Żużel. Andy Smith: Gollobowie nie bali się niczego. Na mecz w Tarnowie jechałem… taksówką (WYWIAD)

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Andy Smith przez wiele lat ścigał się na żużlowych torach. Piąty zawodnik indywidualnych mistrzostw świata w 1993 roku w Polsce kojarzony jest głównie ze startów w Bydgoszczy. Jak Anglik ocenia swoją karierę? Jakie atuty ma jego syn, Jack, który zadebiutuje w Polsce? Jakie historie kryją się za docieraniem na mecz w taksówce? Między innymi o tym w rozmowie z doświadczonym zawodnikiem. 

Andy, powiedz proszę na początek, jak zaczęła się Twoja przygoda z żużlem?

Mój tato ścigał się w wyścigach na trawie. Od małego więc jeździłem razem z nim na zawody i oglądałem jego występy. Potem był taki moment, że zobaczyłem żużel w telewizji i od razu poczułem, że chcę w przyszłości też ścigać się na żużlu. Moje pierwsze kroki na motocyklu stawiałem w wieku ośmiu lat.

Kto był Twoim pierwszym idolem?

Bez jakichkolwiek wątpliwości był nim Peter Collins. Podziwiałem go za wszystko: za to, jaki był, jak się ścigał. Był dla mnie wzorem do naśladowania. Mówiłem sobie: „kiedyś będę taki, jak Collins”. 

Dwa razy startowałeś w jednodniowych finałach IMŚ – Monachium oraz Pocking. W tej drugiej lokalizacji byłeś piąty. Jak sądzisz, czego zabrakło wtedy do lepszego wyniku?

W Pocking podczas zawodów po prostu kompletnie się pomyliłem  z doborem silnika. Na pierwszy wyścig wybrałem zły motocykl. Nie było jak odjechać ze startu. To był mój błąd, którego uwierz, do dziś bardzo żałuję. Były też inne historie, o których mało kto już pamięta. Tydzień wcześniej miałem wypadek w Anglii. Bardzo poważny. Straciłem sporo krwi i byłem w szpitalu. Tak naprawdę do Pocking pojechałem na swoje życzenie. W tym samym tygodniu urodziła się również moja córka. Może było i tak, że moje myśli były gdzie indziej, zabrakło również skupienia. Było, minęło.

Andy, wiele lat ścigałeś się w cyklu Grand Prix. Obowiązywał inny system. Starty w Grand Prix Challenge były niejako „wpisane” w kalendarz Twoich startów…

Wiesz, rzeczywiście zazwyczaj zajmowałem dość odległe miejsca w klasyfikacji Grand Prix. Powody były różne. Kiedyś sponsoring w żużlu nie stał na takim poziomie, jak ma to miejsce dziś. Trudno było wtedy  pozyskać jednego dobrego mechanika, a dziś żużlowcy mają po trzech lub więcej obok siebie. To były inne czasy. Nie było pieniędzy na kilkunastoosobowe teamy czy na busa. Często bywało tak, że ja sam dojeżdżałem na zawody. Przystępowałem do nich zmęczony, brak snu dawał się we znaki. Dziś żużlowcy podróżują busem wielkości domu, a ja mój pojazd do podróży skonstruowałem samodzielnie (śmiech). Pamiętam jeden turniej Grand Prix, kiedy moja mama zachorowała i brat nie mógł ze mną pojechać. Sam wybrałem się do Danii na Grand Prix. Bez żadnego wsparcia ani pomocy. Dziś to nie do pomyślenia. Jak to opowiadam, to inni pukają się w czoło, ale tak kiedyś było. Grand Prix Challenge było naturalną koleją rzeczy po słabym roku w cyklu. Parę razy tam zagościłem (śmiech).

Wiele lat startowałeś w Anglii. Jaki swój były klub wspominasz najlepiej?

Jeżeli chodzi o moje występy, w Anglii to najlepiej wspominam swoje starty dla Belle Vue. To był mój pierwszy klub w karierze. Startowałem tam przez dziewięć lat, potem odszedłem, aby powrócić na kolejne cztery lata. Świetnie wspominam również swoje występy w Coventry. Niezły sezon miałem w 1991 roku w Swindon. Średnia była chyba około ośmiu punktów na mecz.

