Żużel. Anders Thomsen: Marzę o jeździe na 115 procent. Wyjście na ryby najlepszym sposobem na stres (WYWIAD)

Anders Thomsen. Foto: Radek Kalina/ Stal Gorzów
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Urodzony w Odense Anders Thomsen w tym roku ponownie będzie zdobywał punkty dla gorzowskiej Stali. Z uczestnikiem cyklu Grand Prix rozmawiamy o planach na nadchodzące miesiące, porozbijanych motocyklach i inwestowaniu zarobionych w Polsce pieniędzy.

 

Anders, za moment zaczyna się kolejny żużlowy sezon. Jakie masz oczekiwania czy cele na rok 2022?

Na pewno chciałbym ustabilizować swoją formą w polskiej lidze. Jej wyznacznikiem będzie dla mnie średnia biegopunktowa po sezonie. Oczywiście niezmiernie ważny jest kolejny rok startów w cyklu Grand Prix. Po roku startów wiem „z czym się je” rywalizację z najlepszymi zawodnikami świata i pora pokazać się ze zdecydowanie lepszej strony. Choć 2021 w Grand Prix do jakichś bardzo tragicznych sezonów nie należał, biorąc pod uwagę, że był to mój debiutancki rok. Nie będę mówił, że chcę zostać mistrzem świata, ale chciałbym więcej niż raz stanąć na podium jednego z turniejów.

Wróćmy do Twoich początków. Co sprawiło, że zostałeś żużlowcem?

Nie było wyboru. To było zapisane w gwiazdach. Mój dziadek od strony taty był żużlowcem, tato się ścigał, to jaki miałem wybór? (śmiech) Tak na poważnie, to jak miałem trzy lata, to mój tato miał wypadek, złamał nogę. Od tego momentu ja zacząłem wsiadać na motocykl. Od tamtej pory niemal każdy weekend spędzałem pod okiem taty na torach żużlowych. A obecnie tato też jest obok mnie i mnie wspiera, jak tylko może.

ZOBACZ TAKŻE: ANDERS NIE BYŁ ZBYT GRZECZNYM DZIECKIEM – ROZMOWA Z JANEM THOMSENEM, OJCEM ZAWODNIKA

Wielokrotnie wspominałeś, że Twoim idolem nie był Hans Nielsen ani Erik Gundersen, a Szwed – Tony Rickardsson.

Tak oczywiście było i nadal jest. Tony bez żadnych wątpliwości był doskonałym zawodnikiem i oglądając go na torze marzyłem o tym, aby kiedyś być taki jak on. 

Anders, powiedz w jakim wieku po raz pierwszy byłeś na zawodach żużlowych?

To było jedno ze spotkań, w których startował mój tato. Z opowiadań wiem, że miałem wtedy około roku (śmiech).

Co sprawiało Ci najwięcej problemów na początku Twojej kariery?

Może wyda się to kuriozalne, ale to, by po prostu nie spaść z motocykla. Miałem do tego niezwykłe tendencje. Sporo moich motocykli zostało przez upadki zniszczonych. Bardzo wiele kłopotów, jak w większości przypadków, jeśli mówimy o młodych zawodnikach, stanowiła również ekonomia, czyli odpowiednie spięcie przychodów i wydatków niezbędnych w tym sporcie. 

Rodzice byli przeciwni temu byś został żużlowcem?

Tata oczywiście nic przeciwko nie miał. Gorzej było z mamą, ponieważ była zdecydowanie temu wyborowi przeciwna. Uwierz mi, że do tej pory moja widziała na żywo tylko jeden mój bieg. Niestety, ale tak się przejmuje, że nie ogląda ani w telewizji, ani tym bardziej na żywo. 

W sezonach 2013 – 2016 startowałeś w Anglii. Powiedz na swoim przykładzie, co starty na Wyspach dają młodemu zawodnikowi?

