Luke Becker. fot. materiały prasowe Falubazu Zielona Góra

Luke Becker był nieocenionym wsparciem Enea Falubazu Zielona Góra podczas pierwszego meczu półfinałowego przeciwko Ostrovii. Amerykanin po raz kolejny zaliczył świetne spotkanie w Ostrowie Wielkopolskim, zdobywając 11 punktów oraz 2 bonusy, będąc obok Przemysława Pawlickiego i Rasmusa Jensena liderem żółto-biało-zielonych.

 

Zielonogórzanie bardzo męczyli się w początkowej fazie zawodów. W pewnym momencie przegrywali już dziesięcioma punktami, a jedynym zawodnikiem, do którego nie można było mieć pretensji był Przemysław Pawlicki. Z biegiem meczu dołączyli do niego Rasmus Jensen oraz Luke Becker. Amerykanin po dwóch seriach miał na swoim koncie zaledwie dwa punkty, ale w trzecim starcie wspólnie z Pawlickim dali sygnał do ataku wygrywając podwójnie. Sztab szkoleniowy natychmiast zareagował na to desygnując Beckera w ramach rezerwy taktycznej i ponownie wraz z “Shamekiem” nie dali szans rywalom.

– Chyba nikt z naszej drużyny nie spodziewał się aż tak trudnego spotkania. Paru naszych chłopaków miało słabszy dzień, ale w tym tkwi właśnie nasza siła, że jeśli jednym idzie gorzej, to drudzy nadrabiają i przekazują im wskazówki. Mamy świetnie zbalansowany zespół, a jeśli każdy z nas jedzie na swoim poziomie, to jesteśmy nie do zatrzymania – powiedział nam 24-latek tuż po meczu.

Zielonogórzanie bardzo męczyli się szczególnie ze startu, który tego dnia był kluczowy, a na dystansie niewiele dało się zdziałać.

– Sporo zmieniałem w ustawieniach podczas spotkania. Tak naprawdę dopiero na ostatnie wyścigi znalazłem przełożenia, z których byłem zadowolony. Ostrowski tor też się trochę zmienił od ostatniej naszej wizyty tutaj – było bardzo twardo. To z pewnością również miało wpływ na naszą początkową dyspozycję – wyjaśnił Becker.

– Po pierwszych kilku wyścigach atmosfera w naszym teamie była bardzo gorąca, ale to normalne w takich okolicznościach. Mimo to bardzo żywo ze sobą dyskutowaliśmy i próbowaliśmy znaleźć optymalne ustawienia. Ważne jest nie to, jak zaczynamy, a jak kończymy. W tym przypadku sprawdziło się to idealnie – kontynuował.

Dla Amerykanina obecny sezon jest bardzo pechowy. Jeszcze przed startem rozgrywek nabawił się kontuzji nogi i ominął kilka pierwszych kolejek 1. Ligi. Gdy wrócił prezentował się całkiem nieźle, lecz podczas wyjazdowego spotkania w Bydgoszczy ponownie doznał urazu. 24-latek pokazuje jednak, że drzemie w nim ogromny potencjał i w ważnych momentach potrafi świetnie punktować. Nic dziwnego, że zainteresowanie jego usługami przejawia kilka klubów z zaplecza PGE Ekstraligi.

– Tak naprawdę jeszcze nie wiem, w którym klubie przyjdzie mi startować. Sprawa jest otwarta, lecz podchodzę do tego ze spokojem. Były luźne rozmowy z paroma działaczami, ale raczej bez żadnych konkretów. Poczekam na koniec sezonu i wtedy podejmę decyzję – zakończył tajemniczo Becker.