Jest taka opinia, że aby zawodnik był „kompletny” powinien mieć za sobą epizod na angielskich torach…

Wiesz, jazda w Anglii uczy żużlowca radzenia sobie w ekstremalnych warunkach. Zgadzam się z opinią, że aby zostać mistrzem świata, trzeba nauczyć się angielskiego żużla. W Polsce jeździcie po „stole”. Jest u was równiutko i płasko. W Anglii żużel to prawdziwy motocross. Jeżeli nauczysz się jeździć na tutejszych torach, możesz powiedzieć o sobie, że opanowałeś sztukę bycia żużlowcem. Takie jest moje zdanie.

W Polsce kibice kojarzą Cię najbardziej ze startów dla bydgoskiej Polonii. Jak wspominasz tamte czasy?

Na samym początku startów w Bydgoszczy byłem bardzo zestresowany. Stresowałem się dosłownie każdym wyścigiem. Pomimo, że miałem za sobą wiele lat startów było to dla mnie i przeżycie i duża presja. Nie ma co ukrywać, że początki były trudne, ale wspominam ten czas doskonale. Wywalczyliśmy trochę medali i przeżyłem tam cudowne chwile. Pamiętaj, że w Bydgoszczy startowałem, ponieważ w kontrakcie pomogło mi Gniezno, gdzie tak naprawdę miałem jeździć. Jednak skomplikowała to kontuzja, a działacze Startu zagrali fair i znaleźli mi Bydgoszcz. Do Gniezna trafiłem z kolei dzięki Pawłowi Ruszkiewiczowi. To on wtedy „ściągnął” mnie do Polski.

Z kim w Bydgoszczy najlepiej Ci się jeździło w parze?

Na samym początku startów w Bydgoszczy dobrze dogadywałem się w parze z Samem Ermolenką. Następnie również bracia Gollobowie okazali się na torze dobrymi partnerami. Ta trójka nie bała się niczego na torze i jak któryś stał obok pod taśmą, człowiek zyskiwał jeszcze większą pewność siebie. Ermolenko i Gollobowie nie odpuszczali nigdy nikomu do samego końca.

Jak wspominasz współpracę z Władysławem Gollobem?

Ojca Tomasza i Jacka Golloba nie mogę jakoś szczególnie  wspominać. Był w porządku gościem, ale ja go nie rozumiałem, bo mówił tylko po polsku (śmiech). Nie wiem, czy mnie lubił czy nie. Zawsze za to świetnie dogadywałem się z Jackiem Gollobem. Super gość. Byliśmy dobrymi  kumplami. Również z samym Tomkiem nie miałem problemów, aby się porozumieć czy na torze czy poza nim.

Jakiś mecz w barwach Bydgoszczy zapadł Ci szczególnie w pamięci?

Jeżeli chodzi o mecz, który najbardziej utkwił mi w pamięci w barwach Bydgoszczy, był to bez dwóch zdań chyba finał przeciwko Polonii Piła. Tor był podczas meczu trudny. Dojazd do pierwszego łuku stwarzał największe problemy. Jednak ostatecznie wygraliśmy. Do dziś pamiętam świętowanie sukcesu.

Po Bydgoszczy startowałeś jeszcze w paru polskich klubach, które dość często jednak zmieniałeś…

Zgadza się. Trochę ich po Bydgoszczy jeszcze było. Pytasz, dlaczego tak często je zmieniałem? Z prostej przyczyny, sprawy się tak toczyły, że w każdym z nich nie chciałem zostawać na dłużej (śmiech).

Andy, jesteś Anglikiem i Polakiem. Jako jeden z pierwszych zawodników żużlowych dostałeś polskie obywatelstwo i stałeś się „Andrzejem”. Byłeś nawet uczestnikiem finału Indywidualnych Mistrzostw Polski.

Racja. W pewnym momencie starałem się o polskie obywatelstwo i je finalnie dostałem. Nie było to, powiem Ci, łatwe przedsięwzięcie. W Polsce wszedł przepis o limicie zawodników zagranicznych, więc trzeba było kombinować. Złożyłem papiery gdzie trzeba i zaginęły. Poprosiłem o pomoc mojego kolegę, który chyba miał większe wpływy. Wyobraź sobie, że wtedy   moje dokumenty nagle się odnalazły i doprowadziliśmy sprawę do szczęśliwego końca.