Na pewno mi dały bardzo dużo. W Anglii trzeba być mocno samodzielnym. W młodym wieku trzeba się tam szybko uczyć. Począwszy od żużla, poprzez zarządzanie swoją działalnością, ludźmi, na radzeniu sobie w nie najłatwiejszych sytuacjach kończąc. Ja tak naprawdę dopiero w Anglii się dowiedziałem, na czym polega prawdziwy żużel. 

Jak to się stało, że w 2015 roku trafiłeś do Kolejarza Rawicz?

Wiesz, powiem Ci szczerze, że nie pamiętam, jak znalazłem się w Rawiczu. Jednak starty w Kolejarzu dały mi możliwość szerszego pokazania się w Polsce. W Rawiczu akurat zacząłem w końcu jeździć i szybko i zarazem nieco skuteczniej. To sprawiło, że po roku byłem już w Gdańsku. Uważam dzisiaj, że ten rok w Rawiczu był dla mnie przełomowy, jeśli chodzi o moją karierę. To tam mnie dostrzeżono. 

Od paru sezonów startujesz w Gorzowie. Jak się czujesz w tym klubie?

W Gorzowie czuję się doskonale i to nie jest żadna tajemnica. Cała tajemnica sukcesu tkwi w tym, że w tym klubie człowiek czuję się drużyną nie tylko na torze, ale również poza nim. Niektórzy czytelnicy mogą myśleć, iż gadam banały, ale z mojego punktu widzenia tak to właśnie  wygląda. 

Przed parafowaniem aktualnej umowy z gorzowskim klubem miałeś sporo propozycji z innych klubów?

Tak. Nie będę tego ukrywał. Propozycji miałem sporo, jednak najważniejsze dla mnie jest środowisko. W Gorzowie czuję się bardzo dobrze i chciałbym tu jeszcze sporo sezonów pojeździć, aczkolwiek to nie zależy tylko ode mnie, ale i od klubu. 

Kto zajmuje się Twoimi silnikami w sezonie 2022?

Rozpocząłem ostatnio współpracę z węgierskim tunerem, Luigim Barathem. Działamy razem od połowy minionego sezonu. Tu jest taki plus, że mój tuner stanowi część naszego teamu, jeździ ze mną na zawody i to ogromna zaleta. 

Tuner jest Węgrem, mechanicy również pochodzą z tego kraju. Skąd ta nietypowa, węgierska „miłość”?

Tuner jest po prostu bardzo dobry, a z mechanikami było tak, że wcześniej pracowali u innego duńskiego zawodnika, który uległ kontuzji i ja postanowiłem ich niejako „przejąć”. Komunikujemy się  po angielsku, nie po węgiersku i ja z tego „węgierskiego” układu jestem zadowolony. 

Sportowe marzenia Andersa Thomsena?

Marzeniem numer jeden jest oczywiście złoty medal mistrzostw świata. W innym wypadku jeżdżenie na żużlu nie miałoby sensu. O tym marzy każdy zawodnik, który staje się żużlowcem. Chciałbym jak najszybciej stać się uznanym zawodnikiem, takim na poziomie naprawdę światowym, o ustabilizowanej formie. A w Polsce jak najszybciej ze Stalą podnieść do góry puchar za Drużynowe Mistrzostwo Polski. 

Jak myślisz, nad jakimi elementami musisz jeszcze najmocniej pracować, aby te sukcesy w Grand Prix z marzeń zamienić w fakty?

Trzy czwarte sukcesu to start i ten element wciąż wymaga intensywnej pracy. Od początku kariery to był mój mankament. Bardzo dużo nad startami od lat pracuję i systematycznie widać efekty. Lepiej wjechać w łuk jako pierwszy i starać się kontrolować sytuację, niż od tego pierwszego łuku gonić rywali. 

A co uważasz za swój atut?

Osobiście myślę, że należę do tych zawodników, którzy potrafią trzymać gaz i skutecznie się napędzać podczas biegu. 

