanowiliśmy zacząć od tego samego motocykla. Pewne decyzje dotyczące ustawień nie były jednak trafione. Pierwszego dnia to działało, drugiego już tak dobrze nie było. Zmieniliśmy motocykl na trzeci wyścig, ale to też nie pomogło. Wróciliśmy więc do pierwszego i na nim próbowaliśmy coś zdziałać. Miałem w głowie, że muszę wygrać dwa kolejne biegi, aby zachować szanse na półfinał. Dużo mi dało pierwsze podejście do tego czwartego biegu, w którym poczułem, że motocykl po prostu zaczął jechać. Wiedziałem już, że stać mnie na wygrane w kolejnych wyścigach.

A jaka atmosfera panowała w Twoim boksie przed tym czwartym biegiem? Potrzebowałeś wygranej z trudnego, czwartego pola.

Staraliśmy się zachować spokój i koncentrację. Nerwy są zawsze złym doradcą. Od początku, kiedy te zawody mi nie szły, trwała analiza, aby wyciągnąć te właściwe wnioski. Okazało się, że kierunek, w którym poszliśmy, był właściwy.

Wraz ze swoim teamem rozważaliście tak trudną sytuację przed tym ostatnim turniejem i szykowaliście się na to, by zachować wtedy koncentrację?

Nie układaliśmy wielu scenariuszy na ten ostatni turniej. Staraliśmy się działać na bieżąco. Wszyscy w teamie znamy się ze sobą już naprawdę długo i wiemy, że w takiej sytuacji każdy odpowiednio się zachowa. W żużlu wiele sytuacji jest bardzo dynamicznych. Tym jedynym założeniem przed turniejem jest więc to, aby po prostu wygrywać każdy kolejny wyścig.

Po czwartym biegu wszystko szło już tak, jak sobie tego życzyłeś. Półfinał, w którym jechałeś po przypieczętowanie złota, bardzo Ci się dłużył?

Raczej się nie dłużył, bo jechałem szybko (śmiech – dop.red.).

Pytam o to, bo Bartosz Zmarzlik, gdy zdobywał pierwszy tytuł, wspominał, że to był jeden z najdłuższych biegów w jego życiu.

A, to u mnie tak nie było. Myślałem tylko o tym, żeby jak najszybciej dojechać do mety, więc ten czas w tym biegu szybko mi zleciał.

Na ten tytuł pracowałeś przez cały rok. Potrafisz wskazać, który turniej był kluczowy dla tego mistrzostwa? Najbardziej cenisz sobie zapewne wygraną w rodzinnym miejscu, w Togliatti…

To Togliatti było też takim szczególnym momentem w walce o mistrzostwo. Wtedy uwierzyłem, że Bartka można pokonać w każdych okolicznościach. Powiedziałem wtedy do Rafała Lewickiego, mojego menadżera, że nie chcę medalu, tylko mistrzostwa świata. Ważne było jednak każde Grand Prix, które wygrywałem. Zwycięstwo wywalczyłem też chociażby w Lublinie. Dużo mocy dała mi też wygrana na początku w Pradze. Z tych pozostałych turniejów też się cieszyłem, bo raczej nie notowałem słabych miejsc. Liczą się punkty z każdego turnieju, więc za każdym razem, gdy nie traciłem zbyt wielu punktów, byłem zadowolony.

Zostałeś pierwszym rosyjskim mistrzem świata. Myślisz, że to pomoże w rozwoju dyscypliny w Twoim kraju? Do tej pory nie mieliście zbyt dużego wsparcia…

Niestety, po tych kilku tygodniach widzę, że nic się dalej nie zmienia. Żadne oficjalne gratulacje czy zaproszenia nie dotarły. Ministerstwo Sportu ani Federacja się nie odezwały. Wszystko jest tak, jak było.

A dostałeś chociaż już jakieś gratulacje z Rosji, których byś się wcześniej nie spodziewał?

Gratulacje były, ale przede wszystkim od dobrych kolegów i znajomych. Bardzo cenne były dla mnie gratulacje od Antonio Cairoliego, mojego włoskiego idola z motocrossu. To są chyba cenniejsze wiadomości niż te, które mogłyby przyjść od oficjeli z Rosji.

Zostałeś mistrzem świata i w końcu pogodziłeś kapitalne występy ligowe ze świetną jazdą w cyklu. Co najbardziej wpłynęło na to, że w roku udało się to zrobić?

Myślę, że wraz z kolejnymi latami stawialiśmy kolejne kroki. W samym moim podejściu do rozgrywek wiele się nie zmieniło. Zmieniłem natomiast klub. Jazda o najwyższe cele w drużynie, która wygrywa, na pewno pomaga. Wcześniej kończyłem sezon w sierpniu, a teraz cały czas byłem w grze o różne trofea. Przyszło też doświadczenie w Grand Prix. Z roku na rok czuję się lepiej i wiem, o co w tym cyklu chodzi.

Od kilku tygodni znamy już kalendarz przyszłorocznego cyklu. Te 12 lokalizacji to dobre miejsca na obronienie tytułu?

Ja mogę powiedzieć, że nie mam torów, których nie lubię, więc nie widzę przeszkód, aby na nich ścigać się o mistrzostwo świata w kolejnym roku. Ostatnio przyszła mi też taka refleksja, że nie będę bronił tytułu, bo mi go już nikt nie zabierze. To jest już zdobyte. Mam medal, puchar i to już będzie moje. Ja będę po prostu walczył, by zrealizować kolejne wyzwanie, by zdobyć kolejne mistrzostwo.

Na koniec podpytam Cię o wakacje. Widziałem ostatnio zdjęcia z Włoch. Zmieniasz zatem wakacyjny klimat? Ostatnio najczęściej udawałeś się na Malediwy…

We Włoszech jestem na zawodach mojego idola, o którym wspominałem przed chwilą. Tam są rozgrywane trzy ostatnie rundy mistrzostw świata, w których z kolei on startuje. Przyjechałem tu pełen ekscytacji. Fajnie, że jest już po sezonie, ale ja dalej mogę być przy dyscyplinie, z której wyrastałem, którą dalej bardzo kocham. Plany na dalsze wakacje natomiast są, ale jeszcze niesprecyzowane.

Dziękuję za rozmowę.

Dziękuję również.

Rozmawiał BARTOSZ RABENDA