Z pewnością „ciekawych” historii w Polsce było mnóstwo…

Było ich tyle, że trudno wybrać jedną, wyjątkową. Musielibyśmy rozmawiać kilka godzin. Pamiętam, jak kiedyś wylądowaliśmy na lotnisku w Warszawie z opóźnieniem. Spieszyliśmy się na zawody w Tarnowie. Dostanie się tam, po wylądowaniu na Okęciu, wydawało się niemożliwe. Wsiedliśmy w volkswagena golfa i powiedzieliśmy sobie, że trzeba zap…, aby zdążyć. Jechaliśmy bardzo szybko. Na granicy ryzyka do momentu… aż mieliśmy wypadek. Na szczęście wyszliśmy bez szwanku, ale było po samochodzie. Musieliśmy szybko zorganizować błyskawiczny transport. Postanowiliśmy na jakieś bezdroże zamówić… taksówkę. Taksówkarz, o dziwo, też lubił szybką jazdę i zdążyliśmy na stadion praktycznie w ostatnim momencie. 

Miałeś podczas swojej kariery zawodników, z którymi żyłeś lepiej i tych, za którymi nie przepadałeś?

Chyba nie miałem nikogo, kogo bym nie lubił. Myślę, że żyłem dobrze z każdym zawodnikiem. Kontakty w żużlu nie biorą się z niczego innego, jak z zaufania, przynajmniej tak było w moim przypadku. Dobrze się czułem wśród tych, o których wiedziałem, że na torze nie zrobią nic nieprzewidywalnego. Nie zapominajmy, że żużel to jest ryzykowny sport. Byli oczywiście także i tacy, na których trzeba było uważać. Nigdy nie mogłem się spodziewać, na jaki manewr się zdecydują. Trudno wtedy z takim zawodnikiem o jakieś super relacje poza torem. Nie żywiłem jednak do nikogo niechęci. Każdy z nas walczył po prostu o swoje.

Finał Brytyjski 1991 Coventry

Andy Smith karierę zakończył. Jednak do polskiej ligi nazwisko powraca. Jack Smith będzie bronił barw Wolfe Wittstock.

Jack z początku nie myślał o tym, aby zostać żużlowcem. Gdy był mały, zupełnie go to nie interesowało. Pasjonował się wtedy piłką nożną. Trenował tę dyscyplinę i był całkiem dobry. W wieku czterech lat wsadziłem go na motocykl, ale od razu było widać, że nie czuje tego kompletnie. Nie złapał bakcyla, więc do niczego nigdy go nie zmuszałem. Pewnego dnia wybrałem się na stadion, aby pomóc dzieciakom poustawiać motocykle i poudzielać im wskazówek. Jack nagle mnie zapytał, dlaczego nie chcę go zabrać ze sobą. Odpowiedziałem, że przecież cię to nie interesuje. A on wtedy nagle wypalił, że chce się ścigać i być żużlowcem. Tak właśnie zaczęła się jego przygoda z tym sportem. Dosyć późno, bo w wieku 14 lat, ale nie zbyt późno. Od razu zrozumiał o co chodzi. Relatywnie szybko zaczął osiągać sukcesy… Podpisaliśmy umowę u Franka Mauera. Mam nadzieję, że starty w barwach Wittstock w polskiej lidze pomogą mu rozwinąć skrzydła. Jestem pewien, że ma talent. Jego atutem są niesamowite starty. Ma chłopak świetny refleks.

Od wielu lat prowadzisz swój biznes. Sprzedajesz akcesoria żużlowe. Pandemia dała się biznesowi we znaki?

Mój biznes na pandemii koronawirusa ucierpiał niesamowicie. Właściwie prawdziwe skutki tego odczuwam dopiero teraz. Rok temu o tej porze  wszyscy zamawiali części u mnie i przygotowywali się do jazdy, więc biznes wyglądał wtedy prawie normalnie. Tych wszystkich części, które u mnie kupili, z uwagi na brak startów finalnie w tym roku nie używali. Większość z nich po prostu przeleżała w warsztatach. Nie potrzebują więc nowych na kolejny rok. Teraz przez to nie mam prawie żadnych nowych zamówień. Także wesoło nie jest.

Jak oceniasz żużel w czasach swojej kariery i ten obecny. Co się zmieniło?