W ubiegłym roku po raz pierwszy stanąłeś na podium Grand Prix. Co czułeś podczas takiego „debiutu”?

To jest uczucie, którego się chyba nigdy nie zapomina. Zaczynasz na motorkach o pojemności 50 ccm, oglądasz mistrzostwa świata i jako mały chłopak marzysz o tym, aby kiedyś tam stanąć. Mija wiele lat, wiele przeżyć i nagle po prostu ty na to podium idziesz. Ja nie potrafię opisać tego, co się wtedy czuje. To jest niesamowite uczucie. Chyba by je skuteczniej określić, trzeba je po pro stu samemu przeżyć, a to jest dane tylko żużlowcom i to też nie wszystkim. 

Długo przeżywasz w sobie porażki?

Przyznam uczciwie, że tak bywa. Staram się to zmienić, ponieważ logiczne jest, że nie zawsze można wygrywać i jest z tym coraz lepiej. Z drugiej strony przeżywasz, ponieważ chcesz wygrywać, a wygrywanie – a raczej jego chęć – to najlepsza motywacja dla sportowca. Powiem szczerze, że teraz, gdy młodszy zawodnik mnie pokona, to budzi u mnie to szacunek i potrafimy „przybić żółwia”. Kiedyś bywało z tym różnie. Jak widać, każdy żużlowiec też ma swoje wady i zalety (śmiech).

Rozumiem stres Anders odreagowujesz na tonie natury?

Oczywiście. Najlepszy sposób to wędka i wyjście na ryby. Czego chcieć więcej poza ciszą, spokojem i dobrymi złowionymi okazami (śmiech).

Inwestujesz w coś zarobione pieniądze?

Na tym etapie kariery wszystko jest inwestowane w speedway. Chcę mieć jak najlepszy sprzęt i to trochę środków pochłania. 

Myślisz już co będzie po zakończeniu kariery?

Nie. Nie mam żadnych planów. Póki co skupiam się na żużlu, a co życie przyniesie, to pokaże czas. 

Czym różni się  jazda w Grand Prix od startów w lidze?

Różnica jest spora. Przed startami w Grand Prix byłem pewien, że różnicy dużej być nie może, ale się myliłem. Jest większa presja i jeśli w lidze każdy jedzie na 100 procent, to w mistrzostwach świata na 110. Ja marzę o jeździe na 115 procent (śmiech).

Kto najbardziej wspiera Cię w karierze?

Bez wątpienia mój ojciec oraz moja menadżerka, Sandra Salman. Za to bardzo im dziękuję.

Co (lub kto) najbardziej podoba Ci się w Polsce? Kobiety, jedzenie, a może coś jeszcze innego?

W Polsce podoba mi się chyba wszystko. To bardzo fajny kraj. Jesteście niesamowicie gościnni, bardzo podoba mi się przyroda. Oczywiście Polki są ładne i macie doskonałą kuchnię. Jednej rzeczy, której nie lubię, to flaki. Widziałem proces ich gotowania i powiem szczerze – to nie dla mnie (śmiech).

Czego my, Polacy, powinniśmy się uczyć od Duńczyków?

Pytanie jest postawione odwrotnie. Uważam, że to my w Danii mamy się czego od Was uczyć. Byliście krajem, który nie był najbogatszy ekonomicznie, a w wielu aspektach wyprzedzacie Danię. Wasz kraj bardzo szybko się rozwija i macie rzeczy, których możemy zazdrościć. Jak jesteśmy przy sporcie – to choćby stadiony. Chociaż nie, przepraszam, jest jedna rzecz, którą powinniście poprawić. To biurokracja. W Polsce sprawy urzędowe trwają zdecydowanie za długo. 

Dziękuje za rozmowę.

Ja również i pozdrawiam wszystkich kibiców.

Rozmawiał ŁUKASZ MALAKA