Po pierwsze reprezentacja Wielkiej Brytanii była wtedy dużo mocniejsza,  aniżeli obecnie. Wydaje mi się, że ten sport stał się również bardziej wyrównany. Kiedyś doścignięcie takich asów, jak Tony Rickardsson czy Tomasz Gollob, było praktycznie niemożliwe. Dziś każdą rundę Grand Prix może wygrywać ktoś inny i nie jest to sensacja. Kolejna kwestia to zmiany w przepisach, zasadach, regulaminach. Mamy setki przepisów, które są bez sensu. Pamiętam swoje pierwsze kontrakty, które podpisywałem w klubach. Mieściły się one na jednej kartce papieru i zawierały sześć podpunktów. Dziś przypominają Biblię. Uważam, że w żużlu pojawiło się również zbyt wiele polityki oraz biznesu. Polityka nigdy nie powinna być obecna w sporcie.

A co myślisz o ostatnim ograniczeniu startów dla zawodników startujących w Ekstralidze?

Jeżeli chodzi o ograniczenie występów zawodników w poszczególnych ligach, to ten medal ma dwie strony. Z jednej strony inne nacje będą  cierpiały. Nie czarujmy się – zawodnik pojedzie tam, gdzie opłaca się najbardziej. Z drugiej strony rozumiem Polskę. Pompują w tę dyscyplinę niebotyczne pieniądze i obawiają się, że pozwalając swoim zawodnikom na występy w kilku ligach jednocześnie istnieje większe ryzyko, że któryś z nich odniesie kontuzję. Tym samym raz liga będzie mniej atrakcyjna dwa – pieniądze na kontrakt właściwie przepadną. Każda teoria się w tym przypadku obroni.

Andy, powiedz, co ci dał żużel w życiu?

Bardzo wiele. Przede wszystkim robiłem to, co kochałem. Mało kto tak ma. Dzięki startom na żużlu poznałem całe mnóstwo wspaniałych ludzi, z którymi mam kontakt do dziś. Uwielbiałem czasy, w których się ścigałem. Nie zmieniłbym niczego w swoim życiu. Gdybym miał cofnąć się o 40 lat wstecz, podjąłbym tę samą decyzję i zostałbym żużlowcem. Masa niesamowitych wspomnień oraz przeżyć. Tego nikt mi nie zabierze. 

Najgorszy moment w Twojej karierze, to…

Zdecydowanie kontuzje, jakie miałem. Szczególnie dużo skomplikowała ta, którą odniosłem na długim torze. To chyba było w Pfaffenhofen.

Upadek Smitha w Pffafenhofen

Mówisz, że życia byś nie zmienił. Zakończę pytaniem, czy jako zawodnik czujesz się spełniony?

Szczerze? Nie. Każdy sportowiec, jak zaczyna karierę, chce być najlepszy. Byłbym spełnionym zawodnikiem, gdyby udało mi się wywalczyć tytuł indywidualnego mistrza świata. Ta sztuka się nie udała. Pamiętam radość, jaką po wywalczeniu tytułu okazywał mój przyjaciel od dzieciństwa, Gary Havelock. Cieszyłem się z nim, ale pytałem siebie „czemu to nie ty?”. Myślę, że byłem dobrym zawodnikiem, ale do końca się nie spełniłem. Zabrakło „wisienki” na torcie w postaci tytułu indywidualnego mistrza świata.

Dziękuje za rozmowę.

Dziękuje i pozdrawiam kibiców w Polsce, szczególnie tych bydgoskich.

Rozmawiał ŁUKASZ MALAKA, współpraca redakcyjna SEBASTIAN SIREK

CZYTAJ TAKŻE:

9 komentarzy on Żużel. Andy Smith: Gollobowie nie bali się niczego. Na mecz w Tarnowie jechałem… taksówką (WYWIAD)
    Slawek
    1 Dec 2020
     4:55pm

    No i proszę kolejny „wspomnień czar”. Jak na zawołanie. Bardzo sympatyczny zawodnik i te ówczesne fryzury a’la czeski hokeista😀 – Super. Kolejny raz brawa dla Dziennikarzy (tym razem współpraca)😉 i oczywiście rozmówcy. Teraz należy życzyć synowi sukcesów nie gorszych od tych ojca. Trzymam kciuki i powodzenia Jack.

    Ⓜⓤⓒⓗⓞⓜⓞⓡⓔⓚ
    1 Dec 2020
     4:55pm

    Kolejna wspaniała historia żużlowca – Dziękuję panie Łukaszu!

    Ale zacząłem przeglądać informacje na temat Andy Smith’a i zauważyłem dość ciekawą rzecz.
    16 lat jeździł w Polskich ligach a w latach 2002-2003 w WKM Warszawa, czyli na stadionie Gwardii który dziś zarósł już trawą i wnet zostanie ZLIKWIDOWANY.

    I tak jak fajny wywiad z żużlowcem z innych, przeszłych czasów, wzbudził pewną nostalgię, tak wygląd obiektu w Warszawie spowodował … smutek.

    misterx
    1 Dec 2020
     8:30pm

    Andy!!! Wracają wspomnienia z bydgoskiego owalu. Walczak! Świetny wywiad. Warto rozwinąć temat znajomości z Jackiem 🙂

    Mmm
    2 Dec 2020
     12:24pm

    Andy Smith jak doczytałem Polskie obywatelstwo ma od 1999 roku natomiast według mnie pierwszym obcokrajowcem żuzlowcem jezdzacym w polskiej lidze jest Georgi Petranov posiadajacy polskie obywatelstwo od 1992 roku.

    robex
    3 Dec 2020
     11:04am

    Pozdrowienia dla Andiego Smitha, który zawsze walczył na torze. Dawał z siebie wszystko. Świetny żużlowiec. Pełne trybuny w Bydgoszczy, Andy pod taśma… to były piękne czasy 🙂

    Banaś Arek
    3 Dec 2020
     12:07pm

    Pierwsze obywatelstwo dostał Georgi Petranov i nawet awansował do finału mistrzostw Polski w 1993 roku.

    Żużel. Po groźnym wypadku wywalczył mistrzostwo kraju. Syna nazwał Jack po Jacku Gollobie  - PoBandzie - Portal Sportowy
    20 Dec 2021
     4:00pm

    […] Wspomnienia Andy Smitha z czasów startów w Polsce możecie przeczytać tutaj.  […]

Skomentuj

9 komentarzy on Żużel. Andy Smith: Gollobowie nie bali się niczego. Na mecz w Tarnowie jechałem… taksówką (WYWIAD)
    Slawek
    1 Dec 2020
     4:55pm

    No i proszę kolejny „wspomnień czar”. Jak na zawołanie. Bardzo sympatyczny zawodnik i te ówczesne fryzury a’la czeski hokeista😀 – Super. Kolejny raz brawa dla Dziennikarzy (tym razem współpraca)😉 i oczywiście rozmówcy. Teraz należy życzyć synowi sukcesów nie gorszych od tych ojca. Trzymam kciuki i powodzenia Jack.

    Ⓜⓤⓒⓗⓞⓜⓞⓡⓔⓚ
    1 Dec 2020
     4:55pm

    Kolejna wspaniała historia żużlowca – Dziękuję panie Łukaszu!

    Ale zacząłem przeglądać informacje na temat Andy Smith’a i zauważyłem dość ciekawą rzecz.
    16 lat jeździł w Polskich ligach a w latach 2002-2003 w WKM Warszawa, czyli na stadionie Gwardii który dziś zarósł już trawą i wnet zostanie ZLIKWIDOWANY.

    I tak jak fajny wywiad z żużlowcem z innych, przeszłych czasów, wzbudził pewną nostalgię, tak wygląd obiektu w Warszawie spowodował … smutek.

    misterx
    1 Dec 2020
     8:30pm

    Andy!!! Wracają wspomnienia z bydgoskiego owalu. Walczak! Świetny wywiad. Warto rozwinąć temat znajomości z Jackiem 🙂

    Mmm
    2 Dec 2020
     12:24pm

    Andy Smith jak doczytałem Polskie obywatelstwo ma od 1999 roku natomiast według mnie pierwszym obcokrajowcem żuzlowcem jezdzacym w polskiej lidze jest Georgi Petranov posiadajacy polskie obywatelstwo od 1992 roku.

    robex
    3 Dec 2020
     11:04am

    Pozdrowienia dla Andiego Smitha, który zawsze walczył na torze. Dawał z siebie wszystko. Świetny żużlowiec. Pełne trybuny w Bydgoszczy, Andy pod taśma… to były piękne czasy 🙂

    Banaś Arek
    3 Dec 2020
     12:07pm

    Pierwsze obywatelstwo dostał Georgi Petranov i nawet awansował do finału mistrzostw Polski w 1993 roku.

    Żużel. Po groźnym wypadku wywalczył mistrzostwo kraju. Syna nazwał Jack po Jacku Gollobie  - PoBandzie - Portal Sportowy
    20 Dec 2021
     4:00pm

    […] Wspomnienia Andy Smitha z czasów startów w Polsce możecie przeczytać tutaj.  […]

Skomentuj